Po powrocie z
Ferrari World wszyscy byliśmy bardzo zmęczeni. Grudniowy upał, moc atrakcji i wrażeń oraz niespotykana prędkość górskiej kolejki dały się nam we znaki. Udaliśmy się do swoich pokoi i każdy z nas cieszył się na spokojny wieczór w łóżku. Ale wiecie jak to jest w tej pracy,
masz plany...
Jak tylko sięgnęłam po magazyn i zagłębiłam się w lekturę, przyszła wiadomość od kapitana: "możliwy lot". I teraz nie wiadomo co robić? Iść spać i mieć nadzieję, że jednak nie polecimy? Ubierać mundur? Na wszelki wypadek powrzucałam wszystkie rzeczy do walizki i zrobiłam menu na podstawie room service. Ponieważ spaliśmy w
dobrym hotelu, to w razie lotu last minute wiedziałam, że mogę liczyć na zabranie jedzenia ze sobą.
Jakąś godzinę później zadzwonił hotelowy telefon. "Lecimy do Ammanu, 5 pasażerów, za 30 min w lobby?" - zapytał kapitan.
-"A jedzenie?" - tylko z siebie wydusiłam.
-"Ktoś z firmy się z tobą skontaktuje"- powiedział pilot i się rozłączył.
I teraz tak, nie mam problemu z byciem gotowym w 30 min. Tym bardziej, że walizka już była spakowana, a ja wykąpana. Pozostało mi tylko ubranie munduru i zrobienie makijażu (który ostatecznie mogę zrobić w samochodzie). Jedyny problem to szykowanie się i składanie zamówienie na jedzenie w tym samym czasie.
Po kilku minutach dostałam wiadomość, że mam zamówić jedzenie dla 5 pasażerów. Jeszcze tylko dopytałam kapitana przez whatsupp'a kiedy lecimy i ile trwa lot (1:45). Zrobiłam szybkie zamówienie z room service i zbiegłam na dół do recepcji.
Moi piloci już na mnie czekali. Jeszcze musieliśmy poczekać 20 min na jedzenie i w drogę.
Dojechaliśmy na lotnisko, żeby dowiedzieć się, że nie mamy pozwolenia na lot i że będzie 6 pasażerów.
Na szczęście mam już wprawę w robieniu z pięciu porcji sześciu, więc jakoś mnie to specjalnie nie zmartwiło.
W końcu mogliśmy wejść na pokład i tam czekać na naszych pasażerów. Zanim zdążyłam wszystko przygotować, pilot powiedział: "zabieramy tylko 2". No to, schowałam dodatkowe szklanki, które wyjęłam sobie, żeby zaproponować coś do picia przed startem.
-"A Teresa" - obrócił się znowu dowodzący w moją stronę -"coś jeszcze, lecimy do Aten."
-"Żartujesz sobie teraz ze mnie?" - zapytałam, bo Amman, a Ateny to jednak jest różnica.
-"Nie, zmiana planów. Pasażer chce teraz lecieć do Aten."
-"To ile ten lot potrwa?"- zapytałam, bo już przeczuwałam, że to nie będzie krótka noc.
-"4 godziny"
Cztery godziny lotu, to nie jest tragedia. Pod warunkiem, że jest się wypoczętym i nie jest się nastawionym na niecałe dwie. Do tych czterech godzin dołożyliśmy jeszcze godzinę opóźnienia czekając na papiery na lot do Ammanu. I następną, dla odmiany już z pasażerami na pokładzie, czekając na papiery na lot do Aten.
Co zrobić? Jak pasażer zmienia zdanie......
W Grecji mieliśmy tylko minimalny odpoczynek i dobrze, bo hotel był z serii tych gorszych.😝