poniedziałek, 29 września 2014

Kazań

Podczas ostatniej rotacji po raz drugi odwiedziłam stolicę Tatarstanu - Kazań. Ponieważ tym razem mieliśmy hotel na uboczu, to spędziłam leniwy dzień w hotelu.
Poniżej natomiast znajdują się zdjęcia z mojego pierwszego pobytu w tym mieście.

brzydkie centrum

Zza murów Kremla wyłania się meczet Qolşärif - największy meczet Rosji.

Sobór Zwiastowania

detal architektoniczny z Pałacu Gubernatora

Muszę przyznać, że ogrom budynków Kremla w Kazaniu może przytłoczyć. Nierealność miejsca jest warta polecenia.


piątek, 26 września 2014

Widoki z okna

start z Moskwy

parking na lotnisku Olbia

nad Alpami

lądujemy w Nicei

wieczorem - powrót do Polski

środa, 24 września 2014

Parę słów o pracy - część IV

Po zakończonych przygotowaniach ( http://zzyciastewardessywziete.blogspot.com/2014/08/pare-sow-o-pracy-czesc-iii.html ), oczekuję na pasażerów w drzwiach samolotu. W tym czasie w kabinie unosi się zapach rozpylonych przeze mnie perfum, gra muzyka, ekrany pokazują trasę naszego przelotu, a na stolikach znajdują się gazety i drobny poczęstunek.

Często kapitan wyjeżdża po pasażerów do terminalu, lub jeżeli nie ma takiej możliwości wita ich przy schodkach samolotu. Do załogi cockpitu należy również załadowanie bagażu naszych gości do bagażnika. W tym czasie ja serwuję gorące ręczniki, podaję napoje, kolorowe magazyny, zabawki dla dzieci. Na długich lotach oferuję również kapcie, w zimie wieszam okrycia w szafie, przedstawiam się i przygotowuję kabinę do startu - proszę o zapięcie pasów, zbieram szklanki, talerzyki.

Po starcie wręczam menu i zbieram zamówienia na napoje. Podaję jedzenie na stolikach przykrytych białymi obrusami. Serwowany posiłek zależy od wielu czynników, zazwyczaj są to przystawki, sałatka i/lub zupa, główne danie, deser, sery, owoce, kawa/herbata. Wszystko w towarzystwie wybranych alkoholi lub napojów bezalkoholowych - przy krótkim locie trzeba naprawdę się spieszyć. Zdarza się, że pasażerowie chcą jeść później, lub proszą tylko o kawę. Serwis na życzenie.

Po posiłku sprzątam talerze, jeżeli czas na to pozwala oferuję naszą kolekcję filmów na DVD, które moi goście mogą obejrzeć na dużych monitorach, lub na małych przenośnych odtwarzaczach. Często pasażerowie na długich lotach wolą się przespać, wtedy rozkładam fotele, kanapę, podaję koce i przyciemniam światło. Sprawdzam jeszcze czystość toalety i na palcach przemykam do kuchni, zamykając za sobą drzwi.

W końcu czas dla siebie! Odgrzewam  jedzenie dla chłopaków i dla siebie. Jemy, staram się ogarnąć swoje miejsce pracy i usiąść choć na chwilę. Co jakieś 20 minut lekko uchylam drzwi i patrzę, czy moi pasażerowie śpią. Przy fotelach znajduje się przycisk przywołania stewardessy, jednak nie każdy lubi go używać, dlatego co jakiś czas bezszelestnie przemykam przez kabinę - powinnam być widziana, a nie słyszana. Zbieram śmieci, oferuję coś do picia, deser, owoce.

Po lądowaniu oddaję płaszcze, dziękuję i żegnam pasażerów przy wyjściu. Teraz chłopaki rozładowują bagażnik, a ja przeszukuję kabinę, czy moi goście czegoś nie zapomnieli. I już biorę się za sprzątanie. Oddaję pranie, naczynia do mycia, wyrzucam śmieci. 

Wracamy do hotelu, gdzie jeszcze tego samego wieczoru sprawdzam system w poszukiwaniu informacji na następny lot. Jeżeli jest on następnego dnia to: zamawiam catering, biegnę na zakupy....

sobota, 20 września 2014

Ryga

Od dłuższego już czasu chciałam wybrać się do stolicy Łotwy. Planowałam wykupienie biletu za uzbierane mile (ostatecznie wykorzystałam je na wyjazd do Kopenhagi), zawsze jednak coś stawało mi na przeszkodzie. A tu proszę jaka niespodzianka - lot służbowy do Rygi z całodniowym pobytem!

Rzeźba przed Muzeum Sztuki.


Zaczęliśmy nasz spacer od Soboru Narodzenia Pańskiego, który znajduje się tuż przy naszym hotelu.


Następnie udaliśmy się na Stare Miasto, które można obejść w jedno przedpołudnie.

Trzej Bracia

Dom Bractwa Czarnogłowych

Widok z wieży Kościoła Świętego Piotra

Dom Kotów - kot z dachu stał się symbolem miasta.

I tak w ciepłych promieniach słońca spędziliśmy ten dzień. Jeszcze wspólna kolacja, jutro przelot do Nicei i wieczorem powiem do widzenia pracy na następne dwa tygodnie!


czwartek, 18 września 2014

Galeria Tretiakowska

Postanowiłam wykorzystać dogodną lokalizację moskiewskiego hotelu i spędzić dzień ze sztuką, udałam się więc do najsłynniejsza galerii miasta - Tretiakowskiej.

wejście do budynku

Galeria założona w latach 50-tych XIX wieku zawiera dzieła największych rosyjskich malarzy (oraz trochę rzeźb).

Czy tylko mnie ten obraz wydaje się znajomy? Czy może był w jakimś szkolnym podręczniku?

W.G. Pierow "Trojka"

Następnie moją uwagę zwróciły wspaniałe pejzaże.

A. Kuindżi "Dniepr o poranku"


I sala poświęcona malarstwu Iwana Szyszkina:

Mój ulubiony "Poranek w sosnowym lesie" - misie domalował kolega malarza.

Nie byłabym sobą, gdybym nie zachwyciła się orientalizmem na obrazach Wasilija Wierieszczagina.

"They are triumphant"

Kolejne sale pełne są przepięknych ikon, ale niestety zauważyłam zakaz fotografowania (wydaje mi się, że obowiązuje on w całej galerii, tylko ja się zorientowałam późno).

Po tak spędzonym przedpołudniu chciałam już tylko położyć się na hotelowym łóżku. Niestety, gdy potrzebna jest taksówka to nigdy jej nie ma.

Wymuszony spacer przez most z kłódkami zakochanych.

kłódka-serce

Pogoda dopisała - Kreml w pięknym słońcu.

A dziś zamiast dalej zwiedzać Moskwę, pracuję. 


poniedziałek, 15 września 2014

Beverly Hills meets Arbat

Po zwariowanym dniu Kazań- Genewa- Zurych- Moskwa i dwudziestu godzinach w pracy dotarłam do hotelu. Zazwyczaj zatrzymujemy się na obrzeżach rosyjskiej stolicy i nie mamy możliwości zwiedzania. Tym razem jednak, wielka niespodzianka, hotel w centrum! (Ten na obrzeżu był zarezerwowany - hurra!)

Ponieważ przegapiłam śniadanie (odsypiałam nocne przebazowanie), a poprzedniego dnia przegapiłam kolację, no i zbliżała się pora lunch (czyli obiadu -jak powiedzieliby niektórzy), razem z pierwszym oficerem wyruszyliśmy na Arbat w poszukiwaniu jedzenia.


I tak trafiliśmy z moskiewskiej ulicy do Beverly Hills. Otwartej 24 godziny na dobę jadłodalni w stylu lat 50-tych (w wersji amerykańskiej).

Neony, plakaty i głośna muzyka.

Siedziska jak w filmie.

Serwuje się tu wszystko od tradycyjnego amerykańskiego fast-foodu, poprzez barszcz, makarony i sałatki.

Przede wszystkim warte polecenia jest to : czekoladowo-bananowy milk-shake- niebo w ustach.

Tak posileni zdecydowaliśmy się na mały spacer po słonecznym Placu Czerwonym.


I na koniec dwa artystyczne ujęcia fontanny.


Tutaj widać, że to są konie :)
 Wygląda na to, że jeszcze jutro będę w Moskwie - plan dalszego zwiedzania już ułożony.


sobota, 13 września 2014

Rosenborg

Ostatni dzień pobytu w Kopenhadze poświęciłam na zwiedzanie dwóch atrakcji: akwarium i Pałacu Rosenborg.


Budowę rozpoczął Chrystian IV w 1606 roku, miała być to podmiejska letnia rezydencja. Obecnie znajduje się tutaj jedno z najlepszych muzeów pałacowych wnętrz jakie było mi dane zobaczyć. Przede wszystkim posiadłość nigdy nie została zbombardowana, czy też spalona, co sprawia, że eksponaty są autentyczne.


bursztynowy żyrandol

niesamowite arrasy

Długa Sala, zwana też Salą Rycerską - tronu strzegą trzy srebrne lwy.

składzik z cennym szkłem


 Po obejrzeniu trzech pięter pełnych przepychu, za cenę tego samego biletu (90 koron) udaję się do skarbca.

Korony tu znajdujące się są nadal używane przez rodzinę królewską.



sala z bronią

Budynek od podwórza, przed wejściem znajduje się warta honorowa.

Po spędzonych trzech dniach w stolicy Danii, trzeba było wracać do pracy.

środa, 10 września 2014

Christiania

Po odpoczynku w Nyhavn kontynuowałam zwiedzanie Kopenhagi.

Kolorowe budynki w porcie Nyhavn.

Uparcie, resztkami sił, na piechotę dotarłam do Christianshavn - dzielnicy bardzo podobnej do Nyhavn.


Do ciekawszych budynków w tej okolicy należy Kościół Najświętszego Zbawiciela (dla tych zaprawionych w bojach polecam wspinaczkę na jego zakręconą wieżę).


Jednak główną atrakcją Christianshavn jest Wolne Miasto Christiania, zwane również Dzielnicą Zielonych Latarń. Zielonego oświetlenia tam nie widziałam, można natomiast dojrzeć sporo zielonych liści bardzo specyficznej rośliny.

Napis witających przybyszów, po drugiej stronie widnieje natomiast informacja :" Teraz wchodzisz do Unii Europejskiej" - wniosek:  Christiania nie należy do wspólnoty.

Osiedle to ma od 1971 roku status niezależnej społeczności. Powstało ono na terenie opuszczonych koszarów wojskowych, gdzie hippisi stworzyli bardzo kolorową i bardzo bałaganiarską przestrzeń. Niestety z czasem oprócz artystów miejsce zamieszkali narkomani, alkoholicy i prostytutki.



Budynek mieszkalny - na terenie osiedla mieszka sporo rodzin z małymi dziećmi!

Jedno z bardziej zorganizowanych miejsc - restauracja wegetariańska, nastawiona głównie na turystów.

Chrisiania żyje własnym życiem - życiem komuny. Mieszkańcy - co dziwne - płacą podatki; mają własne sklepy na terenie osiedla, place zabaw, scenę, restauracje, bary, ale też wspólne łazienki (możliwe, że niektóre budynki mają osobne, jednak ci zamieszkujący budynki koszarowe korzystają ze wspólnych sanitariatów). Zauważyłam też budkę z używanymi ubraniami, gdzie można było zostawić niepotrzebne rzeczy dla innych. Teren zamieszkany jest przez artystów i podejrzany element.



I jeszcze jedna ciekawostka: osiedle ma własne prawo. Zakazana jest kradzież, broń i twarde narkotyki. Na przybyszów natomiast czeka następujący regulamin:

- Po pierwsze -" Baw się dobrze", czyli "have fun!"
- Po drugie -" Nie biegaj! Bieganie powoduje panikę." (Wg. mieszkańców biegają tylko złodzieje i policjanci)
-Po trzecie- "No photo - handel haszyszem jest nadal nielegalny."

Co  do punktu trzeciego regulaminu, mały fragment z wikipedii, na dobry początek dnia:

"Kiedy w 2002 władze wystosowały wobec mieszkańców społeczny apel o "zapewnienie wszelkich działań, czyniących handel narkotykami mniej widocznym", dealerzy rozpoczęli sprzedaż towaru w wojskowych mundurach kamuflujących. "

:)

wtorek, 9 września 2014

Kopenhaga

Po wielu przesiadkach na lotnisku Kastrup w końcu udało mi się obejrzeć Kopenhagę.  Dzięki nazbieranym milom lotniczym (program Miles&More) mogłam zarezerwować bezpłatny przelot do Danii.

Z terminala III odchodzi bezpośredni pociąg do miasta i po 14-tu minutach (koszt 36 koron) już byłam na Dworcu Centralnym.


Szybko zameldowałam się w pobliskim hotelu klasy turystycznej (Kopenhaga jest droga) i wyruszyłam na wieczorny spacer.

Prześliczne wesołe miasteczko -Tivoli, na które niestety zabrakło mi czasu.

Ratusz ze smoczą fontanną.


Pełnia księżyca nad budynkiem Giełdy.

Powrót do hotelu bocznymi uliczkami na zasłużony odpoczynek.


Drugi dzień i od samego rana zwiedzanie Okrągłej Wieży.

Widok na stare miasto ze szczytu wieży.

Kastellet, czyli Cytadela - wspaniałe miejsce na spacer, ale niestety padało.

Większość atrakcji miasta położona jest obok siebie, co umożliwia zobaczenie ich podczas dłuższego spaceru. I tak oto po jakiś dwóch godzinach dotarłam do symbolu Kopenhagi.




Jeszcze zdążyłam na zmianę warty pod Pałac Amalienborg - o godzinie 12.
Odpoczynek w Nyhavn i dawka energii - "tradycyjne duńskie naleśniki" - zdecydowanie nie są warte 79 koron!

Po krótkiej przerwie poświęconej na przyglądaniu się uroczym kamieniczkom i starym statkom w porcie Nyhavn, ruszyłam dalej do miejsca, które zasługuje na osobny wpis.