sobota, 19 kwietnia 2025

Bogatego Zajączka

 Z okazji Świąt Wielkanocnych życzę Wam Bogatego Zajączka 😁.
(Zdjęcie podglądowe owego gryzonia, co by Was dziś odwiedził.)


niedziela, 13 kwietnia 2025

Falcon 2000

 W 2020 roku napisałam dla Was serię wpisów o samolotach, na których miałam (i mam) przyjemność pracować.
Dla przypomnienia: Moje samoloty I.
                                 Moje samoloty II.
                                 Moje samoloty III.
Do tego na blogu znajdziecie jeszcze wpis o Challengerze 350.

I to by było na tyle wpisów w całości poświęconym samolotom (jest jeszcze o najsłodszym samolocie świata, ale ja na nim nie latam😉).
Postanowiłam zacząć nadrabiać zaległości i przedstawiać Wam dokładniej moje miejsca pracy.
                                                                     

Drugą połowę marca spędziłam latając na Falconie 2000. Byłam już kiedyś na tym typie, ale oczywiście tego nie pamiętałam. Dodatkowo, każdy samolot może mieć inny rozkład siedzeń, stolików, sof i inne wykończenie wnętrza.

Dassault to francuski producent specjalizujący się w samolotach dyspozycyjnych.

"Samolot dyspozycyjny lub służbowy – samolot używany przez przedsiębiorstwa lub instytucje do służbowych przewozów pasażerów lub ładunków." - za Wikipedią.
Prywatne jety tak często po polsku nazywamy.

Kolorystyka wnętrza tego samolotu mało przypadła mi do gustu. Z dobrych stron - na takim wykończeniu nie widać odcisków palców. 😁

W tym rozkładzie na pokładzie mogliśmy mieć maksymalnie dziewięciu pasażerów. W tym jeden siedziałby na mini kanapie przy wyjściu awaryjnym i startował/ lądował bokiem.
Na nocny rejs mogę przygotować spanie dla czterech osób.
Łazienka jest jedna (ponownie, w tym modelu) z tyłu kabiny. A ja mam wygodne siedzonko za plecami drugiego pilota w kokpicie.
Możemy wykonać lot transatlantycki z Europy bez potrzeby uzupełniania paliwa. (Nasz lot z Taszkientu do Londynu trwał prawie 8 godzin.)

Pokładowa kuchnia na Falconie 2000 jest przyzwoitych rozmiarów. Do tego miałam do dyspozycji piekarnik i mikrofalówkę. Na drugim samolocie w tej firmie jest tylko mikrofala, co przy więcej niż czterech osobach bardzo spowalnia serwis.
Jakby się ktoś pytał, to mamy sprzęt ratunkowy na pokładzie.

Jak podoba się Wam ten samolot? Dla mnie bardzo przyzwoita maszyna.
Moim ulubionym pozostaje jednak Global 6000 (i mam marzenie zacząć latać na 7500💖), a na krótkie rejsy po Europie wybieram Challenger 350.

To teraz czekamy, na czym przyjdzie mi polatać w przyszłych miesiącach. Trzymajcie kciuki!

niedziela, 6 kwietnia 2025

Marzec '25 w pracy.

 Marzec zaczęłam od bardzo krótkiego - 2 dniowego wylotu z nową firmą.

Latałam dla nich w lutym.

Bardzo mała walizka- na bardzo krótki wylot. Ta mieści się w schowku.

Mały skok LOTEm i jestem w Budapeszcie. Mam nadzieję, że dotrę tutaj kiedyś na dłużej.
Spotkałam na herbacie załogę (przed porannym lotem nikt nie pije). I już trzeba było iść spać. Na drugi dzień wczesna pobudka, śniadanie i w drogę. Szybkie dwa loty (w tym jeden na pusto) i koniec pracy na ten wylot. 😆
Kiedy zaczynałam latać, nie robiłam zdjęć lotniczych. Tylko turystyczne. Teraz zawsze fotka w mundurze musi być!

Pasażerowie nie chcieli jeść. Podałam kawę i to było na tyle z serwisu.

Później musiałam odczekać 4 godziny na lot powrotny do domu. 

Po dwunastu dniach w domu wyruszyłam znowu w drogę. Przyleciałam do Dubaju z Emirates i tam rozpoczęłam dwutygodniową rotację. Dawno nie wylatywałam na tak długi czas. Ciężko było się spakować i pożegnać z partnerem. Szybko przyzwyczajamy się do dobrego. 😉

W Dubaju byłam już kilkanaście razy, ale nadal lubię to miasto. Mam tu koleżankę (druga niestety się już wyprowadziła). Mam jeszcze kilka miejsc do zobaczenia. W planach było muzeum, ale firma mi je popsuła i wysłała do Londynu (przez Taszkient). 😆

Kiedyś, dawno temu latałam dla tego operatora. U nich wiele zakupów robi się samemu.

Zaliczyłam dwie wyprawy do sklepów. Na szczęście moja pilotka mi pomogła to wszystko tachać. Pilot się do tego nie kwapił. Wstyd panowie!

Załadowani, ale po cywilnemu, bo lot na pusto, zjawiliśmy się w prywatnym terminalu.

W Dubaju to mają rozmach.

Lot na pusto, czyli sprzątanie i zaznajamianie się z samolotem.

Falcon 2000 - kiedyś na tym typie już latałam. Chcecie wpis o nim?

Po krótkiej nocy w stolicy Uzbekistanu udaliśmy się do Londynu, znaczy do Luton...

Na lotach ze wschodnich państw "welcome table" to zawsze owoce jagodowe.

Miałam okazję polatać po raz ostatni w tej sukience. Czas na zakupy! Niestety PrettyOne zamknęło produkcję. Udało mi się kupić jeszcze ich dwie sukienki i dwie bluzki na Vinted.😊 Zapasy mundurowe uzupełnione.

Po latach czas na zmianę munduru. Zakupy już zrobione! Tak, jako freelancerka sama sobie kupuję ubranie do pracy.

Co mogę powiedzieć o dwóch dniach w Luton? Spędziłam je spacerując ze swoją pilotką (fajnie, że lubi wychodzić), na siłowni i robiąc zakupy na kolejny lot.

Wpadły dwa treningi.
I już trzeba się było zbierać na lot powrotny do Taszkientu.
Zamówiłam katering w Luton. Wpierw go dostarczyli, a dopiero za godzinę przynieśli moje atlasy z czystymi talerzami i praniem... Nie lubię tak pracować, ale niestety często nie mam na to wpływu.
(Jedzenie chowa się do tych przyniesionych atlasów, jak ich nie ma, to wszystko wala się po galley'u.)

W Uzbekistanie wylądowaliśmy nad ranem. Różnica czasu - 5 godzin. Pierwszy dzień spędzony był w łóżku.

Pogoda też raczej nie zachęcała do wyjścia z hotelu.

Kolejnego dnia - deszcz, nie deszcz - idziemy! Jak często zdarza się dzień w Taszkiencie?

Zrobiłyśmy zakupy na bazarze.
Kupiłam herbatę, chałwę i suszoną dynię.
I odwiedziłyśmy muzeum. Koszt 40 000 Sum, trzeba mieć gotówkę. Moim zdaniem warto, ale nie jest to jakiś ogromny obiekt. (Więcej w poprzednim wpisie.)

Kolejnego dnia udałyśmy się (znowu we dwie) do lokalnej restauracji. Pilot, który z nami był, okazał się bardzo leniwym typem. 😉 Był przesympatyczny, ale chodzić nigdzie nie chciał.

Restauracja Caravan ma bardzo wysokie notowania w TripAdvisor -do tego biorą karty kredytowe. W Uzbekistanie jest tani, nie musicie się obawiać rachunku grozy tutaj. 😉

Przedostatniego dnia w Taszkiencie mieliśmy przygodę. Musieliśmy bardzo szybko się zebrać na lot, ale jeszcze w samochodzie na lotnisko, okazało się, że jednak nie lecimy. 😁

Po stresie postanowiłam zrelaksować się w saunie i przy hotelowym basenie.

Lot został przełożony na kolejny dzień. Udaliśmy się do Larnaki po pasażera. I polecieliśmy dalej do Amsterdamu.

Selfie na pokładzie w kolejnym mundurze.

Jedzenie zabrałam z Taszkientu, jest ono tam lepsze i tańsze.

Na pokładzie miałam jadalne złoto i postanowiłam je wykorzystać do dekoracji "welcome table".

W Amsterdamie wylądowaliśmy późno. To był długi dzień. Hotel mieliśmy na lotnisku. Postanowiłam spędzić wieczór w pokoju i się relaksować.

Kolejny dzień i kolejny lot. Pasażer nie chciał nic do jedzenia. Przygotowałam dla niego tylko małe "powitanie". W zapasie miałam przekąski (bo oni mówią, że nie będą jedli, a później jedzą) zakupione w supermarkecie.

Na locie do Amsterdamu podpytałam pasażera, co by chciał. Powiedział, że nic, tylko jeśli jest to możliwe łóżko.

Łóżko zrobione.

Lot był nocny. Myśmy nadal mieli jetlag z Taszkientu. Nie chcecie wiedzieć, w jakim stanie dotarłam do hotelu w Larnace nad ranem.....

Mój hotel miał taki taras. Odkryłam go dopiero kolejnego dnia.

Na Cyprze mieliśmy jeden cały dzień. I padało 😒. Przeszłam się do centrum, zrobiłam paznokcie, wypiłam kawę i zmokłam w drodze powrotnej. Później wpadła jeszcze siłownia i długa kąpiel.
Już myślałam, że będę do Warszawy wracać z Cypru, gdy firma sprzedała jeszcze jeden lot.

Z Cypru polecieliśmy do Dżeddy po pasażerów i zabraliśmy ich do ... Dubaju!

W Emiratach miałam kilkanaście godzin odpoczynku, ale...
Praca na prywatnym jecie kończy się wraz z jego przekazaniem. Musiałam jeszcze wysłać "handover" do następnej dziewczyny i zrobić zakupy. Tym razem wyciągnęłam na nie mojego pilota. Potrzebny był mi mężczyzna do noszenia 20 butelek wody. Do supermarketu wpadliśmy prosto z lotu - w mundurach!

Ponownie miałam nocleg w bardzo fajnym hotelu w Dubaju (w marcu miałam same super hotele 😍). Zjadłam śniadanie i pojechałam na lotnisko.
Wracałam liniami FlyDubai, nie są one tak dobre jak Emirates, ale jak wraca się do domu....

Marcową rotację zakończyłam 1 kwietnia.
Teraz czekam, co przyniosą mi kolejne miesiące.


niedziela, 30 marca 2025

Taszkient

 Po krótkim i nudnym postoju w Luton wylecieliśmy w drogę powrotną do Taszkientu. (Dokładny rozkład moich lotów znajdziecie już za tydzień na blogu w podsumowaniu miesiąca.)
Przeglądając bloga, zauważyłam, że ja w stolicy Uzbekistanu już kiedyś byłam. 😂 Czy o tym pamiętałam? Oczywiście, że nie. 😅

Zacznę od tego, że padało i było dziewięć stopni. Zwiedzanie więc trzeba było zorganizować precyzyjnie, skupiając się na obiektach z dachem. 😉

Taksówką (trzeba mieć gotówkę i aplikację yandex, bo na ulicy trudna ją złapać) dotarłyśmy na Chorsu Bazar. Ogromne targowisko częściowo pod dachem. Całość składa się z kilku kopuł i hal, są też stragany, jak u nas na targu.

Są warzywa, mięso, przyprawy, herbata  - z niej słynie Uzbekistan i turystyczne pamiątki.

Koleżanka (pani kapitan) kupiła magnesy na lodówkę, mnie podobały się ich wdzianka, ale ostatecznie wyszłam bez nich.


Na głównej hali kupiłam herbatę, chałwę i suszoną dynię.

Obok możecie zobaczyć jak wypieka się tradycyjny chleb. Możecie też go spróbować- kosztuje 5000 Sum, czyli jakąś złotówkę. Na bazarze jest obrót gotówkowy. Pieniądze możecie wypłacić w bankomacie (najlepiej kartą Revolut) lub wymienić w hotelu. W naszym akceptowane były tylko dolary. Euro można wymienić w banku.

Takie piece widziałyśmy jeszcze na ulicy w dzielnicowej piekarni.

Dalej, postanowiłyśmy się przejść do kompleksu Imama Hazrati. Pamiętajcie, żeby wejść do meczetu trzeba mieć ze sobą szalik i zakryć nim włosy. Nie wejdziecie również w krótkich spodenkach / spódnicach, czy odkrytych ramionach. Za wstęp była opłata, ale i tak nie mogłyśmy wejść, bo koleżanka była nieodpowiednio ubrana. Na miejscu, w toalecie - płatnej 5000, można było zakupić chusty. Myśmy zdecydowały się obejrzeć budynek z zewnątrz i udać się dalej.

To jest Centrum Islamskiej Cywilizacji budowane obok. W okół trwają prace i wyburzane są stare domy, aby postawić jeszcze starzej wyglądające budynki. Za parę lat, będzie tam bardzo ładnie. Obecnie nie można zwiedzać.

Sporo czasu zajęło nam znalezienie taksówki. Podjeżdżające samochody były zarezerwowane przez aplikację. Biorąc pod uwagę, że roaming w Uzbekistanie jest bardzo drogi, to nie wiem, jak nie mając służbowego internetu można tam zamówić przejazd (a nawet z tym, ale bez aplikacji się nie da). Nam w końcu udało się złapać taksówkarza, który zrobił kurs "na lewo".

Tutaj już wiosna w pełnym rozkwicie.

Trzecim punktem naszego dnia było Państwowe Muzeum Sztuki Stosowanej. (Uwaga! Google pokazało nam jeszcze jedno muzeum sztuki, ale tamto jest na stałe zamknięte.)

Wstęp kosztuje 40 000 Sum. Trzeba mieć gotówkę.

Obiekt nie jest zbyt duży. Zwiedzenie go zajmie Wam jakieś 30 minut do godziny. Jest sporo kilimów i dywanów. I kilka bardzo ładnych wnętrz. Możecie zrobić sporo "instagramowych" zdjęć, a na koniec wypić kawę w muzealnym sklepie. Tam też, można zakochać się w jedwabnym kaftanie. Koszt - bagatela 100 dolarów. Przynajmniej można płacić kartą....

Mihrab - czyli nisza modlitewna w meczecie wskazująca kierunek modlitwy.


Koniecznie spoglądajcie w górę.
Wzór "Samarkanda", kopie (ale niedbale wykonane) do kupienia w muzealnym sklepie.

Po muzeum na piechotę wróciłyśmy do hotelu. Przestało padać i chciałyśmy się przejść. Miasto jest mało przyjazne pieszym. Chodniki są tylko przy kilku głównych ulicach. 

Kolejny dzień spędziłyśmy w hotelu odpoczywając, wieczorem wybrałyśmy się natomiast do tradycyjnej uzbeckiej restauracji. 

Bardzo wysoko notowana i przyjmująca karty kredytowe - restauracja Caravan. Od naszego hotelu - 20min piechotą.

Pilaf lub plov. Lokalna potrawa - tradycyjnie z baraniną.

Bardzo fajny pobyt, ale gdy wpadł lot do Europy, to zapanowała radość w załodze. 😉

niedziela, 23 marca 2025

Emirates Warszawa- Dubaj

 Druga rotacja w marcu zaczęła się od przelotu liniami Emirates.
Niestety, tym razem nie zostałam przeniesiona do wyższej klasy. 😉
Trzeba przyznać, że te linie mają serwis na wysokim poziomie w każdej klasie.

I mają duży wybór filmów na pokładzie. Obejrzałam sobie dwa :"Here" - bardzoWam polecam.
Oraz "The Miracle Club" - niezły (super obsada), ale nic nie tracicie nie oglądając go.

Startowaliśmy o 13:40. Zaserwowano obiad i przekąskę przed lądowaniem. Lot trwał pięć godzin i dwadzieścia minut.

Ładne menu nam dali.

Tacka była pełna. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam i ser i czekoladkę na tacce. Do tego otwarty bar. To jest moje jedyne "ale" do tego lotu. Trzeba pamiętać, że na wysokościach alkohol szybciej uderza do głowy. Sporo osób na tym rejsie nie zdawało sobie z tego sprawy. (Albo postanowiło się upić na dalszą podróż.)

Pełna tacka. Nikt nie wyszedł głodny.


Wybrałam opcję wegetariańską. Bardzo smaczne ravioli.

Po obiedzie podano kawę i herbatę.
Przed lądowaniem rozdawano lody - ja zrezygnowałam. 

Co mnie zaskoczyło? Dwa safety video. Jedno po arabsku i drugie z inną załogą po angielsku.


Super przelot i super początek drugiej marcowej rotacji!


poniedziałek, 17 marca 2025

"Hotelowy zawrót głowy" - recenzje i spotkanie autorskie

 W marcu miałam przyjemność uczestniczyć w spotkaniu zorganizowanym z okazji Dnia Kobiet w moim rodzinnym mieście - Strzelcach Opolskich.
Podpisałam kilka książek, przekazałam jedną do lokalnej biblioteki oraz drugą do biblioteki szkolnej.
(To informacja dla miejscowych czytelników mojego bloga, którzy chcieliby ją wypożyczyć.)
Miałam też przyjemność wygłosić krótki wykład o mojej pracy jako stewardessa.

W pełnym skupieniu podpisuję książkę w Powiatowej Bibliotece.

Muszę Wam napisać, że mam wspaniałą koleżankę z Liceum, która jest moim największym fanem. 😊

Tutaj - znajdziecie tekst, który o mnie napisała.

Otrzymałam też piękną recenzję od "Zaczytany Książkoholik"

Tutaj - znajdziecie do niej link.

Bardzo dziękuję za wszelkie opinie, tagi i wspominki o mojej twórczości. Jeżeli czytacie książki i trafiliście na którąś z moich, to podzielicie się proszę swoimi komentarzami. Chętnie zamieszczę Wasze opinie i uwagi na swoich mediach społecznościowych.

Do następnego wpisu!



niedziela, 9 marca 2025

Mediolan - po raz enty.

Moja lutowa rotacja zawierała jeden dłuższy pobyt. Był nim Mediolan.
Dzisiaj mam dla Was sporo zdjęć z tego layovera.

W tym mieście byłam już sześć razy, z tym krótkim pobytem dało to siedem odwiedzin.

Fajny hotel mieliśmy. Centrum miasta i wpadły punkty. 😉

Śniadanie przy takim oknie? Wyobrażacie sobie, jak pięknie tu musi być wiosną?
Po śniadaniu udałam się na spacer z jednym z pilotów. Drugi dołączył do nas później. Pogoda nas nie rozpieszczała. Było zimno i wietrznie.
Dużo psiaków tutaj mają. Jak widać, życie towarzyskie na ulicy kwitnie. Nikt się nie spieszy, a wszyscy są bardzo stylowo ubrani.
Wszędzie skutery. Zablokowane, z łańcuchami - taksówkarz ostrzegał nas przed złodziejami.
Znana Katedra Narodzin Św. Marii z klocków Lego robi wrażenie.
W mieście jest dużo budynków do fotografowania. I dużo turystów - tutaj akurat tych drugich nie widać.

Chroniąc nosy w szalikach (przed wiatrem) dotarliśmy do jednej z najstarszych galerii handlowych świata.

Galeria Vittorio Emanuele II.

Tutaj było już bardzo dużo ludzi, dlatego robiłam zdjęcia sklepień. ;) Raz byłam tutaj na kawie. Jest drogo, ale warto.
Katedra (tym razem ta prawdziwa) jak zwykle zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Kolejka do wejścia - oczywiście stała. Myśmy tym razem tylko oglądali z zewnątrz. Wewnątrz widziałam już kilka razy. Jeżeli nigdy tam nie byliście, to polecam odwiedziny i koniecznie wdrapcie się na dach!

Pospacerowaliśmy dosłownie chwilę i uciekliśmy do ciepłego hotelu.

Wieczorem całą załogą, to znaczy we trójkę, udaliśmy się do pizzerii. Wybrałam nam taki stolik. Nie wiem, dlaczego restauracja miała ogromnego pluszowego misia, ale musicie przyznać, że jest on bardzo fotograficzny!
Co do cen, pizza kosztowała 19 euro. Kieliszek domowego wina 6. Kawa 1,40 euro. 
Czekam na więcej pobytów!