Jeżeli przegapiliście moje "Stories" na Istagramie, to zapraszam na spacer po stolicy Rosji w dzisiejszym wpisie.
Moskwa z roku na rok jest coraz ładniejsza!
Jeżeli przegapiliście moje "Stories" na Istagramie, to zapraszam na spacer po stolicy Rosji w dzisiejszym wpisie.
Moskwa z roku na rok jest coraz ładniejsza!
Pomysł na tą serię wpisów podsunął mi filmik Jacqueline.
Amerykanka od dwóch lat pracuje jako Corporate Flight Attendant, a przedtem pięć lat pracowała w liniach lotniczych. Z powyższego video dowiecie się o specjalnym przejściu dla załogi na lotniskach. Dzięki temu, piloci oraz członkowie załogi pokładowej sprawniej przechodzą przez kontrolę bezpieczeństwa. Mogą też zabrać ze sobą na pokład płyny w większych ilościach.
Czy mi tego brakuje? Nie do końca. Przyzwyczaiłam się do kontroli bezpieczeństwa i konieczności dostosowania się do wymogów ograniczających płyny, do zdejmowania butów i wyjmowania laptopów. Szczególnie, że nawet latając w liniach lotniczych, na niektórych lotniskach musiałam przechodzić kontrolę razem z pasażerami. Pamiętam, że zawsze na lotach do Niemiec, czy Wielkiej Brytanii dokładnie nas - załogę sprawdzano. W Bangkoku dodatkowo obwąchiwały nas psy i musieliśmy włączać laptopy, żeby pokazać, że mamy oryginalne oprogramowanie. Ciekawe, że później leciałam do Tajlandii jako pasażer i nikt mi już tego nie kazał robić.
Czego więc mi brakuje?
Ulgowych biletów dla siebie i rodziny. Przywilejów emerytalnych i zdrowotnych. Pracy w większym gronie na pokładzie. I grafiku.
Więcej już w następnym wpisie.
Do Tallinna polecieliśmy bezpośrednim LOTem. Co ciekawe w rejsie powrotnym na pokładzie było 10 osób.... czasy Covidu.
Hotel w stolicy mieliśmy dzięki nazbieranym punktom w programie Marriotta. Na drugi dzień wynajęliśmy samochód w National. Najtaniej wychodzi wzięcie samochodu przez internet i ubezpieczenie go na miejscu (my wybraliśmy pełne ubezpieczenie na dwa dni - 58 euro). Trzeba też pamiętać o wyborze samochodu bez limitu kilometrów - jeżeli zamierzacie jechać na wyspy lub gdziekolwiek dalej. Na wyspie spaliśmy w takim domku. Na jedną noc super sprawa. Łazienka była w osobnym baraczku. Właściciel przyszedł wieczorem na pogawędki. Jedyny minus, we wrześniu - po sezonie turystycznym, lokalne restauracje są zamknięte. Trzeba zaopatrzyć się w jedzenie na kolację i śniadanie w supermarkecie. W Estonii są bardzo ostre przepisy drogowe. Poza terenem zabudowanym można jechać 90, w mieście 50, a miejscami nawet 30. Jest dużo radarów, a mandaty bardzo wysokie i podobno przychodzą do Polski bardzo szybko. We wrześniu pogoda nas nie rozpieszczała, ale od czego są kurtki przeciwdeszczowe? Bluza i kurtka. Wszystko spakowane w bagaż podręczny, dzięki temu bilet lotniczy jest tańszy (400 zł od osoby).Po mieście poruszaliśmy się tramwajem lub na piechotę. Obecnie nie można kupić biletu u sprzedawcy. Na lotnisku jest automat, zakupiony tam bilet należy zeskanować wchodząc pierwszym wejściem. W mieście można zakupić w kioskach kartę (depozyty 2 euro do odebrania przy zwrocie), którą doładowuję się wielokrotnością 1,5 euro. Przy wejściu do transportu należy ją przystawić do czytnika, strzałkami można wybrać ilość biletów. We dwójkę korzystaliśmy z jednej karty. Ceny w Tallinnie są europejskie. Zjedzenie obiadu poniżej 20 euro udało się nam tylko w kafeterii i w średniowiecznym bistro znajdującym się w ratuszu. Jedna zupa, kiełbaski, paszteciki - wszystko podawane bez sztućców. Razem z piwem i winem 15 euro.Pierre - kawa, herbata i kawałek tortu - 13 euro. Tort warty swej ceny, a samo miejsce jest bardzo urocze. Tradycyjna kuchnia, to śledzie, kasze, smażony chleb (pycha), kapusta, wieprzowina - czyli wszystko co ciężkie i zapychające. Ich ciemny chleb tak nam posmakował, że zabraliśmy go ze sobą do domu. Oprócz tego kupiliśmy drobne pamiątki wykonane z drewna. Ogólnie bardzo udany wypad i serdecznie Wam polecam Estonię na spokojny weekend. |
W stolicy mieszka ok 430 tys osób, a stare miasto jest większe niż w Warszawie. |
Taki widok ze wzgórza zamkowego się nam trafił. |
Przymurze |
Sam rynek przypomina ten w Rydze. Tallinn również należał do Związku Hanzeatyckiego. Co ciekawe, wiele budynków ma dźwigi, które umożliwiły dostawę rzeczy na wyższe piętra. Oprócz starego miasta zwiedziliśmy jeszcze dzielnicę portową. Tam warto udać się do opuszczonego więzienia -Paterei (niestety w sezonie zimowym zamknięte we wtorki) oraz zobaczyć okręty i zapomnianą halę widowiskową. A już koniecznie odżałujcie 15 euro na wizytę w muzeum marynarki mieszczącym się w odbudowanym hangarze wodolotów. Lądowisko dla śmigłowców i promy wycieczkowe. Podobno w sezonie miasto zapchane jest turystami. Są plany rewitalizacji tego obiektu. Największa atrakcja muzeum- łódź podwodna. Na zwiedzanie całości zostawcie sobie min. 2 godz. Z tym samym biletem możecie wejść na pokład okrętów zacumowanych w porcie. Jeżeli zastanawiacie się nad miastem europejskim na wypad weekendowy, to z całego serca polecam Tallinn. |
Na te wakacje mieliśmy w planach Islandię, ale wirus nam je pokrzyżował. A więc zmiana planów i szybki wypad do Estonii!
W Estonii nie ma spektakularnych krajobrazów. Jest zielono i spokojnie. |
Wiatrak na Muhu można zwiedzać, ale w 2020 muzeum było nieczynne. |
Kaali - miejsce po uderzeniu meteorytu. |
Kuressaare stolica wyspy z zamkiem biskupa. |
Plaża z setką ułożonych wież. |
Zobaczyliśmy dwie latarnie morskie - obydwie zamknięte. I tak, padało. |
Wieczorem poszliśmy na spacer nad morze. |
Drugi dzień zaczęliśmy od klifu Panga. |
Dalej wiatraki w muzeum Angla (wstęp 4 euro, nie wchodziliśmy). |