Zastanawialiście się kiedyś dlaczego większość z nas – cabin
crew – grzecznie odmawia pomocy w umieszczaniu pasażerskiego bagażu w schowku
nad głowami? To proste, dbamy o nasze plecy. Ponieważ nikt z nas nie chce mieć
urazu kręgosłupa, a i nasi pracodawcy obcinają nam pensję gdy chorujemy, to
stewardessy i stewardzi przestrzegają prostej zasady.
|
internet |
Urazy i bóle
kręgosłupa są jedną z najczęstszych dolegliwości wśród załóg samolotowych. Już
na samym początku, w czasie treningu, jesteśmy o tym ostrzegani i uczeni jak
prawidłowo podnosić z podłogi ciężkie przedmioty (na przykład w pokładowej kuchni
kontenery z sokami).
Linie lotnicze
wymagają, żebyśmy tylko asystowali przy bagażu pasażerów, a nigdy go sami nie
dotykali.
Co więcej, problem z bólem pleców jest tak popularny, że polisy ubezpieczeniowe nie wypłacają
odszkodowań w wypadku L4. Pewne linie na Bliskim Wschodzie odeślą Was do domu,
jeżeli po określonym czasie nie wrócicie do pracy. Z własnego doświadczenia
wiem, że urazy kręgosłupa są
długotrwałe, ciężkie do wyleczenia i nawracające.
Oczywiście jako młoda i ambitna cabin crew nie raz dźwigałam
czyjąś torbę. Nie mogłam się powstrzymać na widok starszej osoby, lub matki z
dzieckiem. Trzeba było pomóc. Jeżeli bagaż nie jest zbyt duży, to można
bezpiecznie założyć, że nic nam się nie stanie. Chociaż kiedyś się tak
przeliczyłam z kuferkiem uroczej staruszki.....
W czasie mojej ostatniej rotacji mieliśmy jednak dużo
poważniejszy wypadek. Na pokładzie prywatnego jetu załadunkiem bagaży załogi,
jak i pasażerów zajmują się piloci. Późnym popołudniem przyjechaliśmy na
lotnisko w jednym z europejskich miast. Ja zajęłam się swoimi obowiązkami w
kabinie, a panowie w tym czasie zabrali się do ładowania walizek. Procedura
wygląda tak, że jeden pilot stoi na ziemi i podaje torby, a drugi będąc w
bagażniku je przejmuje i zabezpiecza. Ten na ziemi musi w pewnym momencie
trzymać, niekiedy kilkudziesięciu kilogramową walizę, na wyprostowanych rękach
nad swoją głową (luk bagażowy w tym typie samolotu jest wysoko nad ziemią). Trzeba
mieć siłę, żeby wykonywać ten zawód.
Zajęta swoimi sprawami zobaczyłam, że kolega wybiega z
cargo:
-„Widziałaś X jest na ziemi!” – krzyknął przebiegając obok
mnie
-„Na jakiej ziemi? Przestańcie się wygłupiać!” – odpowiedziałam, bo te dwa typy
lubią sobie głupie żarty stroić. Wyszłam jednak za nim, bo mnie zainteresowało
co tym razem wymyślili.
Przy samolocie, pod lukiem bagażowym w przedziwnej pozie
leżał nasz kapitan i trząsł się z bólu. Okazało się, że tak niefortunnie
dźwignął moją walizkę (przysięgam nie był cięższa od jego), że uszkodził sobie
kręgosłup.
Dwadzieścia minut później był już w karetce w drodze do szpitala. Na szczęście uraz okazał się niegroźny i mamy nadzieję, że po kilku tygodniach zwolnienia nasz kolega znowu będzie z nami latał.