Tym razem na Litwie. 😊
|
Spływ zaczęliśmy od noclegu w wiosce Dubicze. Na lokalnym cmentarzu są polskie groby, a w sklepie spożywczym dogadaliśmy się po polsku. |
|
Wszystkie noclegi mieliśmy w namiotach. W odróżnieniu od poprzedniego spływu cały nasz dobytek płynął z nami kajakami. Pola namiotowe prywatne są płatne 5 euro od osoby (plus opłatą za banię - 40 euro i ewentualna podwózka do sklepu). Wielu naszych gospodarzy mówiło w języku polskim, a z jedną gospodynią rozmawialiśmy po rosyjsku. W Parku Narodowym spaliśmy na bezpłatnych polach kempingowych. Na wszystkich były jakieś toalety (w różnym stanie), wiaty i miejsca na ognisko. Niektóre miały jeszcze boisko do siatkówki. Na Litwie obowiązuje segregacja śmieci.
|
|
Kajaki pożyczyliśmy w Wigrach. Kapi Kajaki podrzucili nas też na Litwę i odwieźli po sześciu dniach do Polski. Koszt wynajmu 310 zł od osoby (czyli bardzo przystępna cena jak za 6 dni wakacji). Do tego trzeba doliczyć bilet wstępu do Parku Narodowego - 6 euro (nie mogliśmy go zakupić online, pomógł nam jeden z gospodarzy).
|
|
Jedzenie w większości mieliśmy ze sobą - ja przygotowałam kilka zup i pulpety w zawekowanych słoikach. Sporo osób żywiło się gotowymi daniami z puszki lub torebki. Po drodze udało nam się uzupełnić zapasy w kilku sklepach, ale nie wszędzie one były. Oprócz jedzenia, namiotów i całego sprzętu kempingowego, warto zainwestować w dobry odstraszacz komarów i gzów. Nigdy nie byłam tak pogryziona!
|
|
Na przykład w takim sklepie zrobiliśmy zakupy. Oprócz świeżych produktów musieliśmy też kupować wodę pitną - na kempingach jej nie było. |
|
Mnie najbardziej brakowało prysznica. Woda w rzece miała około 14 stopni. Kąpałam się codziennie 🙈. I tak, jak to na kajakach, byliśmy wiecznie mokrzy. W naszej grupie były też dwie wywrotki, pamiętajcie, żeby wszystko dobrze zabezpieczyć.
|
Spływ Ułą zaczął się bardzo nudno od długiego odcinka w trzcinach z milionem much i meszek., Później było już zdecydowanie lepiej. Na trasie było mniej położonych drzew i mieliśmy tylko jedną przenoskę (a nie jak na
Redze). Na Mereczance za to było sporo kamieni i głazów oraz mocniejszy nurt. Był też odcinek specjalny "górski" i bystrzak. Obydwa zbyt krótkie 😉. Naszą przygodę skończyliśmy wpłynięciem do Niemna (uwaga na mocny nurt pod mostem).
|
Życie w namiocie, czyli bałagan i wilgotne ubrania. Pogodę mieliśmy bardzo udaną, tylko raz musieliśmy przeczekać ulewę na rzece (najlepsze są duże peleryny, które zakrywają nas i wszystko w kajaku).
|
|
"Górski" etap to krótki slalom między słupkami. |
|
Po kilku dniach zimna woda nie jest już taka straszna. ;)
|
Co mogę powiedzieć o tym spływie? Rzeka (rzeki) bardzo mi się podobały, oprócz pierwszego dnia, były bardzo różnorodne. Widoki wspaniałe, a mijane wioski wyglądały jak skanseny.
Polecam taki aktywny wypoczynek.