Pierwszy miesiąc 2024 roku rozpoczęłam od ..... dyżuru w Bazylei!
Niestety, tym razem (zresztą jak wiele razy już to się zdarzało), nigdzie nie poleciałam. Spędziłam 10 dni w Szwajcarii, czekając na lot w hotelu.
|
Dwa razy wraz z koleżanką (która ma cały etat w tej firmie) udałyśmy się na zakupy i na uzupełnianie samolotu.
|
Koleżanka ma klucze do samolotu, więc możemy same się tam udać posprzątać i poukładać wszystko na swoim miejscu.
|
Małe samoloty (prywatne jety) mają schody wbudowane w drzwi. Ten model akurat nie ma wspomagania i trzeba je samemu przy zamykaniu dźwigać do góry - zadanie na cztery ręce (przynajmniej dla nas).
|
|
Wiecznie jak Cyganie :). Przenosimy rzeczy z jednego samolotu do drugiego. Na szczęście są wózki dostępne w hangarach.
|
Oprócz pracy spotkałyśmy się też poza nią.
|
Większość dekoracji świątecznych w Bazylei zostało już usuniętych, ale w tej restauracji jeszcze można było poczuć klimat.
|
No i były spacery.
|
Fontanna Jean Tinguely'go (szwajcarskiego malarza i rzeźbiarza) częściowo zamarzła w chłodny styczniowy dzień. I jaki to był widok!
|
|
Pochodziłam jeszcze po sklepach i weszłam do kościoła, w którym jeszcze nie byłam.
|
I tak skończył się pierwszy miesiąc '24. Nie był on specjalnie fascynujący, ale zapłaci za rachunki.
Mam nadzieję, że luty będzie ciekawszy.
OdpowiedzUsuńPierwszy miesiąc niezbyt ciekawy.
OdpowiedzUsuń