poniedziałek, 7 września 2020

Wyspy Muhu i Sarema, czyli Estonia kraj 92

 Na te wakacje mieliśmy w planach Islandię, ale wirus nam je pokrzyżował. A więc zmiana planów i szybki wypad do Estonii!

W Estonii nie ma spektakularnych krajobrazów. Jest zielono i spokojnie.
Wynajęliśmy samochód na lotnisku w Tallinie.  Najtaniej wychodzi rezerwacja przez internet (bez jakiegokolwiek ubezpieczenia) i wykupienie pełnej polisy już na miejscu.
Ze stolicy do Virtsu, skąd ochodzą promy jedzie się ok 2 godzin. Problemem są ograniczenia prędkości i duże kary nakładane za ich przekroczenie.
Prom odpływa co 40 min. Koszt to 14 -18 euro zależnie od godziny, dnia i ilości pasażerów. Przeprawa trwa 25min.

Wiatrak na Muhu można zwiedzać, ale w 2020 muzeum było nieczynne.
Wyspę Muhu z Sarem łączy usypana grobla. Obie wyspy nie są duże i mają dosłownie kilka atrakcji. Myśmy zdecydowali się na nocleg w miejscowości Riksu na krańcu Sarem. Dzięki rozplanowaniu wyprawy na dwa dni mieliśmy sporo czasu na postoje w różnych miejscach. 

Kaali - miejsce po uderzeniu meteorytu.
Kuressaare stolica wyspy z zamkiem biskupa.
Plaża z setką ułożonych wież. 
Wyspę objeżdżaliśmy od południa i wracaliśmy północną częścią.

Zobaczyliśmy dwie latarnie morskie - obydwie zamknięte. I tak, padało.
Wieczorem poszliśmy na spacer nad morze.

Drugi dzień zaczęliśmy od klifu Panga.
Dalej wiatraki w muzeum Angla (wstęp 4 euro, nie wchodziliśmy).

Po ponownym przekroczeniu grobli chcieliśmy zwiedzić skansen w miejscowości Koguva. Okazało się, że wrzesień to już sezon zimowy i muzeum otwarte jest tylko 5 dni w tygodniu. W niedzielę było zamknięte. Można jedynie pochodzić po wiosce.
Po nieudanej próbie zobaczenia muzeum przeprawiliśmy się ponownie promem na stały ląd.
Czy warto zwiedzić wyspy? Mnie się podobały, ale jeżeli macie ograniczony czas, to warto go spędzić w Tallinie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz