Po dwudniowym pobycie na Florydzie w
Miami Lakes i
Miami Beach udaliśmy się na drugą stronę Stanów Zjednoczonych. Tego dnia pobiłam swój rekord życiowy i wykonałam sześć rejsów. Poprzedni rekord było to pięć lotów jednego dnia zakończone w
Penang.
Pierwszy dzień po przylocie do San Jose spędziłam na nic nie robieniu. Muszę powiedzieć, że zaczynam mieć w tym wprawę ;) Drugiego dnia wpierw udałam się do samolotu aby posprzątać kargo, a wieczorem w towarzystwie reszty załogi podjechaliśmy do centrum miasta.
|
piękna pogoda w Kalifornii |
San Jose rozkwitło po wojnie, gdy powstały tutaj przedsiębiorstwa należące do gigantów technopolii - jedna wiele mówiąca nazwa - Dolina Krzemowa.
|
Katedra Świętego Józefa |
Samo miasto nie ma zbyt wielu atrakcji i po krótkim spacerze udaliśmy się na kolację. Posiłek w bardzo amerykańskim stylu zjedliśmy w The Old Wagon Saloon & Grill.
|
typowe wnętrze, a na ekranie mecz |
Pamiętajcie, że będąc w Stanach należy zostawiać wszędzie i zawsze napiwek. Zwyczajowo jest to dwadzieścia procent dla kelnerów i to nawet gdy nie jesteście zadowoleni z obsługi! Napiwki zostawia się też w taksówkach i salonach kosmetycznych.
Szesc lotow? Ja maksymalnie robie cztery i jestem wykonczona, ale z drugiej strony u mnie na pokladzie jest wiecej pasazerow. No i tak jak pisalas, my mamy limity, a w prywatnych to widze, ze ich nie ma. Wspolczuje!
OdpowiedzUsuńW prywatnym lataniu wiele rzeczy może zadziwić. Dziękuję za wyrazy współczucia:) przeżyłam.
OdpowiedzUsuń