czwartek, 31 lipca 2014

Penang

Już miałam nadzieję nacieszyć się Singapurem, gdy w ostatnim momencie trafił się nam lot do Penang w Malezji. W sumie było to pięć lotów po 30-45 minut każdy, a ostatni z nich zaprowadził nas właśnie na wyspę Penang.


Po całonocnym w pełni zasłużonym wypoczynku (pięć lotów to mój życiowy rekord i mam nadzieję go zbyt często  nie powtarzać) udałam się na spacer po plaży. 


Plaża czysta była tylko przy hotelu, ale dzięki temu udało mi się znaleźć takie oto skarby:

i nikt ich nie zbierał!


  Wieczorem kolacja w lokalnej restauracji (z przepysznym chlebem Naan). 


Restauracja była na świeżym powietrzu, otoczona przez krzaki i zarośla. Zapadał zmrok, przynoszący przyjemne ochłodzenie. W pewnym momencie:
-"O kotek"- krzyczę uradowana do swoich pilotów. I już szukam jakiś resztek, żeby nakarmić stworzenie. 
Patrzę, patrzę - koty nie mają długich, łysych ogonów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz