niedziela, 11 czerwca 2023

Blotzheim, czyli jak w Bazylei nie było miejsca.

 Po locie z Stanów Zjednoczonych i krótkim odpoczynku w Olbii samolot i my załoga wróciliśmy do Bazylei. Moi pilocie pojechali do domu, a ja do hotelu. I nie byłoby w tym nic nowego, gdyby nie fakt, że hotele w Bazylei były pełne. 

Tym razem widok bez komina.

Blotzheim to mała wioska koło lotniska po francuskiej stronie. Z plusów: jest taniej niż w Szwajcarii, hotel miał dobrą siłownię (ale ja się rozchorowałam) i dobrą kawę. Z minusów: zero atrakcji, brak transportu miejskiego do Bazylei i mój pierwszy pokój miał... pluskwy. 😳

Główna Ulica.
W centrum była szkoła, biblioteka, ratusz, fryzjer, kościół, piekarnia ...

Jest sporo urokliwych alzackich budynków.

I kota sobie pogłaskałam.
Na szczęście miałam niespełna trzy dni dyżuru w tym miejscu. Tyle to się da wszędzie wytrzymać, a że jeszcze dopadł mnie jakiś wirus (kapitan go przyniósł do kokpitu, następnie FO się pochorował, na końcu ja), to i tak większość czasu przeleżałam w łóżku.

No to czekamy na czerwcowe atrakcje!

6 komentarzy: