Po locie z Stanów Zjednoczonych i krótkim odpoczynku w Olbii samolot i my załoga wróciliśmy do Bazylei. Moi pilocie pojechali do domu, a ja do hotelu. I nie byłoby w tym nic nowego, gdyby nie fakt, że hotele w Bazylei były pełne.
Blotzheim to mała wioska koło lotniska po francuskiej stronie. Z plusów: jest taniej niż w Szwajcarii, hotel miał dobrą siłownię (ale ja się rozchorowałam) i dobrą kawę. Z minusów: zero atrakcji, brak transportu miejskiego do Bazylei i mój pierwszy pokój miał... pluskwy. 😳
|
Główna Ulica. |
|
W centrum była szkoła, biblioteka, ratusz, fryzjer, kościół, piekarnia ... |
|
Jest sporo urokliwych alzackich budynków. |
|
I kota sobie pogłaskałam. |
Na szczęście miałam niespełna trzy dni dyżuru w tym miejscu. Tyle to się da wszędzie wytrzymać, a że jeszcze dopadł mnie jakiś wirus (kapitan go przyniósł do kokpitu, następnie FO się pochorował, na końcu ja), to i tak większość czasu przeleżałam w łóżku.
No to czekamy na czerwcowe atrakcje!
Ale miasteczko.
OdpowiedzUsuńBardzo zadbane.
UsuńBudynki ładne, ale na dłużej to chyba nudno.
OdpowiedzUsuńRaczej tak ;)
UsuńCiekawe, gdzie teraz Cię dadzą.
OdpowiedzUsuńTeraz w Paryżu jest problem z pluskwami!
OdpowiedzUsuń