poniedziałek, 23 października 2017

Z życia stewardessy wzięte: rozpakowywanie w hotelu

Wspominałam już kiedyś, że nigdy nie rozpakowuję się do końca w hotelach. Ułatwia to mi jego szybkie opuszczenie. Ponieważ pracuję w lotnictwie dyspozycyjnym, to rzadko wiem, kiedy będę musiała znowu lecieć i ile będę miała czasu, żeby się ponownie zapakować. Mam jednak pewien system, którym się w dzisiejszym wpisie z Wami podzielę. Stosuję go od lat i spełnia się on znakomicie - szczególnie na krótkich pobytach.

Po pierwsze wieszam swój mundur w szafie. Dzięki temu łatwiej jest go wyprasować (a czasami nie trzeba wcale). Obok szafy ustawiam buty mundurowe.
Po drugie porządkuję hotelowy minibar i wkładam tam swoje jedzenie. Więcej o tym możecie przeczytać tutaj.
Następnie zanoszę swoją kosmetyczkę i pidżamę do łazienki. Z kosmetyczki wyjmuję tylko rzeczy, które użyję tego wieczoru i następnego dnia rano. Dodatkowo, jeżeli wiem, że coś już mi nie będzie potrzebne (np. mleczko do demakijażu), to od razu chowam je z powrotem.

Reszta moich rzeczy pozostaje w walizce i w jej okolicy. Zdarza się, że jedynym miejscem gdzie można ją otworzyć jest drugie łóżko.
Kolejny krok to obejście pokoju i znalezienie dobrego, widocznego miejsca - najlepiej biurka, na którym rozkładam swoje ID, biżuterię, podłączam telefony do ładowania (na noc przenoszę je bliżej łóżka i ustawiam budzenie w obydwóch: służbowym i prywatnym). Jeszcze tylko lokalizacja czajnika/ekspresu do kawy - jeżeli mam bardzo wczesny wylot następnego dnia, to od razu napełniam go woda. Szybki prysznic i mogę padać na łóżko.

Też tak macie?
A Wy jakie macie triki na bezbolesne błyskawiczne layovery?

1 komentarz:

  1. To standard! Zawsze jak mam krotki pobyt, to moj pokoj znajduje sie na najwyzszym pietrze I na koncu korytarza. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń