Jeżeli ostatni wylot do pracy nazwałam dziwnym, to ten...
W czwartek około 13 dostałam telefon od firmy, która dawno nie dzwoniła. Chcieli, żebym jeszcze tego samego wieczoru wyleciała do pracy. Opcje były dwie: Wiedeń ok 17 lub Budapeszt ok 18. Ponieważ nie byłam ani u siebie w domu, ani spakowana, poprosiłam o wykupienie biletu późniejszego. Miałam dolecieć na Węgry, a stamtąd na drugi dzień samolot zabrałby mnie i pasażerów w drogę do Nicei.
Na południu Francji dawno nie byłam, więc się ucieszyłam. W sumie miałam być w pracy pięć dni. Co jak wiecie, daje mi zarobek na miesiąc opłat. Idealnie.
Spakowałam letnie rzeczy i ruszyłam Uberem (chociaż ostatnio mam cały czas problemy z tą aplikacją) na lotnisko. Byłam na styk, ale okazało się, że Wizzair ma godzinę opóźnienia. 😁
W Budapeszcie stałam w kolejce do taksówek prawie godzinę i ostatecznie przed 23:00 dotarłam do hotelu. Po wczesnym śniadaniu udałam się do prywatnego terminalu i czekam.
Po dwóch godzinach czekania dostałam maila od firmy, że lot jest anulowany i że mam czekać na dalsze instrukcje.
Oczywiście po drugą kawę już nie mogłam pójść. Na szczęście było WiFi i miałam ze sobą dwie książki. Czekałam PIĘĆ GODZIN.
A później wysłali mnie do domu. 🤷♀️ Z pięciu zaplanowanych dni wyszło dwa. Jeta nawet nie zobaczyłam. 😂
Wieczne czekanie...
OdpowiedzUsuńA polityka firmy dziwna , jak na prywatny jet. Spodziewałabym się raczej super jedzenia...
Mam nadzieję, że szybko znowu gdzieś polecisz. Czekam na kolejny wpis z pracy.
OdpowiedzUsuńDobrze, że płacą. 😉
OdpowiedzUsuń