Czasami moja praca zabiera mnie do bardzo dziwnych miejsc. Do państw i miast, do których normalnie bym się nie wybrała. Mówiłam Wam już, że byłam w Pakistanie? Wiele lat temu. Z pracą oczywiście.
Tym razem znalazłam się dużo bliżej, bo u naszych zachodnich sąsiadów. Dokładnie mówiąc w Friedrichshafen nad Jeziorem Bodeńskim.
|
Jezioro Bodeńskie w języku niemieckim nazywane jest "Morzem Bodeńskim", jest tak duże, że często nie widać drugiego brzegu. |
Po jeziorze pływają promy, ale oczywiście my będąc na wiecznym standby'u (dyżurze) nie możemy wsiąść na łódkę. Za to z całą resztą emerytów możemy wędrować nabrzeżem ciesząc się ciepłą jesienią i pięknymi widokami.
|
Piękny park położony tuż przy promenadzie. |
|
W lecie w jeziorze można pływać. Można też wynająć kajaki i rowery wodne. Jesienią można gonić łabędzie i straszyć mewy. |
Nie żartuję, jeżeli chodzi o tych emerytów. O godzinie 20 miasto już śpi.
|
Ciekawe instalacje i spokojna tafla wody. |
|
W mieście znajduje się również pałac, którego nie można zwiedzać. |
Zgadnijcie na ile dni tu ugrzęźliśmy? 4! Zawsze to lepiej niż w
Luton. W następnym poście przedstawię Wam ciekawą historię z tego miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz