niedziela, 7 lipca 2024

Surrealizm inne mity.

 Po czterech wpisach z Madagaskaru przyszedł czas na post z Warszawy. Ostatni ze stolicy znajdziecie tutaj.
Zaczęło się od tego, że w czerwcu nie dostałam żadnego zlecenia. Jeżeli śledzicie mój blog od jakiegoś czasu, to wiecie, że takie miesiące się zdarzają.
I tak, powoduje to u mnie stres. Wysyłam i wysyłam. I czasem nic nie wpada. 😠

Zamiast załamywać ręce, postanowiłam udać się z koleżanką na wystawę do Muzeum Narodowego.

Bilet wstępu na czasową wystawę "Surrealizm inne mity" kosztuje 40 zł.

Na moim Instagramie w zapisanych "Warszawa" możecie znaleźć książkę z mrugającym okiem, która nas przywitała na tej ekspozycji.

Jerzy Janisch "Kompozycja z czarnym profilem" przykuła moją uwagę - skojarzyła mi się ta praca z Afryką.

Wystawa pogrążona jest w półmroku. Surrealizm to sztuka, która często przedstawia sny, marzenia senne, koszmary....

Artyści zaczęli tworzyć kolaże.

Jeżeli lubicie sztukę współczesną no zapraszam Was na ten wpis. Ja zawsze byłam zwolenniczką bardziej klasycznych form wyrażania siebie, ale ostatnio coraz bardziej przekonuję się do nowoczesnych form wyrazu. A ta wystawa bardzo mi się podobała.

Chyba mój ulubiony kolaż na tej wystawie.

Obrazy Daliego (wielkiego surrealisty) były inspiracją do powstania niektórych dzieł. Zresztą pod koniec wystawy na ekranie wyświetlane są między innymi jego obrazy.

Jakub Julian Ziółkowski "Starość"

Wiecie, że w Boliwii jest pustynia Salvadora Dali?

Kolejna z ciekawych prac.


A to kolaż pod tytułem "Mister Univers"

Po przejściu korytarzem wśród kolaży, rysunków i obrazów dochodzi się do sali ze sztuką przestrzenną.

Mucha.

Na końcu sali znajduje się aranżacja pokoju ze snu (raczej koszmaru).

Częścią tej aranżacji jest kotek w misce mleka.

Słowem wyjaśnienia.


Muszę przyznać, że miejscami ta wystawa bardzo mnie zaskoczyła.

Lewitująca kobieta.

Bardzo podobał mi się wystrój i rozplanowanie całej wystawy. Cienie, półcienie, łuki i ciemny zielony kolor stworzyły świetną atmosferę do zwiedzania.


Teofil Ociepka i jego radosna twórczość. Górnik, który zaczął tworzyć, a później założył sektę okultystyczną (z którą się rozstał za namową żony). Bardzo ciekawa postać, poczytajcie o nim w inernecie.


Wystawę zamyka takie oto krzesło.

Jeżeli macie czas, to wybierzcie się na "Surrealizm inne mity", dostarcza ona niezapomnianych przeżyć.

środa, 3 lipca 2024

Lokobe - rezerwat przyrody

 Po wyprawie na wyspę Nosy Iranja potrzebowaliśmy kilku dni odpoczynku. Nie chcieliśmy jednak na zaprzestać zwiedzania wyspy i zarezerwowaliśmy jeszcze jedną wycieczkę (z tym samym naganiaczem). Tym razem jednak bez tak długiego rejsu łódką.
Cena ta sama - 50 dolarów od osoby. Zasady również te same, samochód odebrał nas sprzed hotelu, mieliśmy zapewnionego przewodnika i obiad.


Lokobe jest chronionym na wyspie rezerwatem. Wpierw jedzie się długo (drogi na Madagaskarze są w opłakanym stanie) samochodem, a następnie z wioski rybackiej wypływa się pirogą. Nasza łódź miała silnik, ale po drodze mijaliśmy też rybaków, którzy posługiwali się wiosłami.

Zacznijmy od tego, że bardzo spodobała mi się wioska Ambatozavavy. Żałuję, że nie mieliśmy więcej czasu, żeby ją pozwiedzać.

Rybołówstwo jest zajęciem większości mieszkańców wioski. Rano wypływają na połów, później zabierają turystów do rezerwatu.

Rejs tym razem trwał kilka minut. Jeżeli wybieracie się na tą wycieczkę, to koniecznie spakujcie preparat na komary i dobre buty. Sprawdzą się sportowe sandały lub jakieś zakryte. Klapki zostawcie tym razem w hotelu.

Tu też karmiliśmy lemury.

Samiczki są dużo bardziej przyjazne i odważne.

W naszej grupie była jeszcze para Francuzów. We czwórkę zwiedzaliśmy rezerwat przez ok 1,5 godziny.

Najmniejszy kameleon świata. Oprócz naszego przewodnika, po lesie chodzi też lokalny pracownik, który wskazuje grupom zwierzęta.

Wiele zwierząt na Madagaskarze to gatunki endemiczne, czyli występują tylko na tej wyspie.

Tu na przykład jest gekon. Przewodnik - Franco nam go wskazał, samemu byśmy nigdy go nie zobaczyli.

W czasie spaceru były jeszcze węże, żaby, ptaki i kameleony. Ogólnie bardzo mile spędzony czas. 

Obiad na plaży i pyszna ryba.
Po obiedzie mieliśmy jeszcze mieć czas, żeby popływać, ale zgodnie z Francuzami podjęliśmy decyzję, że wolimy wracać i być wcześniej w naszych hotelach.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy wielkiej atrakcji dnia - baobabie.
Zatrzymaliśmy się jeszcze na lokalnym targu i kupiliśmy kakao (czekolady niestety nie udało się nam dostać) i pieprz.
Wróciliśmy do hotelu wymęczeni. Najgorsza była jazda w samochodzie bez klimatyzacji po żwirowych drogach.

Polecam Wam odwiedziny w tym rezerwacie.