środa, 29 czerwca 2022

Bruksela

 Dawno, dawno temu, jeszcze w czasach gdy latałam dla linii lotniczych z Bliskiego Wschodu, do stolicy Belgii dość często zaglądałam.

Symbol miasta, o którym nie słyszeli moi piloci z Kenii.
Musiało minąć wiele lat, żebym tu powróciła. Dziwne, ale Bruksela nigdy nie wpadała mi jako lot biznesowy. Genewa, ZurichZurich, nawet kiedyś Antwerpia, a to miasto nie.
Architektura miasta zachwyciła moich kolegów.
A i mi przypomniały się dawne czasy, jak biegałam wykończona po locie z innymi cabin crew po nowych miejscach.
Moja sukienka wywołała sensację tutaj :)

W Brukseli spaliśmy przy lotnisku, bo w mieście odbywał się szczyt afrykański i wszystkie hotele w mieście były pełne. Do centrum dojechaliśmy autobusem (2,50 Euro płatne zbliżeniowo w pojeździe).
Oprócz spaceru po starówce zjedliśmy tradycyjny posiłek.
Mule (dla mnie mała porcja z serem), belgijskie frytki (nie mylić z French Fries) i  Aperol Spritz. Razem 30 Euro.
I jeszcze takie ujęcie naszej uczty.

Później musieliśmy to wszystko spalić spacerując wąskimi uliczkami. Stare miasto tutaj nie jest zbyt duże, ale ma sporo ładny miejsc. Do tego jeżeli oddajcie się od ścisłego turystycznego centrum, to znajdziecie sporo małych placków, gdzie lokale jedzą.

I kilka wspaniałych pasaży (pamiętacie mój wpis o Mediolanie?)Mediolanie?).
Bardzo fajny początek tej rotacji mi się trafił. A już w kolejny wpisie przeczytacie o wielkim wydarzeniu! Pilot, sam zaproponował wyprawę do Muzeum! 😮

niedziela, 26 czerwca 2022

W pracy - cz. II (maj 2022)

 Dziś ostatni wpis z maja. Wiem, że trochę się to przeciągnęło, ale był to miesiąc w którym sporo się działo. W sumie wyszło mi tylko 9 dni w pracy. Były to natomiast wszystkie nowe miejsca (Morcote, Lugano, Kosowo) i nowa firma, i nowy samolot (to znaczy, nowy dla mnie).

W hotelu w Albanii dali mi nawet żelazko do pokoju. Niby rzecz oczywista, ale w Szwajcarii odmówili - względy bezpieczeństwa. Przed każdym lotem oprócz przygotowania kateringu, menu i zrobienia zakupów, trzeba też siebie doprowadzić do wyglądu :) Mundur wyprasowany, buty wyczyszczone...

Czereśnie (dowiedziałam się od koleżanki, że pasażerowie je lubią, tak wypytanie o ich preferencje też są częścią pracy), kwiaty pasujące kolorem oraz lokalne gazety.

Moi najmłodsi pasażerowie zażyczyli sobie nuggetsy z kurczaka. A że wszystkich nie zjedli.... Francuskie "manger sur le pouce" z lekcji z Panem od francuskiego mi się tu przypomina. Czyli jedzenie w biegu.

Po pierwszym odcinku, a przed kolejnymi dwoma.... Zdjęcie z silnikiem 😂. Prawie, prawie. Obserwujcie mój profil na FB, aby być na bieżąco.

Pusty lot, czyli czas aby posprzątać, ale też zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie (i nagrać filmik).

A po locie? Ta mniej wspaniała strona pracy, czyli tacham do hotelu pranie (bo FBO tutaj tego nie robi). Segreguję, liczę, wypełniam formularz i oddaję housekeeping. Następnie odbieram i tacham na pokład. A w hotelu w Bazylei musiałam jeszcze sama prasować, bo nie było tego w ofercie.

Po takiej ciężkiej pracy zasłużony odpoczynek w hotelowym SPA!
I tak kończę z wpisami z maja. Który był Wasz ulubiony?

niedziela, 19 czerwca 2022

Durres w Albanii i Kosowo - kraj 94.

 Ta rotacja obfitowała w nowe miejsca dla mnie. Po pierwsze wioski szwajcarskie, Lugano.... Ale też Albania (w Tiranie już byłam) i nowe państwo na mojej mapie - Kosowo. 

W stolicy Albanii byłam dawno temu i nawet się cieszyłam na ponowne odwiedziny, ale tym razem spaliśmy w nadmorskiej miejscowości Durres.

Przy hotelach plaże wysprzątane, dale jest gorzej. Innych atrakcji tutaj nie ma. Kupiłam sobie kostium i zjadłam obiad z załogą we włoskiej restauracji z muzyką na żywo.

Ostatnim odwiedzonym miejscem w maju były Prisztina stolica Kosowa. To państwo nie jest uznawane przez wszystkie kraje świata, a niepodległość ogłosiło w 2008 roku. Serbia nadal uważa, że są to ich tereny.

Hotel mieliśmy położony w centrum miasta przy deptaku. Wieczorami jest tu gwarno.

A tak wyglądają boczne uliczki.

Jest sporo meczetów. Do jednego udało mi się nawet zajrzeć, ale nie mogłam wejść dalej, bo byłam nieodpowiednio ubrana.

Trafiłam też na mały targ rękodzieła. W Kosowie walutą jest euro i ceny są bardzo umiarkowane. Niestety nie miałam ze sobą dużej walizki - w końcu przyleciałam teoretycznie tylko na cztery dni (a zostałam 9).

A na deptaku pod każdym drzewem śpią duże bezpańskie psy.

W mieście nie ma co zwiedzać. W obu zresztą opisanych miastach nie ma co zwiedzać. Cieszę się, że trafiłam tu z pracą, bo sobie mogłam zaznaczyć nowe miejsca na mapie. Nie polecam nikomu natomiast przyjazdu tu na wakacje.


piątek, 17 czerwca 2022

Lugano

 Po odwiedzinach w Morcote i locie do Tirany (ale tam spaliśmy w małej nadmorskiej miejscowości, gdzie nie było co fotografować), przyszedł czas na spacer po Lugano.

Z hotelu w Melide zabrał mnie bezpłatny busik kursujący co dwie godziny.

Przystanek miał przy samym kościele Santa Maria degli Angeli. Najładniejszy kościół jaki widziałam w tym mieście, inne były zdecydowanie nowsze.

Obok znajdował się też sklep Louis Vuitton. Nie piszę o tym tutaj ze względu na możliwość zakupów. ;) Ale dlatego, że sklep ma bezpłatne WiFi, które działa też na zewnątrz. Z tym miejskim nie udało mi się połączyć.

Obok kościoła znajdują się schody, po wdrapaniu się na szczyt można spojrzeć na jezioro z góry. Kiedyś była tam też kolejka, ale od lat nie funkcjonuje.

Widok po wdrapaniu się po iluś tam schodach.

Niestety pogoda nie dopisała, ale wydaje mi się, że Lugano jest ładniejsze od Jeziora Genewskiego.

Jeżeli chodzi o miasto, to Lugano jest ładne, ale stara część (ta turystyczna) jest dość mała. Mam wrażenie, że w Zurychu jest więcej deptaków i ładnych budynków. Tak wiem, to jest większe miasto :)

Dużo kafejek i restauracji. Ceny szwajcarskie....

Idąc wzdłuż jeziora dotarłam do takiego parku. Można tu zrobić sporo ładnych zdjęć.

Po dwugodzinnym spacerze udałam się na busik powrotny do hotelu. Bardzo udany dzień miałam.


sobota, 11 czerwca 2022

Cmentarz w Morcote.

Był już ogród botanicznyogród botaniczny, to teraz czas na cmentarz. Tak samo urokliwy i położony na kilku poziomach. To chyba najpiękniejsze miejsce wiecznego spoczynku, które miałam przyjemność zobaczyć do tej pory. I tak, ja lubię spacery po cmentarzach...

Aby dostać się na teren cmentarny trzeba wdrapać się na wzgórze nad wioską i przejść przez kościół. Przynajmniej ja taką drogę wybrałam. Kościół jest pod wezwaniem Świętego Antoniego - patrona między innymi podróżnych.

A taki widok jest z tego wzgórza. W dole Jezioro Lugano.

A to już wejście na cmentarz. Wiele nagrobków jest starych. Są też duże rodzinne mauzolea i ściany z komorami na urny.

Wieża kościelna. Niestety światło nie było najlepsze tego dnia, ale przynajmniej gorąc nie utrudniał wspinaczki.

Niektóre groby mają naprawdę piękny widok. Im wyżej, tym mniej grobowców. Czasami jednak ciężko się zorientować którędy ścieżka prowadzi. Jest sporo ślepych "uliczek". Pewnie bliscy osób tu pochowanych znają najkrótszą ścieżkę do grobu, ale część z tych przejść i schodków nie jest przystosowanych do starszych osób.

Anioł nagrobny - sporo ich tu. Sporo też było zdjęć zmarłych. Chyba w Polsce na nagrobkach rzadziej się je umieszcza.

Najniższy poziom jest bardzo zatłoczony. Małe nagrobki powtykane są pomiędzy większe. Potrzeba sporo czasu, aby je wszystkie zobaczyć.
Jeżeli interesują Was takie atrakcje, to polecam ten cmentarz z czystym sumieniem. Jest to przepięknie położone miejsce, ciche, bez tłumów. I bardzo ciekawe, dla tych, tak jak ja, lubiących czytać i oglądać nagrobki.

sobota, 4 czerwca 2022

W pracy - cz. I (maj 2022)

 Tych postów z serii "W pracy" mam już sporo. Jeżeli jesteście zainteresowani, to koniecznie wyszukajcie je po słowach kluczach lub po etykietach.

A dziś, post z majowej niespodziewanej rotacji. Niespodziewanej, bo dowiedziałam się o tym freelancie o 9 rano, a o 12 już mknęłam taksówką na lotnisko. To zlecenie dostałam dzięki koleżance, w tym fachu to normalne. Większość ofert pracy rozchodzi się po cichu. Mówię tu oczywiście o VIP / corporate / business aviation. W liniach lotniczych jest inaczej.

Co ciekawe, musiałam przebazować się do Lugano, a nawet dalej - do Melide. Doleciałam do Zurychu, a później czterema pociągami z kilkuminutowymi przesiadkami dojechałam do tej uroczej miejscowości. Piszę o tym tutaj, bo to jest część specyfiki tej pracy. W liniach lotniczych oczywiście nikt Was nie poprosi o taką podróż (i o zakup bilety na własny koszt - który zostanie zwrócony po kilku tygodniach). Będąc w lotnictwie prywatnym, czy chcąc do niego wejść musicie być przygotowani psychicznie i finansowo na różne wyzwania. (I fizycznie, bo tylko w Zurychu na stacji były windy i ruchome schody, na pozostałych musiałam tachać swoją walizkę z peronu na peron sama).

W drogę. Małe zakupy zrobione. Jedzenie na pokład zabieram z hotelu. Mundur "odparowany", bo w pokoju brak żelazka (i nie chcą go dać ze względów bezpieczeństwa).

Owoce na powitanie i menu. Poduszki modnie "uderzone". Okienka przesłonięte bo na zewnątrz ostre słońce.

A tak wygląda łazienka w tym samolocie. Większość prywatnych właścicieli ma swoje preferencje co do tego, co znajduje się na pokładzie i w toalecie. Jako Freelancer staram się nic nie zmieniać.

Gazety, magazyny i piwonie.

A po locie: sesja z samolotem. Przed lotem nie miałam czasu na zdjęcia, a i gorąc był straszny.

I jeszcze jedno, bo tak jak pisałam na FB, z czasów pracy w liniach komercyjnych żałuję tego, że tak mało zdjęć robiłam.
Za tydzień kolejny wpis z tej rotacji. Zapraszam!