sobota, 29 października 2016

Pan Am

Ah te wspaniałe czasy! Film dokumentalny, dostępny na youtube, pokazuje historię lotnictwa od 1927 roku i historię zawodu stewardessy.


Moja kolejna propozycja dla Was na zimny i deszczowy wieczór!


niedziela, 23 października 2016

Nowa praca

Ostatnio moja długoletnia koleżanka powiedziała mi, że tak naprawdę niewiele wiadomo o mojej nowej pracy. W dzisiejszym poście postaram się to naprawić.

internet
W czerwcu tego roku postanowiłam dokonać zmian w swoim życiu zawodowym. Odeszłam ze swojej starej, europejskiej firmy i rozpoczęłam współpracę z amerykańsko - singapurskim operatorem prywatnych jetów. O tym jak wygląda taka praca możecie przeczytać tu, tu, tu oraz tutaj. Te cztery posty opisują mój standardowy (chociaż w pracy stewardessy nigdy nie ma "standardowych" dni) dzień pracy w poprzedniej firmie. W obecnej procedury są bardzo zbliżone. Jedynym ułatwieniem dla nas jest fakt, że od miesiąca mamy dział cateringu, który odpowiada za zamawianie jedzenia na pokład.
Dużą różnicę stanowią natomiast destynacje. U mojego obecnego pracodawcy latamy dużo więcej do Stanów Zjednoczonych, przez co moje godziny pracy bardzo się wydłużyły. Niestety doszły do tego też zmiany stref czasowych, a co za tym idzie jetlagi. Nowością jest również, że często latam z drugą stewardessą, co nigdy się nie zdarzało w poprzedniej firmie. No i mamy stewardów!

internet
Inna znacząca zmiana, to pasażerowie. W nowej firmie jestem od pięciu miesięcy, a miałam na pokładzie już kilku celebrytów. Niestety obowiązuje mnie dyskrecja i nie mogę wymienić z kim miałam przyjemność lecieć.
Oprócz powyższych, nastała zmiana w moim grafiku. Teraz pracuję trzy tygodnie na trzy tygodnie, zamiast dwa na dwa. Praca przez trzy tygodnie bez przerwy wymagała ode mnie chyba największego dostosowania się. Inaczej wygląda też mój kontrakt - jak w każdej branży jest on poufny.
Jak wszędzie, nowa praca ma swoje plusy i minus; ale muszę powiedzieć, że jestem zadowolona ze zmiany. Mam poczucie, że się rozwijam, poznaję nowych ludzi oraz odwiedzam nowe miejsca. A o to w tej pracy przecież chodzi!

wtorek, 18 października 2016

Parking

Kocham lotnictwo, ale nie wyobrażam sobie takiego życia.

youtube

Swoją drogą kanał youtube dostarcza mi ostatnio wiele rozrywki. Macie jakieś swoje ulubione filmy / kanały, które możecie polecić innym fanom awiacji?

piątek, 14 października 2016

Z życia stewardessy wzięte: wyposażania samolotu

Zastanawialiście się może co tak długo robiłam w Montrealu? (O tym mieście możecie przeczytać tu i tu oraz tutaj.) Otóż jednym z obowiązków stewardessy na prywatnym jecie jest wyposażenie nowego samolotu (po angielsku outfitting). Do tej pory robiłam to trzykrotnie i muszę przyznać, że lubię ten obowiązek. Dodatkowo jest to ważny punkt w życiorysie każdej VIP FA.
Miałam dużo szczęścia, że nowa firma (w której jestem od czerwca) wybrała właśnie mnie do przygotowania nowego Globala 6000. Takiego zaszczytu się nie spodziewałam!

Model samolotu w siedzibie producenta - Bombardier.

Kawka w lokalnej kafeterii - odpoczynek pomiędzy załadunkami samolotu.

Szaleństwo zakupowe - dzień drugi, wszystko sama zakupiłam i przytachałam, a następnie umieściłam na pokładzie.
Zakupienie podstawowych produktów na pokład samolotu zajęło mi pełne trzy dni! Musiałam kupić produkty spożywcze, ale też środki czystości, przedmioty kuchenne, książki, magazyny, kosmetyki, leki itp.  Inne przedmioty (jak koce, poduszki, zastawa) zostały zamówione i przesłane wcześniej; mi pozostał ich załadunek. Oczywiście doszło do kilku pomyłek i musiałam pędzić taksówką na drugi koniec miasta, aby wymienić niewłaściwe łyżeczki do kawy u importera.

W końcu nasz samolot było gotowy do lotu. W bazie zostaliśmy powitani szampanem i płatkami róż.
A ja dostałam taki oto zestaw od Bombardiera na pożegnanie.

czapeczka i koszulka
Outfitting czwartego samolotu w swoim życiu wpisuję w CV!


poniedziałek, 10 października 2016

Universal Studio - LA

Moja nowa firma jedną ze swoich siedzib ma w Mieście Aniołów. Dzięki temu mam okazję zawitać co jakiś czas w Kalifornii. Tym razem była to moja druga wizyta, o pierwszej możecie przeczytać tutaj.
W gorącą niedzielę wraz z pierwszym oficerem udaliśmy się do Universal Studio. Koszt 105 dolarów - warte każdego centa.  Za radą pani w recepcji zwiedzanie rozpoczęliśmy od wycieczki po faktycznym studiu nagraniowym. W czasie godzinnej przejażdżki mini pociągiem odwiedziliśmy wiele planów filmowych.

Tutaj kręci się westerny.
A tutaj sceny w metrze, ale też trzęsienia ziemi.
Po tak edukacyjnej przejażdżce przyszedł czas na zabawę! Część atrakcji jest podobna do tych w Singapurze. O moich przygodach tam możecie przeczytać w mojej książce. Park w Stanach Zjednoczonych jest jednak zdecydowanie większy (ale równie zatłoczony). Tutaj udało mi się załapać na pokaz w Waterworld - imponujący.

Waterworld to pokaz kaskadersko - pirotechniczny oparty na historii z filmu pod tym samym tytułem. Uwaga: pierwsze rzędy mokną!
Woda im się pali.
Najlepszą jednak część parku i największą jego atrakcję stanowi Świat Harrego Pottera.


W zaułkach kryją się sklepy jak z książki.

Jest sowia poczta, gdzie można zakupić sobie własną sowę.


Tam też znajduje się gryząca książka, która się rzuca w klatce.
W innym sklepie można zakupić szkolne mundurki a la Harry Potter, różdżki, czy też magiczne słodycze. Znajduje się też tutaj sporo tematycznych restauracji.

dom Hagrida
koncert śpiewających żab
A największa atrakcja? Zamek!


W Hogwarcie znajduje się niesamowita 3D przejażdżka, w jej czasie walczymy z Dementorami, wierzbą, uciekamy przed smokiem i gramy w Quidditch. Warto dla tego momentu postać w kolejce.
Po tej części parku zgodnie stwierdziliśmy, że już nie chcemy nic oglądać. Jest to zdecydowanie najlepsza część i najlepiej zostawić ją sobie na koniec, aby nie psuć sobie wrażenia.


czwartek, 6 października 2016

A Very British Airline

Pamiętacie Operację Lot ? Jeżeli jest Wam mało i macie ochotę obejrzeć jak sobie radzą w British Airways, polecam "A Very British Airline" (trzy odcinki dostępne na youtube).

youtube

Osobiście bardzo mi się podobają fragmenty, które pokazują szkolenie cabin crew. Zobaczcie sami, jak bardzo rygorystyczni i wymagający są Wasi przyszli pracodawcy.

niedziela, 2 października 2016

Z życia stewardessy wzięte: opuszczanie pokoju w hotelu

Nie wiem jak Wy, ale ja mam bardzo dziwne zwyczaje jeżeli chodzi o opuszczanie mojego pokoju przed zbiórką. Zacznę od tego, że nigdy nie wypakowuję się do końca w hotelu. Wyciągam tylko niezbędne rzeczy na noc i na następny dzień. Nawet gdy wiem, że zostaję gdzieś przez tydzień (co rzadko się zdarza, ale już tak kiedyś było), to wyciągam rzeczy po trochu. Nigdy nie wiem, czy plany się nie zmienią i nie będę musiała szybko się spakować.
Wyciągam więc rzeczy po trochu, ale gorzej z ich ponownym wkładaniem do walizy. Po paru dniach mój pokój wygląda jakby przeszedł przez niego huragan.
Pakowanie zawsze zaczynam poprzedniego wieczoru. Wrzucam do walizki rzeczy, które już mi nie będą potrzebna; do kosmetyczki chowam kosmetyki, których już nie będę używać. Dzięki temu przed wyjściem na lot zostaje mi zabranie z pokoju tylko kilku drobiazgów. Jeżeli lot mam bardzo wcześnie, to układam wszystko w określonych miejscach. Mundur wisi w szafie, przed szafą stoją buty, na biurku leży biżuteria, apaszka, ID i klucze do pokoju. Na kanapie, czy też krześle leży spakowana torebka, bielizna i rajstopy; obok na podłodze leży spakowana walizka. W łazience kosmetyki leżą w kolejności ich użycia. To wszystko bardzo ułatwia wyszykowanie się na wczesny lot.
A teraz ta dziwna część: wiem, że wszystko zabrałam (bo wszystko było od razu chowane po użyciu), ale i tak muszę zrobić OBCHODY pokoju. Nie, nie jeden OBCHÓD. OBCHODY. Ponownie sprawdzam łazienkę (w kabinie prysznicowej, przy zlewie, haczyki); pokój (wszystkie gniazdka, których używałam do ładownia telefonów), łóżko, biurko, krzesło, szafę, okolice walizki (bo może coś wypadło, gdy wrzucałam do niej rzeczy). Następnie stawiam walizkę i torebkę przy drzwiach i raz jeszcze robię taki sam obchód! Do niedawna myślałam, że tylko ja tak mam.

Kolacja w Toronto z załogą:
-"Ja to zawsze sprawdzam pokój siedem razy przed wyjściem" - powiedział pierwszy oficer - "a i tak zapomniałem już ładowarki i koszuli."
-"Koszuli?" - trochę mnie to zdziwiło.
-"Tak położyłem na łóżku, a że biała była to się zlała z otoczeniem"
-"Też mi się to zdarzyło"- wtrącił się kapitan - "a też zawsze sprawdzam pokój kilka razy. Raz zapomniałem swój paszport, to był dramat."
-"Ja też wszystko sprawdzam" - wtrącił się drugi kapitan, bo mieliśmy nadkomplet - "i Biblię sprawdzam."
-"Biblię?!" - wykrzyknęliśmy we trójkę.
-"Kiedyś mój kumpel tak 400 dolarów znalazł, w hotelowej Biblii w Las Vegas" - wyjaśnił.
Hmmm, chyba też zacznę sprawdzać Biblię.

internet