środa, 30 września 2020

Spacery po Moskwie

 Jeżeli przegapiliście moje "Stories" na Istagramie, to zapraszam na spacer po stolicy Rosji w dzisiejszym wpisie. 



Moskwa z roku na rok jest coraz ładniejsza!

piątek, 25 września 2020

Linie lotnicze, a prywatny jet cz. I

Pomysł na tą serię wpisów podsunął mi filmik Jacqueline.

Amerykanka od dwóch lat pracuje jako Corporate Flight Attendant, a przedtem pięć lat pracowała w liniach lotniczych. Z powyższego video dowiecie się o specjalnym przejściu dla załogi na lotniskach. Dzięki temu, piloci oraz członkowie załogi pokładowej sprawniej przechodzą przez kontrolę bezpieczeństwa. Mogą też zabrać ze sobą na pokład płyny w większych ilościach.
Czy mi tego brakuje? Nie do końca. Przyzwyczaiłam się do kontroli bezpieczeństwa i konieczności dostosowania się do wymogów ograniczających płyny, do zdejmowania butów i wyjmowania laptopów. Szczególnie, że nawet latając w liniach lotniczych, na niektórych lotniskach musiałam przechodzić kontrolę razem z pasażerami. Pamiętam, że zawsze na lotach do Niemiec, czy Wielkiej Brytanii dokładnie nas - załogę sprawdzano. W Bangkoku dodatkowo obwąchiwały nas psy i musieliśmy włączać laptopy, żeby pokazać, że mamy oryginalne oprogramowanie. Ciekawe, że później leciałam do Tajlandii jako pasażer i nikt mi już tego nie kazał robić.

Czego więc mi brakuje?
Ulgowych biletów dla siebie i rodziny. Przywilejów emerytalnych i zdrowotnych. Pracy w większym gronie na pokładzie. I grafiku

Więcej już w następnym wpisie.


poniedziałek, 21 września 2020

Estonia praktycznie

 Do Tallinna polecieliśmy bezpośrednim LOTem. Co ciekawe w rejsie powrotnym na pokładzie było 10 osób.... czasy Covidu. 

Hotel w stolicy mieliśmy dzięki nazbieranym punktom w programie Marriotta. 
Na drugi dzień wynajęliśmy samochód w National. Najtaniej wychodzi wzięcie samochodu przez internet i ubezpieczenie go na miejscu (my wybraliśmy pełne ubezpieczenie na dwa dni - 58 euro). Trzeba też pamiętać o wyborze samochodu bez limitu kilometrów - jeżeli zamierzacie jechać na wyspy lub gdziekolwiek dalej.
Na wyspie spaliśmy w takim domku. Na jedną noc super sprawa. Łazienka była w osobnym baraczku. Właściciel przyszedł wieczorem na pogawędki. Jedyny minus, we wrześniu - po sezonie turystycznym, lokalne restauracje są zamknięte. Trzeba zaopatrzyć się w jedzenie na kolację i śniadanie w supermarkecie.
W Estonii są bardzo ostre przepisy drogowe. Poza terenem zabudowanym można jechać 90, w mieście 50, a miejscami nawet 30. Jest dużo radarów, a mandaty bardzo wysokie i podobno przychodzą do Polski bardzo szybko.
We wrześniu pogoda nas nie rozpieszczała, ale od czego są kurtki przeciwdeszczowe?
Bluza i kurtka. Wszystko spakowane w bagaż podręczny, dzięki temu bilet lotniczy jest tańszy (400 zł od osoby).
Po mieście poruszaliśmy się tramwajem lub na piechotę. Obecnie nie można kupić biletu u sprzedawcy.  Na lotnisku jest automat, zakupiony tam bilet należy zeskanować wchodząc pierwszym wejściem. W mieście można zakupić w kioskach kartę (depozyty 2 euro do odebrania przy zwrocie), którą doładowuję się wielokrotnością 1,5 euro. Przy wejściu do transportu należy ją przystawić do czytnika, strzałkami można wybrać ilość biletów. We dwójkę korzystaliśmy z jednej karty.
 
Ceny w Tallinnie są europejskie. Zjedzenie obiadu poniżej 20 euro udało się nam tylko w kafeterii i w średniowiecznym bistro znajdującym się w ratuszu.
Jedna zupa, kiełbaski, paszteciki - wszystko podawane bez sztućców. Razem z piwem i winem  15 euro.
Pierre - kawa, herbata i kawałek tortu - 13 euro. Tort warty swej ceny, a samo miejsce jest bardzo urocze.
Tradycyjna kuchnia, to śledzie, kasze, smażony chleb (pycha), kapusta, wieprzowina - czyli wszystko co ciężkie i zapychające. Ich ciemny chleb tak nam posmakował, że zabraliśmy go ze sobą do domu. Oprócz tego kupiliśmy drobne pamiątki wykonane z drewna. 
Ogólnie bardzo udany wypad i serdecznie Wam polecam Estonię na spokojny weekend.

niedziela, 13 września 2020

Tallinn

Prawdziwym powodem naszej wyprawy do Estonii było miasto Tallinn. Słyszałam wiele razy, że ma bardzo ładną starówkę i się nie zawiodłam.
W stolicy mieszka ok 430 tys osób, a stare miasto jest większe niż w Warszawie.
Taki widok ze wzgórza zamkowego się nam trafił.
Przymurze
Sam rynek przypomina ten w Rydze. Tallinn również należał do Związku Hanzeatyckiego. Co ciekawe, wiele budynków ma dźwigi, które umożliwiły dostawę rzeczy na wyższe piętra.
Oprócz starego miasta zwiedziliśmy jeszcze dzielnicę portową. Tam warto udać się do opuszczonego więzienia -Paterei (niestety w sezonie zimowym zamknięte we wtorki) oraz zobaczyć okręty i zapomnianą halę widowiskową. 
A już koniecznie odżałujcie 15 euro na wizytę w muzeum marynarki mieszczącym się w odbudowanym hangarze wodolotów.

Lądowisko dla śmigłowców i promy wycieczkowe. Podobno w sezonie miasto zapchane jest turystami.
Są plany rewitalizacji tego obiektu.

Największa atrakcja muzeum- łódź podwodna. Na zwiedzanie całości zostawcie sobie min. 2 godz. Z tym samym biletem możecie wejść na pokład okrętów zacumowanych w porcie.
 
       Na kadłubie wyświetlane są różne animacje. Wybiera się je samemu z panelu sterowania na piętrze.
 
Jeżeli zastanawiacie się nad miastem europejskim na wypad weekendowy, to z całego serca polecam Tallinn. 

poniedziałek, 7 września 2020

Wyspy Muhu i Sarema, czyli Estonia kraj 92

 Na te wakacje mieliśmy w planach Islandię, ale wirus nam je pokrzyżował. A więc zmiana planów i szybki wypad do Estonii!

W Estonii nie ma spektakularnych krajobrazów. Jest zielono i spokojnie.
Wynajęliśmy samochód na lotnisku w Tallinie.  Najtaniej wychodzi rezerwacja przez internet (bez jakiegokolwiek ubezpieczenia) i wykupienie pełnej polisy już na miejscu.
Ze stolicy do Virtsu, skąd ochodzą promy jedzie się ok 2 godzin. Problemem są ograniczenia prędkości i duże kary nakładane za ich przekroczenie.
Prom odpływa co 40 min. Koszt to 14 -18 euro zależnie od godziny, dnia i ilości pasażerów. Przeprawa trwa 25min.

Wiatrak na Muhu można zwiedzać, ale w 2020 muzeum było nieczynne.
Wyspę Muhu z Sarem łączy usypana grobla. Obie wyspy nie są duże i mają dosłownie kilka atrakcji. Myśmy zdecydowali się na nocleg w miejscowości Riksu na krańcu Sarem. Dzięki rozplanowaniu wyprawy na dwa dni mieliśmy sporo czasu na postoje w różnych miejscach. 

Kaali - miejsce po uderzeniu meteorytu.
Kuressaare stolica wyspy z zamkiem biskupa.
Plaża z setką ułożonych wież. 
Wyspę objeżdżaliśmy od południa i wracaliśmy północną częścią.

Zobaczyliśmy dwie latarnie morskie - obydwie zamknięte. I tak, padało.
Wieczorem poszliśmy na spacer nad morze.

Drugi dzień zaczęliśmy od klifu Panga.
Dalej wiatraki w muzeum Angla (wstęp 4 euro, nie wchodziliśmy).

Po ponownym przekroczeniu grobli chcieliśmy zwiedzić skansen w miejscowości Koguva. Okazało się, że wrzesień to już sezon zimowy i muzeum otwarte jest tylko 5 dni w tygodniu. W niedzielę było zamknięte. Można jedynie pochodzić po wiosce.
Po nieudanej próbie zobaczenia muzeum przeprawiliśmy się ponownie promem na stały ląd.
Czy warto zwiedzić wyspy? Mnie się podobały, ale jeżeli macie ograniczony czas, to warto go spędzić w Tallinie.