-"No nie wiem. Może będzie lot" - powiedział kapitan przy śniadaniu.
-"Morze, to się rozstąpiło przed Mojżeszem, ale na pewno nie powstrzyma mnie przed wyprawą do centrum Nowego Jorku" - pomyślałam sobie.
Zacznijmy od tego, że nic nie było w grafiku, a nasz hotel znajdował się 20 minut jazdy autobusem od Manhattanu. Razem z drugą stewardessą wymieniłyśmy się numerami telefonów z naszymi panami, żeby mieli z nami kontakt, gdyby coś się działo. Spakowałyśmy nasze walizki - w razie lotu last minute wpadłybyśmy do hotelu, ubrały mundury i złapały taksówkę na lotnisko. I w drogę.
|
25 minut później byłyśmy w zatłoczonym Big Apple. |
|
tradycyjne Yellow Cabs |
Nowy Jork do małych nie należy, zdecydowałyśmy się na Dolny Manhattan, Górny zostawiłyśmy sobie na drugi dzień (ale niestety trzeba było iść do pracy, więc jeszcze do zobaczenia).
Zaczęłyśmy spacer w ten upalny dzień od High Line - parku utworzonego w miejsce zamkniętej linii kolejowej. Znajduje się on przy 34-tej ulicy, został utworzony w 2009 roku i ciągnie się na długości 2,3 km.
|
Park znajduje się nad ulicami, wokół remontowane budynki i hałaśliwe miasto. |
Dalej udałyśmy się na piechotę (tego dnia zrobiłyśmy 23 km) do Ground Zero, czyli miejsca gdzie stały dwie wieże World Trade Center.
|
Piękny pomnik pamięci poległych w zamachu. |
Dalej spacerem doszłyśmy do końca wyspy Manhattan do Battery Park, skąd rozpościera się widok na panoramę Newport.
Z końca wyspy odpływają statki wycieczkowe, które zabierają turystów do Statuy Wolności. Niestety, ponieważ ciężko byłoby zawrócić taki statek (w razie niespodziewanego lotu), postanowiłyśmy sobie to darować.
|
następnym razem |
Późny obiad postanowiłyśmy zjeść w China Town, dalej przeszłyśmy przez Little Italy i w górę przez Washington Square Park, i obok głównego budynku poczty wróciłyśmy na dworzec autobusowy.
|
rzut okiem na Brooklyn Bridge |
|
dzielnica chińska - miejsce na obiad |
Do hotelu dotarłyśmy tuż przed 18-stą. Okazało się, że panowie z obawy przed możliwym lotem spędzili dzień w hotelu.... żałowali. Ja żałowałam, że trafił mi się tylko jeden dzień, a nie trzy w Nowym Jorku, ale zawsze lepiej niż nic.
Nowy Jork nigdy mi się nie znudzi!
OdpowiedzUsuńMi chyba też nie!
UsuńCarpe diem! Jak to mówią.
OdpowiedzUsuń