wtorek, 29 maja 2018

Spacer w Marrakeszu

Moja kolejna rotacja w pracy rozpoczęła się od lotu do Marrakeszu. W Maroku byłam już kilka razy, raz nawet na wakacjach, więc nie było to nic nowego dla mnie. Lubię jednak te klimaty i wolę to, niż siedzenie przez tydzień w Nicei.

Miętowa herbata podawana tutaj w tradycyjnym czajniczku i małych filiżankach - doskonały początek pobytu.
Nasze hotele usytuowane były w pobliżu głównej atrakcji starego miasta - placu Jama'a el Fna. Hotele - w liczbie mnogiej, bo musieliśmy je zmieniać - już kiedyś Wam o tym pisałam - firma zawsze liczy na sprzedaż dodatkowego lotu i rezerwuje nam spanie na jedną noc. Często zdarza się tak, że musimy przedłużać pobyt, a nasz hotel okazuje się pełny. Pakujemy walizki i jak nomadzi wędrujemy do innego.

Wszystkie narody z ciepłych stron świata kochają wodę.
Meczet Księgarzy, czyli nasz punkt orientacyjny.
Razem z kolegą drugiego dnia wybraliśmy się na wędrówkę po sukach (bazarach) mediny (stara dzielnica arabskiego miasta).

Plac Jama'a el Fna, czyli ogromne targowisko. Uważajcie na małpy i węże, i sprzedających, którzy koniecznie chcą Wam coś wcisnąć.
Pięknie usypane przyprawy.
Kupując na targowisku koniecznie się targujcie! Uważajcie też na osoby, które chcą Wam coś pokazać. Za wskazanie drogi - wyjścia, większość miejscowych spodziewa się opłaty. Jeżeli chcecie zapytać o kierunek, to poproście o pomoc policję lub personel hotelu, restauracji. Młodzi ludzie na targu wpierw zaciągną Was do swojego stanowiska, następnie pokażą restaurację kuzyna, aby na końcu wyciągnąć łapę po dolary za to, że podprowadzili Was do wyjścia.

Znalezione w wąskiej uliczce.
A najlepiej zgubcie się w zakamarkach i wąskich uliczkach suku i poczujcie klimat mediny. W końcu przecież znajdziecie wyjście 😂.

piątek, 25 maja 2018

"Opowieści pokładowe"

W końcu doczekałam się wydania swojej trzeciej książki. Dziś, prosto z drukarni, zostały do mnie dostarczone egzemplarze.

Aaaa rozpakowuję przesyłkę.
Jak Wam podoba się ta okładka?
tył książki z moim zdjęciem - z przodu to nie ja! ;)
fragment
O czym przeczytacie w mojej najnowszej książce? Znajdziecie tutaj opis pilotów, pasażerów, stewardess oraz kilka list krążących w internecie - mówiących o byciu cabin crew. Wszystko okraszone moim poczuciem humoru i czasami sarkastycznymi komentarzami. ;) Książka dla fanów lotnictwa i tych co chcą się pośmiać. Zapraszam do lektury!

P.S. Książka powinna ukazać się w przyszłym tyg w sprzedaży. Będę informować.

PPS. Książkę możecie zamawiać tutaj: https://xlm.pl/ksiazka/opowiesci-pokladowe-prawdziwe-zycie-na-wysokosciach

czwartek, 24 maja 2018

Majówka 2018, czyli Gran Canaria cz. II

Jak pisałam w poprzednim wpisie samochód mieliśmy wynajęty na trzy dni.

Drugiego dnia po śniadaniu postanowiliśmy udać się do "Wenecji" Wysp Kanaryjskich. Port Mogan to ładne miasteczko z portem pełnym jachtów i rozlicznymi restauracjami i kawiarniami. Do Wenecji mu jednak daleko. Przez miasto przepływa jeden kanał, który na dodatek był wyschnięty do połowy.

Bardzo ładnie pomalowane i bardzo ładnie ukwiecone Puerto de Mogan.
Trochę rozczarowani, ale pokrzepieni dobrą kawą i bezcłowymi zakupami (buty i perfumy) pojechaliśmy dalej na północ wyspy. Po drodze zgarnęliśmy dwoje autostopowiczów, którzy doradzili nam Tasarte - wioskę nad brzegiem morza, na obiad. Niepozorna restauracja z domową kuchnią znajduje się nad samą wodą. Dojazd do niej jest bardzo utrudniony (miejscami wydaje się, że droga zaraz się skończy), ale dla takiego spokojnego popołudnia warto wytrząść się na lokalnych wertepach.

Ludzie rezerwują tutaj stoliki z tygodniowym wyprzedzeniem. Niestety na Paellę się już nie załapałam; reszta była wyśmienita.
Cała Gran Canaria oferuje niesamowite widoki. Zatrzymywaliśmy się co kilka chwil, żeby zrobić zdjęcia. Rozliczne zakręty nie są dla słabych kierowców, ani dla ludzi o słabym żołądku.

Kolorowa skała mijana po drodze.
Trzeci dzień wycieczki krajoznawczej rozpoczęliśmy od polecanego jarmarku w mieście o jakże wdzięcznej nazwie Teror. Jeżeli macie ograniczoną ilość czasu na wyspie, to to miejsce możecie sobie podarować.

Większe targi są w Warszawie. Na miejscu można kupić lokalne słodycze i pieczywo oraz podróbki markowych torebek.
Dalej przez kolejne pagórki i zakręty udaliśmy się do krateru Bandama, na który wjeżdża się bezpośrednio samochodem asfaltową wąską drogą. I tutaj kolejne rozczarowanie. Widoki piękne, ale w mojej wyobraźni krater wygląda zupełnie inaczej.

Takie krajobrazy towarzyszyły nam przez trzy dni jeżdżenia po wyspie. Jedynie zachodni brzeg odcina się od reszty zieleni swoją surowością.
Trzeci dzień nie zaczął się najlepiej. Już myślałam, że nic mnie tego dnia nie zauroczy, gdy trafiliśmy do Arucas. I tutaj się wybierzcie. Nie tylko kościół zachwyca, cała starówka jest pięknie odnowiona, a w parku można podziwiać przepiękne kwiaty, wodotryski i rzeźby.

Kościół św. Jana Chrzciciela zapiera dech w piersiach.
Obiad tego dnia jedliśmy w małej wiosce rybackiej Puerto de Sardine. Skosztujcie koniecznie sardynek, które zjada się w całości - z głową i ogonem. A na koniec dnia zajrzeliśmy jeszcze do stolicy wyspy Las Palmas, gdzie pospacerowaliśmy chwilę po starym mieście.

Dom Gubernatora, obecnie muzeum Krzysztofa Kolumba.
I tak oto zamykam temat Majówki i temat Wysp Kanaryjskich. Gran Canaria była ostatnią brakującą wyspą w mojej kolekcji. Mój bardzo subiektywny ranking Kanarów:
Pierwsze miejsce - Lanzarote.
Drugie miejsce - Gran Canaria.
Trzecie miejsce - Fuertewentura.
Czwarte miejsce - Teneryfa.
A Wam która wyspa skradła serce?

niedziela, 20 maja 2018

Majówka 2018, czyli Gran Canaria cz. I

Z małym poślizgiem, bo musiałam wpierw opublikować zaległe posty, zapraszam Was na Majówkę. W tym roku udało mi się wyjechać na tydzień na Gran Canarię.

Wyspa należy do archipelagu Wysp Kanaryjskich i ma pochodzenie wulkaniczne.
Zamieszkaliśmy na południu wyspy w miejscowości San Agustin. Pierwszego dnia, po odespaniu nocnego lotu, udaliśmy się na długi spacer. Wzdłuż wybrzeża ciągnie się piękna promenada, jeżeli będziecie w okolicy, to spróbujcie dotrzeć aż do wydm.

niesamowite hałdy piasku w Maspalomas
Drugi dzień spędziliśmy na słodkim nic nie robieniu i łapaniu opalenizny. Od piątku natomiast mieliśmy wynajęty samochód i zaczęliśmy objazd wyspy. Koszt wynajmu to 72 euro za trzy dni. Nie wynajmujcie pojazdu na lotnisku od innych wczasowiczów dowiedziałam się, że zapłacili dwa razy tyle!

Podróżując na północ zatrzymaliśmy się w małej miejscowości - Fataga. Tutaj poczuliśmy się jak w Grecji.
Fataga
Na początek postanowiliśmy zobaczyć największą trakcję wyspy Roque Nublo.


Z bezpłatnego parkingu do samego szczytu, tak żeby dotknąć skały, jest jakieś 2km wspinaczki. Wpierw idzie się bardzo przyjemnie w cieniu lasu, ostatni odcinek nie jest już tak łatwy. Ubierzcie dobre buty, czapki na głowę i zabierzcie ze sobą wodę. Widoki są warte trudu!
Najwyższym szczytem wyspy jest Piqo de Las Nievas (1949m n.p.m.), który znajduje się niedaleko. Na sam wierzchołek wjeżdża się samochodem. Dla mnie była to dużo mniejsza atrakcja, a i widoki gorsze.
Ponieważ zostało nam jeszcze sporo światła dziennego, wybraliśmy się do Wąwozu Guayadeque. Słynie on z tego, że jest nadal zamieszkany przez ludzi, którzy wykuli swoje domy w skałach. Sam dojazd do atrakcji jest kiepsko oznakowany i znalezienie wjazdu do niego sporo nam zajęło. Całość można przejechać samochodem, zatrzymując się po drodze w kilku miejscach, żeby zrobić zdjęcia domostw.

Widoki ładne, przyroda piękna, jednak całość mnie rozczarowała.
Jeżeli się dobrze przyjrzycie, to ta biała plama, to właśnie nadal zamieszkany skalny dom.
Na Tripadvisor przeczytałam, że pod koniec wąwozu znajduje się bardzo dobra restauracja.

Tagoror - bardzo polecana, bardzo fajne wnętrze, ale jedzenie rozczarowuje. Kilka metrów wyżej znajdują się jeszcze dwie inne restauracje - spróbujcie tam.

Co najbardziej podobało mi się z pierwszej wycieczki krajoznawczej? Fataga, Roque Nublo i niesamowite kaktusy.
Ciąg dalszy nastąpi.

czwartek, 17 maja 2018

Zdjęcia z pracy

Dawno już tutaj nie pokazały się zdjęcia z mojej pracy! Mogliście trochę podejrzeć we wpisie z "Z ostatniej rotacji", czy też rok temu - w marcu. 
Nazbierałam sporo fotek i pozwólcie, że się nimi z Wami podzielę. Zapraszam do oglądania życia stewardessy od kuchni!


w pełnym umundurowaniu, moje nowe zdjęcie profilowe
Welcome service, czyli owoce...
owoce,
a czasami dla odmiany .... kanapeczki.
Zazwyczaj jednak owoce; butelka wody umieszczona przed startem na wyraźnie życzenie pasażera.
Jak śpi się na prywatnym jecie?
Dzięki specjalnie wyprofilowanemu materacowi, mogę z dwóch siedzeń zrobić bardzo wygodne pojedyncze łóżko.
Pasażer smacznie sobie chrapie z tyłu, a my tu z przodu czuwamy.
Chłopaki zakładają pokrowce na silnik przed nocowaniem.
Pokrowce pokrowcami, a jak jest zimno, to samolot musi zostać odlodzony przed startem. Polewa się go specjalnymi płynami, które rozmrażają lód i nie pozwalają mu się ponownie tworzyć.
A tu moje królestwo. Zapraszam na pokład!

niedziela, 13 maja 2018

Sobór św. Aleksandra Newskiego w Sofii

Podczas poprzedniej rotacji po krótkim odpoczynku w Nicei, dostałam kolejny lot. Tym razem coś nowego - stolicę Bułgarii - Sofię. Wiele lat temu byłam w Burgas, na przymusowym międzylądowaniu, po tym jak zepsuł się samolot, którym leciałam. To miasto jednak odwiedziłam pierwszy raz. Od razu sprawdziłam na mapie, co można tam ciekawego zobaczyć i pierwszą pozycją na liście zabytków był Sobór.

Przeszliśmy przez park i z daleka już widać było kopuły.
Cerkiew ta została wybudowana na cześć rosyjskiego cara Aleksandra II, dzięki któremu Bułgaria uzyskała niepodległość w 1878 roku. Przed tą datą tereny te należały do Imperium Osmańskiego.

Budynek w całej swej okazałości. Budowa trwała tylko 30 lat.
główne wejście
Kopuły jednak są dużo ładniejsze.
Wstęp do środka jest bezpłatny. Opłaty są tylko za filmowanie lub fotografowanie. Niestety przyjmowana jest tylko lokalna waluta, więc zdjęć wnętrza nie mam. Poniżej zdjęcie znalezione w Internecie.


Jeżeli tylko będziecie mieć chwilkę, to koniecznie zajrzyjcie do tej świątyni. Warto!


środa, 9 maja 2018

Hotel Marinela

Wracając do tematu dziwnych hoteli. Tym razem mam dla Was hotel z całkowicie normalnymi pokojami, ale za to z niezwykłą recepcją, w której też bardzo dziwnie pachnie.
 Zapraszam Was do Sofii w Bułgarii, a spać będziecie w Hotelu Marinela.

Każda lobby potrzebuje fortepianu.
windy
Wejścia do hotelu strzeże terakotowa armia.
Na suficie wiszą wachlarze.
W restauracji na suficie wiszą sopelki.
Tematem przewodnim wystroju była wiosna i kwitnące wiśnie.

Na innej ścianie wisi kolekcja kimon.
Jeżeli zastanawiacie się czego nie można wnosić do takiego hotelu, to tutaj jest mała podpowiedź.
I jak Wam się tu podoba?