poniedziałek, 29 maja 2017

Rzym - Watykan i nocny spacer

Mój trzeci dzień w Rzymie rozpoczął się od konieczności zmiany hotelu. Gdy powiedziałam o tym kelnerowi na śniadaniu przyniósł mi takie oto cappuccino. Dobrą stroną było to, że w drugim hotelu czekała już na mnie moja załoga i w końcu nie musiałam wałęsać się sama po Wiecznym Mieście.

I powiedział, że będzie tęsknił.
Po zameldowaniu się w nowym hotelu razem z drugą stewardessą udałyśmy się na spacer i zakupy.

W końcu ktoś mi zrobi zdjęcie. Plac Świętego Piotra, jak zwykle zatłoczony, żeby wejść do środka, trzeba odstać kilka godzin w kolejce.
Lody muszą być. (Paznokcie nie moje. Osobiście nie zgadzam się na wzorki, gdy jestem w pracy. Moja firma nie ma jednak ostrej polityki mundurowej.)
Umówiłyśmy się z resztą załogi na kolację w jednej z małych pizzerii. Obok koleżanka jeszcze zakupiła obraz.
 
 W drodze powrotnej mogliśmy podziwiać piękno miasta w nocy.

Urokliwe wąskie zaułki w nocy nabierają magicznego klimatu.

Zamek Świętego Anioła - zbudowany jako grobowiec, następnie przekształcony w więzienie.

Będąc w Rzymie koniecznie pospacerujcie wieczorem!




























































czwartek, 25 maja 2017

Rzym - bazylika, kościół Kapucynów i spacer po historycznym centrum

Swój drugi dzień w Wiecznym Mieście chciałam zacząć od wizyty w Galerii Borghese (to miejsce poleciła mi pewna polska para). Okazało się jednak, że tak jak w Muzeum Watykańskim, tak i w tej galerii bilety trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem. Na szczęście w Rzymie jest tak dużo do zwiedzania, że nie zabrakło mi innych obiektów.

Podjechałam autobusem do dworca kolejowego, a stamtąd już kilka kroków miałam do Bazyliki Matki Bożej Anielskiej i Męczenników.

piękne, obszerne wnętrze
 Do ciekawostek należy tutaj zegar słoneczny znajdujący się w posadzce w prawej nawie. Pochodzi on z XVIII stulecia i swojego czasu był najdokładniejszym zegarem w Rzymie.
Z tego miejsca udałam się do Kościoła Kapucynów przy placu Barberini, został mi on polecony przez panią na recepcji. Sam kościół nie wyróżnia się niczym specjalnym, ale po opłaceniu 8,50 euro i zwiedzeniu sporego muzeum, udajemy się do głównej atrakcji.

Chciałam kości, to mam. W kryptach nie można robić zdjęć. zdjęcia : internet
Podobno do dekoracji tych krypt użyto 300 wagonów kości. I jak widać użyto też całe szkielety braci zakonnych.
Po takim przeżyciu potrzebowałam powietrza.Udałam się do Fontanny di Trevi.

Tłumy, tłumy! Aż musiałam uciekać!
Chciałam następnie zjeść coś po drugiej stronie Tybru i jakoś trafiłam na Panteon. Wstęp bezpłatny, trzeba tylko trochę odczekać w kolejce. Przy okazji podsłuchałam, jak go budowano. Otóż aby zamontować kopułę wypełniono świątynię ziemią. Jak uporano się z jej usunięciem później? Cesarz kazał ukryć w owej ziemi złote monety, dzięki temu zyskał darmową siłę roboczą poszukiwaczy skarbów.

wnętrze, znowu tłumy
Po drodze nad rzekę jeszcze zahaczyłam o Area Sacra.

wszędzie ruiny w tym mieście ;)
I już byłam na Zatybrzu, gdzie spałaszowałam całą pizzę.

Jeżeli szukać spokoju, to przejdźcie na drugą stronę rzeki. Polecam okolicę Via Trastevere i odchodzące od niej uliczki, tutaj już nie docierają wycieczki. Pizza ok 10 euro.
W drogę powrotną do autobusu postanowiłam się udać przez Plac Campidoglio.

To się nazywa megalomania.
mieli fantazję
Forum Romanum
Ten spacer zajął mi sześć godzin. Oprócz przerwy na obiad i lody (zjedzone na schodach), cały czas byłam w drodze. Po powrocie do hotelu musiałam się położyć z nogami w górze. :) Już nie mogę się doczekać następnych przygód.

niedziela, 21 maja 2017

Rzym - katakumby i spacer nad Tybrem

Moją kolejną rotację rozpoczęłam lotem z Alitalią do Rzymu. Co ciekawe, gdy przyleciałam na miejsce, okazało się, że jestem dwa dni za wcześnie! Mój samolot nadal był w Stanach. Ale przecież nie będę marudzić, gdy firma funduje mi małe wakacje.
Od razu wzięłam się za planowanie zwiedzania. W stolicy Włoch byłam wiele lat temu na wycieczce z siostrą. Nie udało nam się jednak wtedy zobaczyć katakumb - postanowiłam od tego zacząć. Przystanek autobusowy miałam przed samym hotelem, bilet 1,50 euro uprawnia do przejazdów przez 100 min; ale tylko raz może być użyty w metrze. Jeżeli chcecie korzystać z komunikacji miejskiej w mieście, to uzbrójcie się w cierpliwość. Autobusy kursują co 20 min, nie ma rozkładu jazdy, brak klimatyzacji może zabić, a korki sprawiają, że wszędzie trzeba liczyć się z opóźnieniami. Jedne co trzeba przyznać Włochom, to że są uczynni i każda osoba przeze mnie zapytana pomogła mi w odnalezieniu właściwego przystanku.

piękna pogoda
Katakumby Świętego Kaliksta położone są przy Via Appia Antica, do której można dojechać autobusem 218. Wstęp to 8 euro, oprowadzanie odbywa się w różnych językach, także po polsku - wystarczy poczekać, aż zbierze się grupa. Ja miałam dużo szczęścia, bo jeszcze w autobusie usłyszałam rodzimy język i dołączyłam do zorganizowanej wycieczki z Itaki.

w katakumbach nie można robić zdjęć
Zwiedza się drugi poziom na głębokości 11 metrów, temperatura pod ziemią to 15 stopni, a całkowita długość korytarzy to ponad 20km. W katakumbach chowano od II do V w. W sumie złożono tutaj pół miliona ciał, w tym dwieście dwadzieścia tysięcy dzieci.

foto: internet
Osobiście liczyłam na coś więcej. Miejsce jest na pewno ciekawe i warte odwiedzenia, ale mi się marzyły innego rodzaju grobowce, takie jakie są w Palermo.

Po tak rozpoczętym dniu udałam się z powrotem autobusem do centrum, gdzie postanowiłam przejść się wokół Koloseum i dalej pospacerować nad Tybrem.

Jak stało, tak stoi.
Tu już bez tłumów turystów. Tego dnia w Rzymie spotkałam pięć polskich wycieczek. Byliśmy prawie tak liczni, jak Japończycy :)
Wieczne Miasto jest zaśmiecone i brudne, rzeka też.
Widoki warte wędrówki.
Dalej powędrowałam na Piazza Novano, skąd wycieńczona wzięłam autobus powrotny do hotelu.
 Oczywiście ten dzień nie mógł się obyć bez makaronu, za którym nie przepadam, ale w końcu być we Włoszech i nie zjeść spaghetti? A na deser lody!


piątek, 19 maja 2017

Alitalia

Mój kolejny proceeding do pracy odbyłam z włoskimi liniami Alitalia. Swojego czasu miały one problemy finansowe i zostały wykupione przez Etihad. Po tym przejęciu ich mundury uległy zmianie. Na pokładzie miałam dwie panie w takich oto kolorach:

foto: internet
Muszę powiedzieć, że na zdjęciu ich mundury nie wyglądają jeszcze tak źle. W realu jest gorzej! Jedyne co, to podobały mi się ich buty i torebki - zielone.

Ponieważ leciałam małym Airbusem 321, to pokaz zasad bezpieczeństwa odbywał się manualnie. Filmik nie został puszczony. Co do serwisu, to można było dostać słodką lub słoną przekąskę (tj. ciasteczko, lub krakersy) oraz napój. Z picia do wyboru była woda lub cola. Rozumiem, że linie oferują kawę, herbatę lub wodę. Ale kto oferuje wodę lub colę?!

Dostałam miejsce przy oknie.
 Cztery dni później leciałam ponownie z nimi. Tym razem do wyboru była woda, kawa lub herbata. Naprawdę nie wiem na jakich zasadach odbywa się serwis na pokładzie.


niedziela, 14 maja 2017

Wiesz, że jesteś w Stanach Zjednoczonych, gdy....

Ostatnio sporo latam w Stanach Zjednoczonych. Poniżej kilka zdjęć, które mnie zaskoczyły, czy też utwierdziły w przekonaniu, że..... Amerykanie są inni!

Disneyland tonie w uszach Myszki Minnie.
Do odważnych świat należy! Tyle razy w filmach widziałam Ginger Beer, że się skusiłam. Nigdy więcej!
Na lotnisku w LA siedzenia mają uchwyty na napoje. Widzieliście coś takiego gdzieś indziej?!
Prawie każdy hotel ma małe stoisko Starbucks. Tam też je się śniadanie.

Flagi, flagi, wszędzie flagi.....
Wspominałam już o flagach?
Amerykanie są duzi i potrzebują dużo energii.
I potrzebują dużo chipsów.
Wielki Brat patrzy.
W hotelowych pokojach nie znajdziecie czajnika elektrycznego, ale ekspres do kawy zawsze.
W pokojach z aneksem kuchennym zlewy zaopatrzone są w niszczarki. Tutaj moja pierwsza próba z selerem.
A moja mapa USA robi się coraz bardziej poznaczona.

środa, 10 maja 2017

"Cockpit Confidential"

Gdy w marcu biegałam od jednego lotniska do drugiego, mój wzrok zawiesił się na książce wystawianej w witrynie.


Pędem wpadłam do lotniskowego kiosku i ją zakupiłam. Jeżeli mieliście jakiekolwiek pytania odnośnie lotnictwa, to Patrick Smith - wieloletni pilot na nie Wam odpowie. Książka jest napisana przystępnym językiem, a podane w niej informacje wyjaśniają wszystko - od tego jak samolot lata, aż po charakteryzację poszczególnych linii lotniczych.
Lektura jest tak wciągająca, że na moim locie do Nowej Zelandii, musiałam walczyć o nią z załogą kokpitu.
Polecam fanom awiacji!

sobota, 6 maja 2017

Kąpielisko Gellerta

Budapeszt to miasto położone na obu brzegach Dunaju; zachodni brzeg zajmuje wzgórze Buda, a równinę na wschodnim brzegu nazwano Peszt. Obie strony łączy osiem mostów, w tym dwa kolejowe. Jednym z najciekawszych jest Most Małgorzaty, ma on charakterystyczną budowę w kształcie litery Y. Jeżeli pogoda Wam dopisze wybierzcie się nim na Wyspę Małgorzaty, na której położny jest wspaniały park.
Jeżeli natomiast, tak jak mi, aura nie będzie Wam sprzyjała, zaszyjcie się na jednym z kąpielisk.

W parku miejskim wstąpiłyśmy żeby zobaczyć kąpielisko Szechenyi.


Tłumy i ogrom budynku trochę nas zniechęcił; poza tym przed wyjazdem już miałam jedno kąpielisko upatrzone.
Kąpielisko Gellerta położone jest u podnóża wzgórza o tej samej nazwie, w hotelu również nazwanym na cześć biskupa - męczennika.

hol główny
Bilet z szafką (ale nie z kabiną) kosztuje 5300Ft i nie ma ograniczenia czasowego. Za wszelkie dodatkowe usługi płaci się osobno. Jeżeli chcecie popływać w dużym basenie zabierzcie ze sobą czepek pływacki! W pozostałych zbiornikach - z ciepłą wodą termalną nie jest on potrzebny. Pod dachem znajduje się sześć basenów (z wodą aż do 40 stopni), sauna parowa, bufet. Na zewnątrz znajdują się jeszcze dwa baseny, w tym jeden z ciepłą wodą.
Na miejscu można kupić klapki, czepki, ręczniki; w ramach oszczędności polecam zabrać ze sobą ;)

Największy basen z zimną wodą - czepki obowiązkowe.
Foto: internet
i przepiękne baseny z wodą termalną
Foto: internet
Kąpielisko jest przepiękne i dobrze utrzymane. Jedyny problem sprawia poruszanie się po nim. Warto zaraz przy wejściu zaopatrzyć się w mapkę, gdyż część basenów jest "ukrytych" i na pierwszy rzut oka nie wiadomo gdzie się znajdują. Tak samo zresztą z szafkami, jeżeli nie wykupimy kabiny, to nasze rzeczy musimy zostawić na drugim piętrze. Żeby się tam dostać wpierw trzeba zejść do podziemia!
Po trzech godzinach moczenia się w gorących źródłach, człowiek czuje się bardzo zmęczony :)

wtorek, 2 maja 2017

Kwiecień - czyli ciężkie życie stewardessy

Jak już wspominałam pracuję w systemie rotacyjnym. Oznacza to, że w marcu pracowałam (i to więcej niż zazwyczaj), więc w kwietniu miałam sporo wolnego.
Nie będę Was zanudzać zdjęciami góry prania, ani z wizyty u dentysty. Mam dla Was natomiast fotki pokazujące pozostałą część zeszłego miesiąca.

Home sweet home - moje miejsce do czytania książek. W tym miesiącu miałam mały remont ściany.
malinowa herbata w Werandzie
jeden z niewielu słonecznych dni w stolicy - wykorzystany na spacer
Moja walizka nigdy nie była taka pusta- powód? Zepsuty zamek i piszczące kółka, musiałam ją oddać do serwisu.
nowa ozdoba mojego mieszkania
plotki, ploteczki, Margarity i hiszpańskie jedzenie - wieczór w Hali Koszyki
W Budapeszcie, siostra fotografuje, a ja bombarduję jej zdjęcie.
Cappuccino i Opera - spożyte we francuskim bistro w żydowskiej dzielnicy w Budapeszcie :)
Szybka herbata na Kubusia Puchatka, kawiarnia Mjud.
beza z kremem waniliowym w MOMU
pływające sushi i wino śliwkowe w Sakana Sushi
Zdrowy lunch (znaczy się obiad)  - Cukiernia Warszawska.
odwiedziny na Nocnym Markecie
trafne podsumowanie miesiąca kwietnia :)