piątek, 29 sierpnia 2014

Od kapitana.

Wczoraj spędziliśmy w minibusie ponad dwie godziny. Tyle wynosi droga z lotniska do naszego hotelu w moskiewskich korkach.
I kapitan postanowił podzielić się ze mną takim oto obrazkiem.



Powinnam się obrazić, a śmiałam się do łez - aż mi się tusz do rzęs rozmazał.


środa, 27 sierpnia 2014

Sezon w pełni.

Sezon w pełni - to zdanie najlepiej obrazuje co się teraz dzieje. Latamy jak szaleni. Wracam wieczorem do hotelu (nawet nie jestem w stanie wymienić miast, które przelotnie odwiedziłam w czasie trwającej rotacji), zamawiam catering na następny lot, prysznic, spanie. ( Minimalny odpoczynek to 10-12 godzin od lądowania do startu i tak właśnie teraz żyję.) Pobudka rano, często jeszcze jakieś zakupy i znowu cały dzień latania. Z utęsknieniem wypatruję 36 godzin odpoczynku, który przysługuje nam po 7 dniach pracy.
Jedyne zdjęcie:

Poranny bieg przez Pizę w poszukiwaniu cukierków na lot.

Pozdrawiam z terminala w Turcji - czekamy na pasażerów.


niedziela, 24 sierpnia 2014

Gorące ręczniki

Kilkakrotnie pytano mnie, co to są "gorące ręczniki", o których już wspominałam. Serwowane są w wielu liniach lotniczych w klasie biznes i pierwszej (ale również spotykane w ekonomicznej na długich rejsach). Mokre, podgrzane ręczniki wręczane są pasażerom, którzy zazwyczaj wycierają w nie ręce, twarze; ale też zdarzyło mi się zaobserwować próbę ich konsumpcji.
Na pokładzie prywatnego jetu wyglądają one tak:


Polewam je wodą, dodaje do niej kilka kropel olejku zapachowego, a następnie podgrzewam w mikrofalówce. (Jeżeli ktoś chciałby spróbować takiego sposobu, to trzeba pamiętać o tym, żeby były one całkowicie mokre, gdyż mogą spowodować pożar.) Podaję na srebrnej tacy specjalnymi szczypcami. Następnie zbieram na tacę zużyte i po locie oddaję do prania razem z obrusami i serwetkami. Jeżeli jest bardzo gorąco, to przygotowuję zimne ręczniki, które trzymam w pojemniku z lodem. Stanowią wspaniały początek każdego lotu!

czwartek, 21 sierpnia 2014

Parę słów o pracy- część III

Jak wygląda praca stewardessy na pokładzie prywatnego samolotu? Zaczynam poprzedniego dnia od sprawdzenia lotu, interesuje mnie godzina startu, długość podróży oraz liczba pasażerów. Patrzę również, czy wśród pasażerów mam jakieś dzieci, osoby starsze, zgłoszone alergie i specjalne wymagania dietetyczne. To wszystko mogę znaleźć w systemie, o którym już pisałam. Dzięki tym informacjom mogę zaplanować menu na dany lot. Jeżeli jest on rano, to będzie to śniadanie, jeżeli lot jest krótki to będą to tylko przekąski, itd. Gdy mam dzieci na pokładzie to zamawiam specjalne posiłki dla nich, kupuję magazyny oraz zabawki dla moich małych gości.
Często pasażerowie sami układają swój jadłospis. Proszą o konkretne potrawy, bardzo często z konkretnej restauracji. Moim zadaniem jest zorganizowanie tego posiłku i jego dostawy do samolotu. Zdarzyło mi się jechać taksówką na drugi koniec miasta przed planowanym wylotem, aby odebrać zamówienie. Zazwyczaj jednak firmy mają podpisane umowy z handlingami i to oni je przywożą.
Zjawiamy się na dwie godziny przed pasażerami na pokładzie. Przygotowuję kabinę: wykładam świeże kwiaty, gazety, magazyny, owoce (wszystko zakupione w sklepie, lub w przypadku braku czasu dostarczone razem z cateringiem). Odbieram i układam w szafkach wyprane obrusy i serwetki oraz naczynia oddane do umycia po poprzednim locie. Następnie ładuję catering, lód; przygotowuję też gorące ręczniki i drobny poczęstunek na przywitanie pasażerów. Jeszcze szybka kawa dla chłopaków w cockpicie, poprawa makijażu oraz ostatnie sprawdzenie czystości kabiny.
I już witam pasażerów.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Widoki z okna.

Praca stewardessy ma wiele zalet, jedną z nich są zmieniające się widoki z "biura".  Zdjęcia robię oczywiście tylko wtedy, gdy nie mam pasażerów na pokładzie, lub gdy lecę sama jako pasażer.

lot w marcu nad terytorium kanadyjskim


więcej śniegu - Islandia


w chmurach

dla odmiany, dużo słońca w Tajlandii

a to piękna Polska - zdjęcie wykonane z pokładu śmigłowca


lądowanie w pochmurnej Warszawie

środa, 13 sierpnia 2014

Parę słów o pracy : część II

Latam więc dla firmy z Europy. Co robiłam zatem w Azji? Otóż mój pracodawca od pewnego czasu ma dwa samoloty, które wykonują rejsy azjatyckie. Maszyny nie wracają do Europy, tylko cały czas umieszczone są w tropikach, a my - załogi - pełnimy na nich dyżury. Każdy pracownik dwa razy w roku oddelegowany jest w tamte strony. Przeloty i hotele zapewnia nam firma.

Tak samo jest zresztą w Europie. W czasie pełnienia swoich obowiązków (czyli będąc na dyżurze/rotacji) mam zapewnione noclegi; do pracy i z pracy natomiast dolatuję komercyjnymi liniami na koszt firmy.

Zacznę jednak od początku. Mieszkam w Polsce. W specjalnym systemie firmy sprawdzam swoje następne dyżury, są one wyświetlane zazwyczaj na miesiąc do przodu. I tak wiem, że na przykład w tym miesiącu mam jeszcze dwa tygodnie wolnego, następnie będę przez czternaście dni pracowała na samolocie XYZ, po czym wracam do kraju na siedem dni wolnego, żeby po tym czasie na samolocie ABC mieć kolejne osiem dni dyżuru.
Patrzę więc na samolot XYZ, w dniu kiedy powinnam zgłosić się do pracy jest on na przykład w Moskwie (to się często zdarza). Firma wykupuje mi tam lot i rezerwuje hotel, w którym spotkam się z resztą załogi (to znaczy z kapitanem i pierwszym oficerem). Ja lecę tam gdzie w danym momencie znajduje się XYZ, a moja zmienniczka wraca do swojego domu (dowolne miasto w Europie z dużym lotniskiem) i zaczyna swoje wolne.
Następnie wykonuję wszystkie loty na XYZ: te zaplanowane i te z ostatniej chwili. Kończę swoją rotację po czternastu dniach, dajmy na to w Paryżu. Z miasta miłości wracam komercyjnymi liniami do domu, a na moje miejsce dolatuje do Francji kolejna stewardessa. W ten sam sposób zmieniają się też panowie w cockpicie.

Mogłoby się wydawać, że to układ idealny. Niestety jest dużo nieprzewidywalnych sytuacji, kiedy to muszę skrócić swoje wolne, wydłużyć rotację, czy też zamienić się z koleżanką. W tym zawodzie wymagana jest ogromna elastyczność i dyspozycyjność.

sobota, 9 sierpnia 2014

Parę słów o pracy - część I

Ostatnio kilka osób próbowało zrozumieć na jakich zasadach pracuję. Tłumaczyłam i tłumaczyłam, ale i tak mam wrażenie, że się nie do końca zrozumieliśmy. Dlatego postanowiłam w kilku postach przybliżyć swoją pracę.

Obecnie jestem stewardessą w europejskiej firmie, która czarteruje prywatne odrzutowce. Mniej więcej takie jak ten:

źródło - internet

Ponieważ w tym zawodzie bardzo ceniona jest dyskrecja, dlatego nie mogę podać nazwy firmy, kraju, ani zamieszczać zdjęć samolotów z numerami rejestracyjnymi. Mogę tylko powiedzieć, że firma dysponuje kilkoma rodzajami samolotów: od mniejszych dla kilku osób do takich dla kilkunastu pasażerów. Nasze samoloty można wynająć na dowolny czas i na wybraną przez siebie trasę (w miarę dostępności). Nie można natomiast kupić biletu na konkretny rejs. Niestety trzeba mieć budżet na opłacenie całego przelotu, a nie tylko miejsca dla siebie. Tak jak w taksówce, zamawiamy cały samochód (możemy się oczywiście z kimś umówić i zrobić to do spółki) i opłacamy cały przejazd, a nie tylko jedno siedzenie. Koszt godziny lotu wynosi kilka tysięcy euro (w zależności od trasy, postoju, paliwa, lotnisk, obsługi itp). Bliższe dane nie są mi znane, gdyż zajmują się tym specjaliści. 



środa, 6 sierpnia 2014

Z ostatniej rotacji

Siedzę w domu na zasłużonym wolnym. Do następnej rotacji zostało mi dwa tygodnie :)
A poniżej kilka zdjęć z ostatniego wyjazdu do Azji.

obrazki malowane dla kolonizatorów w Singapurze - z Muzeum Cywilizacji Azji


ozdoba hinduistycznej świątyni - Muzeum Cywilizacji Azji

uliczny boks- Pattaya Tajlandia


Walking Street - ulica w Pattaya - pełna burdeli i nocnych klubów, w tym coś dla miłośników lotnictwa.

Penang z okna mojego hotelu prezentował się pięknie.


Ogień na pokładzie? Nie, tak chłodzi się samolot w tropikach; różnica temperatur powoduje powstawanie malowniczej mgły.

coś dla miłośników czekolady - lotnisko w Amsterdamie

Pięciogodzinny tranzyt czas zacząć, dobrze, że udało mi się kupić kolejną książkę Billa Brysona - przesiadka w drodze do domu - Amsterdam.


sobota, 2 sierpnia 2014

Jutro

Jutro czeka mnie kilkunastogodzinna podróż do domu. Brrrr...... Ciekawe, że będąc stewardessą nie lubię latać jako pasażer. Wolę serwować jedzenie i drinki, zamiast siedzieć uwięziona pomiędzy dwom osobami w ciasnej ekonomii. Jest mi niewygodnie, ciasno, a czas zbyt wolno mija.

Wczoraj i dziś pocieszałam się pięknym słońcem, basenem, siłownią i zakupami.

Dwa dni w Kuala Lumpur - a to moje jedyne zdjęcie. O moich poprzednich pobytach w tym mieście piszę w swojej książce " Etat w chmurach" - w tamtym czasie nie przepuściłabym okazji, żeby coś zwiedzić. Teraz, no cóż - woda w basenie była bardzo przyjemna.