Dzisiejszy wpis powstał dzięki odwiedziną koleżanki w stolicy. Tak to jest, że samej często nie chce mi się ruszać z domu. 🫣 Ale wyjście z kimś na wystawę, to co innego.
Nasz wybór padł na wystawę w Fabryce Norblina. Przywitała nas taka kompozycja. |
Cena w weekend to 75 złoty. Trochę drogo...
W pierwszej sali znajduje się tradycyjny ołtarz. Podobne widzieliśmy w Meksyku. |
Dalej była sala poświęcona życiu artystki. Na ścianach wyświetlana była jej biografia i zdjęcia.
Ciekawy, nieszczęśliwy życiorys. |
Kolejny pokój najbardziej się nam podobał. Był zdecydowanie najbardziej fotogeniczny.
Zmieniające się ilustracje - symbole z obrazów Fridy, wyświetlane były na ścianach i podłodze. |
W jednej sali dzieci mogły pokolorować portrety artyski, a następnie je zeskanować. Ja sobie wzięłam kolorowanki do domu, podobno takie zajęcie dobrze niweluje stress. 😉
Następna sala i więcej zdjęć i ilustracji wyświetlanaych na ścianach i podłodze. |
Oprócz tego, na zakończenie każdy mógł zanurzyć się w VR reality. Czyli po naszemu zakłada się okulary i słuchawki i ogląda trójwymiarowy film. Widziałam ich kilka, ten bardzo mi się podobał. Zaczynał się od siedzącej Fridy i kilku meksykańskich grajków przebranych i umalowanych za kościotrupy. Następnie leżąc na jej łóżku (malarka spędziła większość część życia unieruchomiona przez wypadek) przemieszczamy się przez miasto, aby psychodelicznym korytarzem przez arbuzy i jaskinię skończyć w szczęce kościotrupa.
Jest jeszcze jedna atrakcja - budka fotograficzna, gdzie wykonany portret przerabiany jest na wzór obrazów Fridy.
Kościotrupy nas pożegnały. |
Wystawa mi się podobała, ale uważam, że ta o Van Goghu była lepsza. Tutaj cena była odrobinę zawyżona w stosunku do ilości atrakcji.
Fabryka Norblina to jedno z moich ulubionych obecnie miejsc. |
Dobrze było ruszyć się z domu. 😍
Myślałam o tej wystawie. Czyli się nie wybieram. 😁
OdpowiedzUsuń