środa, 7 października 2015

Wypadek


Zastanawialiście się kiedyś dlaczego większość z nas – cabin crew – grzecznie odmawia pomocy w umieszczaniu pasażerskiego bagażu w schowku nad głowami? To proste, dbamy o nasze plecy. Ponieważ nikt z nas nie chce mieć urazu kręgosłupa, a i nasi pracodawcy obcinają nam pensję gdy chorujemy, to stewardessy i stewardzi przestrzegają prostej zasady.

internet

Urazy i  bóle kręgosłupa są jedną z najczęstszych dolegliwości wśród załóg samolotowych. Już na samym początku, w czasie treningu, jesteśmy o tym ostrzegani i uczeni jak prawidłowo podnosić z podłogi ciężkie przedmioty (na przykład w pokładowej kuchni kontenery z sokami).
Linie lotnicze wymagają, żebyśmy tylko asystowali przy bagażu pasażerów, a nigdy go sami nie dotykali.
Co więcej, problem z bólem pleców jest tak popularny, że  polisy ubezpieczeniowe nie wypłacają odszkodowań w wypadku L4. Pewne linie na Bliskim Wschodzie odeślą Was do domu, jeżeli po określonym czasie nie wrócicie do pracy. Z własnego doświadczenia wiem, że urazy kręgosłupa są  długotrwałe, ciężkie do wyleczenia i nawracające.
Oczywiście jako młoda i ambitna cabin crew nie raz dźwigałam czyjąś torbę. Nie mogłam się powstrzymać na widok starszej osoby, lub matki z dzieckiem. Trzeba było pomóc. Jeżeli bagaż nie jest zbyt duży, to można bezpiecznie założyć, że nic nam się nie stanie. Chociaż kiedyś się tak przeliczyłam z kuferkiem uroczej staruszki.....

W czasie mojej ostatniej rotacji mieliśmy jednak dużo poważniejszy wypadek. Na pokładzie prywatnego jetu załadunkiem bagaży załogi, jak i pasażerów zajmują się piloci. Późnym popołudniem przyjechaliśmy na lotnisko w jednym z europejskich miast. Ja zajęłam się swoimi obowiązkami w kabinie, a panowie w tym czasie zabrali się do ładowania walizek. Procedura wygląda tak, że jeden pilot stoi na ziemi i podaje torby, a drugi będąc w bagażniku je przejmuje i zabezpiecza. Ten na ziemi musi w pewnym momencie trzymać, niekiedy kilkudziesięciu kilogramową walizę, na wyprostowanych rękach nad swoją głową (luk bagażowy w tym typie samolotu jest wysoko nad ziemią). Trzeba mieć siłę, żeby wykonywać ten zawód.
Zajęta swoimi sprawami zobaczyłam, że kolega wybiega z cargo:
-„Widziałaś X jest na ziemi!” – krzyknął przebiegając obok mnie
-„Na jakiej ziemi? Przestańcie się wygłupiać!” – odpowiedziałam, bo te dwa typy lubią sobie głupie żarty stroić. Wyszłam jednak za nim, bo mnie zainteresowało co tym razem wymyślili.
Przy samolocie, pod lukiem bagażowym w przedziwnej pozie leżał nasz kapitan i trząsł się z bólu. Okazało się, że tak niefortunnie dźwignął moją walizkę (przysięgam nie był cięższa od jego), że uszkodził sobie kręgosłup.
Dwadzieścia minut później był już w karetce w drodze do szpitala. Na szczęście uraz okazał się niegroźny i mamy nadzieję, że po kilku tygodniach zwolnienia nasz kolega znowu będzie z nami latał.
 

4 komentarze: