niedziela, 28 kwietnia 2024

Kwiecień '24 w pracy.

 Przed wylotem na kwietniowy dyżur (tak, do Bazylei) dostałam mail z firmy, że tym razem będzie lot! 😍 I to nie byle jaki - Dubaj na pięć dni. W Emiratach byłam nie raz, nawet swojego czasu mieszkałam w Abu Dhabi, ale wiecie, Dubaj, to Dubaj. Nikt chyba nie pogardzi takim lotem?

Spakowałam więc pół walizki letnich ubrań, zrobiłam w głowie listę zakupów (daktyle, książki po arabsku, paznokcie) i zaplanowałam spotkanie z koleżanką. I teraz mogę się tylko sama z tego śmiać. Latam od 2005 roku, to już 19 lat! Ilekroć sobie zaplanuję coś, to zawsze bogowie lotnictwa zaśmieją mi się w nos... I tak było tym razem.
Nie wiem, czy śledzicie na bieżąco sytuację na świecie, ale w Dubaju były powodzie. Tak, zalało pustynię. Czytałam gdzieś, że oni sami sobie te opady wywołali (co podobnojednak nie jest prawdą). I pokrzyżowali plany moich pasażerów, a co za tym moje. Nie dziwię się, że lot został odwołany. Sama bym nie chciała tam w takim czasie lecieć, ale pobytu żal.

I co mi zostało? Dyżur w hotelu w Bazylei.

W mieście mam już "swój" park. Pierwsze dwa dni dyżuru były ciepłe i słoneczne. Można było spacerować.

Ten kwiecień nie tylko w Polsce był przysłowiowy. W Szwajcarii również pogoda zaczęła płatać figle.

Kolejnego dnia umówiłam się na spacer i plotki z koleżanką. Z jedną z dziewczyn na stałe zatrudnionych w firmie mam bardzo dobry kontakt. Drugą również lubię (ja z zasady lubię ludzi), ale gorzej nam się rozmawia.

Wiele osób pyta mnie, czy znam już całe miasto, wszystkie zakątki, kawiarenki i restauracje? Nie. Nie lubię samemu jeść w restauracjach, a ceny tutaj...

Odwiedziłyśmy kawiarnię w starym stylu w samym sercu Bazylei. Schiesser to lokal założony w 1870 roku. Miejsce o urokliwym wystroju i tradycji. Ceny? Sałatka pomidory z mozzarellą - 18,90 Franków. I dlaczego nie jadam częściej na mieście, się pytacie? 😅

Kolejnego dnia było wielkie wydarzenie w firmie. Nowy samolot dołączył do rodziny. I jest piękny!

Polatałabym na czymkolwiek, a na takim sprzęcie to zupełnie inny rodzaj pracy. Wszystko jest idealne. Dywan mięciutki. Zero rys i zadrapań. Samolot pachnie nowością.
Właściciel zdecydował się na zakup Falcona 8x. Jestem bardzo mile zaskoczona ilością miejsca w galley. Wydaje mi się, że jest ona bardziej przestronna niż w Globalu 6000.
Łazienka dla pasażerów też jest przecudnej urody.
Bardzo chciałabym polatać tym cudeńkiem. A kiedy to nastąpi? Niestety nic tego nie zapowiada. Jest to samolot właściciela. Oprócz niego we flocie jest jeszcze jeden. I wygląda na to, że on będzie wykorzystywany do czarterów. Dlaczego nie latam z właścicielem? Bo ma on swoją załogę, z którą chce latać. Jego samolot, jego zasady. 😔
Po odwiedzinach w samolocie i kilku godzinach spędzonych na opróżnianiu starego i ładowaniu nowego, zostało mi kilka dni dyżuru. O odwiedzinach w Muzeum Historycznym w Bazylei przeczytacie w kolejnym wpisie.

Innego dnia w przerwie między opadami zawędrowałam ponownie do ogrodu botanicznego. 

I tak skończył się kwiecień 2024. 😶
Trzymajcie kciuki, żeby maj był lotniczy!

niedziela, 21 kwietnia 2024

"Karen" lotnictwa, czyli co piszczy w awiacji.

 Jeżeli śledzicie wiadomości lotnicze, to z pewnością spotkaliście się z informacjami na temat pewnej "Karen".
"Karen" - oprócz tego, że jest faktycznym imieniem, to rodzaj slangu. Oznacza panią w średnim wieku z określoną fryzurą, a co gorsze z określonym sposobem bycia.


Wikipedia podaje:

Karen is a term used as slang typically for a middle-class white American woman who is perceived as entitled or excessively demanding. The term is often portrayed in memes depicting middle-class white women who "use their white and class privilege to demand their own way". Depictions include demanding to "speak to the manager", being racist, or wearing a particular bob cut hairstyle.It was popularized in the aftermath of the Central Park birdwatching incident in 2020.

Cóż owa lotnicza "Karen" zrobiła?
Dla punktów lotniczych doniosła na stewarda Delty, że używał telefonu w czasie pracy. Zrobiła mu zdjęcie i tym się pochwaliła na stronie linii lotniczej. Cały artykuł możecie przeczytać tutaj.

O zajściu dowiedział się świat lotniczy poprzez popularnego lotniczego influensera. 

I brać lotnicza rzuciła się do komentowania jej profilu oraz wystawiania złych opinii o jej książkach.

Pani Angela ("Karen") poczuła się zaszczuta i obrażona. Zmieniła nawet swoje imię w social mediach i zgłosiła "Fly Guy" do odpowiednich służb. A przynajmniej tak twierdzi, bo jeśli się wczytacie w komentarze prawników (latających), to nie znajdziecie takiej możliwości. Mało prawdopodobne, żeby FBI się tym zainteresowało. 😁


I kto tu ma rację, zapytacie?
W mojej opinii: nie należy robić zdjęć osobom postronnym, które nie wyraziły na to zgody. Nie należy też donosić na innych, chyba, że zagraża to bezpieczeństwu lotu.

ALE: Nie należy również używać telefonu komórkowego w czasie pracy. W firmach, w których latałam, było jasno powiedziane, że pasażerowie nie powinni widzieć nas z telefonem w ręku.
Czy brać lotnicza zareagowała zbyt gwałtownie? Faktem jest, że niektóre komentarze pisane przez innych stewardów / stewardessy pod adresem tej pani były nie na miejscu. Można wytykać komuś błędy, ale wszelka krytyka powinna być na poziomie.

A Wy? Po czyjej stronie jesteście?

niedziela, 7 kwietnia 2024

Sri Lanka - wakacje marzec 2024

 Mamy w zwyczaju jeździć na wakacje w ciepłe miejsca późną jesienią lub wczesną wiosną. W ten sposób walczymy z zimową depresją, a poza tym lato lubimy spędzać w Polsce (i na kajakach).

Na ten marzec wybraliśmy Sri Lankę. Ja już byłam tam kilka razy, ale zawsze był to pobyty krótkie w stolicy  - dawnej stolicy Colombo. Raz pamiętam udało mi się odwiedzić Kegalle (słonie), plantację herbaty i ogród ziołowy. Nigdy nie byłam nad morzem i nigdy dłużej niż dwa / trzy dni. Poza tym, na dawny Cejlon były bezpośrednie loty wygodnym dreamlinerem.

Z wakacjami wykupionymi jako "last minute" (z Itaki) spędziliśmy tydzień nad morzem w Negombo.

Przywitała nas szeroka plaża i słońce. Lot tam trwał 8,5h, a powrót 9 godzin czterdzieści. Lecieliśmy dreamlinerem bezpośrednio z LOTem.

Nasz hotel miał bardzo ładne położenie. Taki widok roztaczał się z recepcji i z naszego okna.
Wpierw odpoczęliśmy po locie, a następnie na dwa dni wynajęliśmy skuter. Chcieliśmy wynająć samochód, ale okazało się to bardziej skomplikowane niż w innych krajach. Oficjalnie na Sri Lance trzeba wymienić międzynarodowe prawo jazdy na lokalne (chociaż na skuterze nie jest to tak przestrzegane). Dodatkowo samochód chcieli nam wynająć na minimum trzy dni i z limitem 100km na dzień. Co nic nam nie dawało.
Pierwszy dzień na skuterze objechaliśmy okolicę. Było dużo ładnych kościołów.
Później udaliśmy się na lokalny targ, gdzie całą jedną halę zajmowały suszone ryby. Widzieliśmy też targ ze świeżymi rybami i lagunę. Na bazarze kupiliśmy przyprawy i lokalne słone przekąski.
Ryby moczy się w beczkach z solą, a następnie suszy na plaży. Wiele z nich idzie na eksport.
Na Cejlonie jest kilka religii. Oprócz mniejszości katolików i muzułmanów najwięcej jest buddystów i hinduistów. W każdym mieście są świątynie tych wyznań.
Drogi na wyspie nie są najgorsze. Problemem jest ogromny ruch : tuk -tuki, rowery, bezpańskie psy i szalone autobusy. Limit w mieście to 50km, a poza 70km. Obowiązuje ruch lewostronny - tak jak w Wielkiej Brytanii (Sri Lanka była angielską kolonią do 1948 roku).
Drugiego dnia na skuterze postanowiliśmy pojechać do Sigiriji. I nie był to dobry pomysł. 142 km w jedną stronę, to zdecydowanie za dużo na skuterze! Jazda zajęła nam ok 4godz (z postojami).
Lwia Skała to stanowisko archeologiczne ze starożytnym pałacem i twierdzą na szczycie. Wstęp kosztuje 36 dolarów! To bardzo dużo jak na ten kraj. Czy warto? Moim zdaniem tak. Wspinaczka jest przeżyciem, z góry rozpościera się wspaniały widok. I przy okazji można poznać trochę historii tego kraju. Uważajcie tylko na słońce!
Na szczyt skały wspina się po stromych schodach, później zwiedza się jeszcze jaskinię z malowidłami.
W parku jest dużo małp i znowu bezpańskich psów. Niestety o te ostatnie się tutaj nie dba.
Królewskie kokosy świetnie gaszą pragnienie. Po wypiciu soku można poprosić o rozłupanie skorupy. W środku znajduje się mała ilość kokosowej galaretki.

Po takiej wyprawie wróciliśmy do hotelu wyczerpani i pozostałe dni spędziliśmy kąpiąc się w ciepłym morzu i w basenie.

Tuk tukiem udaliśmy się do sklepu z herbatami (trzeba się targować). W okolicy jeszcze znaleźliśmy miejsce z masażem. A na plaży przy hotelu wykupiliśmy rejs katamaranem. Na Sri Lance jest zwyczaj dawania napiwków, możecie zbić cenę wyjściową i co zaoszczędzicie, dać bezpośrednio załodze. 😉

Śniadania i obiadokolacje mieliśmy w hotelu. W ciągu dnia jedliśmy lokalne przysmaki z ulicy. Na wybrzeżu jest bardzo dużo owoców morza w restauracjach. Porcja krewetek to ok 5 dolarów. Pieniądze najlepiej wymienić już na lotnisku (akceptowane są tylko nowe i w bardzo dobrym stanie banknoty).

Tak wygląda teraz moja mapa Sri Lanki. Jak widać, jeszcze sporo wyspy przede mną do odkrycia.
 Te wakacje uważam za bardzo udane. Jestem wypoczęta i pełna zapału do kolejnych lotów!