środa, 27 listopada 2019

Listopadowa rotacja

Tak jak w październiku nic się nie działo, tak w listopadzie się zadziało :)
Poniżej znajdziecie kilka zdjęć z mijającego miesiąca.

Kilka dni spędziłam w luksusowym hotelu w Zurichu.
Room Mate Luca we Florencji był dla odmiany bardzo specyficzny. Więcej już wkrótce w osobny wpisie.
Ach, Florencja... Miały być 4 dni, był dzień. I na dodatek padał deszcz...
Przygotowania do nocnego lotu trwają.
Minimalny odpoczynek w Teterboro pod Nowym Jorkiem i gdzie jest mój pokój?
Śniadanie w Ameryce.
Przynajmniej były gofry.
Lot przez cały kraj. Wielki Kanion - kiedyś tam będę.
Po to, aby spędzić niecałą dobę w Los Angeles - tzn. w hotelu na lotnisku w Mieście Aniołów. Przynajmniej zdążyłam na godzinę ze słońcem nad basenem.
A na koniec rotacji.... wielka niespodzianka - dzień w dawno nieodwiedzanym Berlinie!

O moich przygodach w stolicy Niemiec przeczytacie już wkrótce w osobnym poście.
Tym razem listopad okazał się bardzo przyjemny.

czwartek, 21 listopada 2019

Wywiad z Life After FLying


Poniżej możecie przeczytać cały wywiad. Zapraszam.


Teresa, you have made a transition from a cabin crew in national Airline of UAE, Etihad, to a cabin crew in private jets. Tell us more about this change and how did it impact your life?

From beginning flying for me was supposed to be short-term adventure. After two years in Etihad I had quitted, moved back to Poland, finished my studies and worked in my field. But then I started missing flying and through short career in charter airline and military operation I had moved to business aviation.
Flying private is completely different from flying commercial. When I first started I did not realise that. As a private Flight Attendant I have completely different life style and different responsibilities comparing to commercial cabin crew.

What are the challenges of working in private aviation?

I am the person responsible for over all experience on board. I plan menus, order food, do shopping, clean plane, and write reports and handovers. I have to take care as well of myself. By that I mean I am finding my own plane tickets, booking taxis and sometimes hotels. As self employed I have to send invoices to company, pay taxes, health insurance, etc. You really need to be well organised on board and in your private life doing this job.

What inspired you to write a book? Tell us more about the experience of becoming an author and a blogger.

I had written my first book while having a break from flying. The aviation market is very unstable one and it happened few times to me that I was left without the job. Therefore I had a lot of free time and lot of fading memories that I wanted to preserve. I have to say as well that I like writing and while flying I was missing a hobby that I could do everywhere. This way I have written three more books so far and that is why I keep on blogging about my adventures.

How to you manage to combine writing books, running your blog with your job? Do you have any productivity hacks or tips you would like to share?

I keep a list of things to do. I am using Bullet Journal for tracking my daily activities. I tick off the items from my list and that makes me strangely very happy. I plan every day with time for sport, writing and learning languages. Of course due to my unpredictable job I cannot always tick all of them off but I try to squeeze as many as I can before, after or even during the flight.

Working as a cabin, CREW especially for private jets requires a lot of adaptability ambiguity tolerance. What is your secret to be fearless of the unknown future?

Why am I not afraid of my future? I have learned in the past that I might loose my job very easily. That is way I have savings that will allow me to be without the job for few months. It gives me peace of mind. I have as well higher education and knowledge of few languages. In case I cannot continue flying I can work in those fields. And there is always writing for me.


Jeżeli chcielibyście przeczytać więcej takich wywiadów lub myślicie o zmianie kariery, to kliknijcie na link poniżej.
Life After Career

piątek, 15 listopada 2019

Zeppelin

Z historią miasta Friedrichshafen nierozłącznie jest związana historia statków powietrznych - aerostatów. Na początku XX wieku Ferdinand von Zeppelin skonstruował tutaj nowy rodzaj sterowców, nazwany od jego imienia Zeppelin.

Współcześnie są wykorzystywane jako atrakcja turystyczna i w celach reklamowych. 30 minut lotu Zeppelinem przedstawionym na zdjęciu to koszt 255 euro. Chętnych nie brakuje.
Konstruktor był najznakomitszym mieszkańcem miasta, a jego wynalazkowi poświęcone jest muzeum. Bilet kosztuje 11 euro, rzeczy należy zostawić w szafce (1 lub 2 euro depozyt).

Duża część wystawy poświęcona jest największemu na świecie statkowi powietrznemu. Dla porównania model A380. Hindenburg rozbił się w 1937 roku. Niestety ciężko zrobić dobre zdjęcie przez szybę.
Takim sterowcem można było udać się w podróż przez Atlantyk. Rejs do Rio de Janerio trwał ponad 80 godzin. Pasażerowie podróżowali jednak w luksusowych warunkach. Muzeum urządzone jest tak, że ma się wrażenie, że jest się wewnątrz statku.

Kabina dwuosobowa. Prysznice i toalety były na korytarzu.
Salon dla pasażerów. O komfort gości dbało 8 stewardów i jedna stewardesa.
Ulotki zachęcające do kupna biletu.
A tak wyglądało wnętrze sterowca. Wszystkie powłoki i mocowania były stale sprawdzane (nawet w locie) przez mechaników. Musieli oni przechodzić po tych rusztowaniach.
Zeppeliny były dumą kraju. Produkowano zabawki i inne przedmioty z ich wizerunkiem.
Przewoziły one pasażerów - nie było jeszcze samolotów komercyjnych - oraz cargo i pocztę.
Katastrofa w Stanach Zjednoczonych z 1937 roku (Hindenburg podchodził już do lądowania po kilkudniowym rejsie z Niemiec) przyczyniła się do zaprzestania rejsów tymi sterowcami. Innym powodem był rozwój samolotów pasażerskich.
Muzeum jest bardzo ciekawe i multimedialne. Mogę śmiało polecić Wam wizytę tutaj.

czwartek, 7 listopada 2019

Friedrichshafen

Czasami moja praca zabiera mnie do bardzo dziwnych miejsc. Do państw i miast, do których normalnie bym się nie wybrała. Mówiłam Wam już, że byłam w Pakistanie? Wiele lat temu. Z pracą oczywiście.
Tym razem znalazłam się dużo bliżej, bo u naszych zachodnich sąsiadów. Dokładnie mówiąc w Friedrichshafen nad Jeziorem Bodeńskim.

Jezioro Bodeńskie w języku niemieckim nazywane jest "Morzem Bodeńskim", jest tak duże, że często nie widać drugiego brzegu.
Po jeziorze pływają promy, ale oczywiście my będąc na wiecznym standby'u (dyżurze) nie możemy wsiąść na łódkę. Za to z całą resztą emerytów możemy wędrować nabrzeżem ciesząc się ciepłą jesienią i pięknymi widokami.

Piękny park położony tuż przy promenadzie.

W lecie w jeziorze można pływać. Można też wynająć kajaki i rowery wodne. Jesienią można gonić łabędzie i straszyć mewy.
Nie żartuję, jeżeli chodzi o tych emerytów. O godzinie 20 miasto już śpi.

Ciekawe instalacje i spokojna tafla wody.
W mieście znajduje się również pałac, którego nie można zwiedzać.
Zgadnijcie na ile dni tu ugrzęźliśmy? 4! Zawsze to lepiej niż w Luton. W następnym poście przedstawię Wam ciekawą historię z tego miejsca.

sobota, 2 listopada 2019

Pusty lot

Co oznacza lot na pusto? Ferry flight, czy też empty leg? A po polsku również przebazowanie? Mniej więcej tyle, że z jakiś względów firma musi przestawić samolot na inne lotnisko - czasami bardzo odległe. Taki rejs odbywa się bez pasażerów na pokładzie.

W niektórych firmach nawet na loty bez pasażerów trzeba mieć ubrany mundur. W mojej obecnej w taki dzień latamy po cywilnemu. Zasadniczo jednak, ze względów bezpieczeństwa, nie latamy w klapkach, sandałach i szortach.
Dlaczego wykonuje się takie rejsy? Powodów jest wiele. Jak przeczytałam w komentarzu pod moim postem na FB - w linach czarterowych często zabiera się samolot na koniec sezonu, gdy już nie ma turystów. Osobiście w liniach komercyjnych zrobiłam tylko jeden taki lot. Samolot był zarezerwowany dla rodziny królewskiej udającej się na pielgrzymkę. Wysadziliśmy wszystkich pasażerów w Arabii Saudyjskiej i wróciliśmy pustą maszyną. Oczywiście mieliśmy na sobie mundury, ale oprócz tradycyjnych obowiązków związanych z bezpieczeństwem (uzbrojenie drzwi), nie mieliśmy nic innego do roboty na pokładzie. Cały lot leżeliśmy rozłożeni na fotelach i czytaliśmy książki lub oglądaliśmy filmy.
Jak to wygląda w mojej obecnej pracy na prywatnym jecie? Po pierwsze wykonuję dużo więcej takich lotów. Najdłuższy taki lot był z Europy na Seszele. Dlaczego tak się dzieje? W lataniu biznesowym, dyspozycyjnym często odbieramy pasażerów by zabrać ich w inne miejsce. Następnie przenosimy się w kolejne, aby tam zabrać inny podróżnych. Oczywiście zdarza się, że czekamy w danym porcie nawet kilka dni na tych samych ludzi, ale zdarza się też, że w międzyczasie firma sprzeda kolejny lot z pobliskiego miejsca i musimy tam dolecieć. Lot ten może być tego samego dnia albo kolejnego. Może też się tak zdarzyć, że lecimy rano na pusto, zabieramy pasażerów, odstawiamy w nowe miejsce, po czym wracamy na pierwsze lotnisko znowu puści (lub lecimy na kolejne, bo następnego dnia jest już inny lot z innego portu).
Na moim obecnym samolocie często przestawiamy naszą lady (samolot, to kobieta) na nieodległe lotnisko z powodów opłat parkingowych. Wychodzi taniej przelecieć kilkadziesiąt minut i zaparkować na kilka dni w innym miejscu, niż trzymać samolot na droższym lotnisku.

Prywatny jet musi lśnić!
Gdy zaczynam pracę na nowej rotacji lub na nowym samolocie, to lubię mieć taki pusty lot na początku. Mogę sobie wtedy wszystko dokładnie posprawdzać, poukładać i posprzątać. Jeżeli natomiast mam ich kilka w czasie pracy, to zazwyczaj wykorzystuję je na spanie i czytanie książek. Dla mnie ferry flight to zawsze frajda!