piątek, 26 lutego 2016

grafik

Dla Was wszystkich, którzy marzą o lataniu w liniach lotniczych, mam dziś ciekawy temat -grafik.


www.jetlaggedcomic.com


Pamiętam jak zaczynałam swoją przygodę w pierwszych liniach lotniczych i gdy dostałam do ręki swój pierwszy plan miesiąca. Ah ten zachwyt! Na dzień dobry trafił mi się i Bangkok i Londyn i jeszcze kilka innych destynacji, których kodów nie byłam w stanie odczytać. Wbrew pozorom grafik nie jest taki prosty do odszyfrowania. Zacznijmy od faktu, że godziny lotów podane są w czasie UTC (Zulu - czyli czas w Greenwich), co oznacza, że trzeba sobie to przekalkulować na czas lokalny (inny w każdym miejscu na świecie). Do tego podane są godziny startów, a nie meldowania na lot. Tutaj zależnie od polityki firmy musicie dołożyć odpowiedni zapas. Dalej, moja pierwsza komercyjna linia zapewniała transport z miejsca zamieszkania, na który trzeba się było odpowiednio wcześnie stawić. Kiedyś, w pierwszym miesiącu pracy, pomyliło mi się o "tylko" trzy godziny. Na szczęście byłam trzy godziny przed czasem, a nie po.
Nazwy miast podane są kodami lotnisk IATA. BKK to Bangkok - co jest oczywiste, WAW - Warszawa. Gorzej gdy kod nie kojarzy się nam z miastem np. CDG to lotnisko Charles de Gaulle w Paryżu (oczywiste - tylko gdy znamy pełną nazwę lotniska), a AEP to Buenos Aires w Argentynie; DUB to Dublin, a DXB to Dubaj.
W grafiku pojawiają się też różne skróty: SBY - czyli dyżur, AVLB - available, OFF/ OOFF (do tej pory nie jestem pewna różnicy między jednym a drugim), REST, SICK, GD (ground duty). Praktycznie co firma to własne oznaczenia wprowadza. I bądź tu mądry.
Na szczęście po kliku tygodniach latania odczytywanie magicznej kartki wchodzi nam w krew i staje się oczywiste. I pozostaje już tylko z niecierpliwością wyczekiwać pojawienia się nowego grafiku i nowych miejsc do których zabierze nas nasza praca!



niedziela, 21 lutego 2016

Bagaż

Ostatnio dostaję sporo pytań odnośnie bagażu. O moich zasadach ułatwiających pakowanie napisałam tutaj : Pakowanie. Dziś odpowiadam na Wasze powracające pytania.

internet
1) Ile można mieć bagażu?
Każda linia (oprócz jednej, ale nie były to typowe linie komercyjne) dla której pracowałam zapewniała mi mundur, walizkę oraz torebkę.
Pracując na Bliskim Wschodzie dostałam też dużą walizkę (oprócz standardowej małej i torebki), którą trzeba było obowiązkowo ze sobą zabierać na pobyty. Małą walizkę pokładową oraz torebkę trzeba było mieć ze sobą zawsze. Dużą walizkę oddawało się jako bagaż, małą walizkę i torebkę brało się ze sobą na pokład. W liniach czarterowych natomiast nie mieliśmy dużych walizek, tylko małe i torebkę, ale nie było też długich pobytów.
Ponieważ bagaż uważany jest za część umundurowania, w restrykcyjnych firmach nie można mieć ze sobą niczego więcej. Ostatnio jednak widuję często załogi z United Airlines ze Stanów Zjednoczonych i tam każdy cabin crew ciągnie za sobą coś innego. Możliwe, że nie dostają toreb, lub panuje tam większa swoboda i każdy nosi co mu wygodnie.

2) Ile może ważyć walizka?
Waga Waszej walizki zależy tylko od tego ile jesteście w stanie podnieść. Trzeba pamiętać, że nadal istnieją hotele bez wind i podjazdów. Małą, pokładową walizkę trzeba samemu umieścić w schowku nad siedzeniem. Jeżeli upchacie tam kilkanaście kilo to upewnijcie się, że macie mocne kręgosłupy.

3) Ile zazwyczaj waży moja walizka?
Moja sytuacja bagażowa wygląda trochę inaczej. Większość załóg latających w komercyjnych liniach lotniczych rozpoczyna swoją podróż w bazie. Oznacza to, że latając np. z Warszawy, czy z Dubaju wsiadacie umundurowani na pokład swoich samolotów, dlatego też nikt nie waży waszych toreb. Załodze uchodzi więcej ;) . Ponieważ mieszkam w Warszawie, a mój samolot nigdy tu nie lata, to ja do niego muszę dolecieć. Przed rozpoczęciem swojej rotacji wsiadam jako zwykły pasażer na pokład LOTu, Lufthansy, SASu, czy też innego przewoźnika. Obowiązują mnie więc ich limity bagażowe - zazwyczaj jest to 23kg.
Moja duża walizka waży między 16 a 20kg - pozostawiam zawsze miejsce na zakupy; poza tym zauważyłam, że w drodze powrotnej jest mi się trudniej zapakować.

internet

4) Co jest w moim bagażu podręcznym?
Lecąc do pracy nadaję dużą walizkę - jak każdy inny podróżny, pozostaje mi bagaż podręczny. Nie mam małej pokładowej walizki, tylko dużą torbę podróżną na ramię (która się mieści pod siedzeniem, lub w schowku). Ponieważ zgubiono już nie raz mój bagaż (Rzecz o zagubionym bagażu ), to muszę mieć przy sobie wszystko co umożliwi mi natychmiastowe wykonanie lotu. Mam przy sobie : mundur (dobrze zrolowany nawet się bardzo nie gniecie), buty mundurowe, rajstopy, minimum kosmetyków (do makijażu i do przeżycia jednej nocy bez niczego innego), tablet, ładowarki, telefony, dokumenty, pieniądze (kilka walut), książkę do czytania w czasie drogi, butelkę wody mineralnej, kosmetyczkę z lekarstwami, Ipod, przekąskę, notatnik, długopis oraz kalendarz (jestem staroświecka i nie potrafię korzystać z kalendarza w telefonie). Tak, moja torba jest bardzo ciężka, ale jest to tylko w dniu kiedy dolatuję do pracy. W pozostałe dni mundur mam na sobie, a kosmetyki i inne rzeczy w dużej walizce w bagażniku naszego samolotu.

5) Co musi zawierać walizka stewardessy?
Każda linia ma wewnętrzną listę wymaganych rzeczy, które musicie mieć przy sobie. Zazwyczaj jest to druga koszula, druga para butów, minimum kosmetyków (i tak mają prawo sprawdzić, czy macie przy sobie szczoteczkę do zębów), dla pań zapasowe rajstopy, dla wszystkich fartuchy do serwisu / kamizelki - zależnie od umundurowania, wymagane dokumenty (paszport, książeczka szczepień, certyfikaty lotnicze / licencje na typ samolotu). Do tego to co najcięższe czyli manuale - instrukcje bezpieczeństwa i oddzielny z zasadami serwisu, i tak to wszystko wchodzi w Wasz bagaż podręczny, nie w dużą walizkę. A jeżeli przyjdzie Wam latać na bardzo dużych maszynach i na długich trasach, to też musicie pamiętać o załogowej pidżamie.

Mam nadzieję, że rozwiałam Wasze wątpliwości w temacie bagażu. Pozostawiajcie pytania w sekcji komentarz, lub na FB. Postaram się na wszystkie w miarę swoich możliwości odpowiedzieć. A teraz upycham kolanem walizkę i lecę.

wtorek, 16 lutego 2016

Bunkier 42

Zwiedzania Moskwy ciąg dalszy. W chłodny lutowy dzień udaliśmy się całą załogą do bunkru wybudowanego na polecenie Stalina i oddanego w 1956 roku do użytku. Bunkier 42 znajduje się niedaleko stacji Metro Taganskaya. Od 2006 roku jest to ogólnie dostępne Muzeum Zimnej Wojny.

Miejsce to przez wiele lat było utrzymywane w tajemnicy, budynek jest niepozorny, tylko brak okien na parterze może zastanawiać.
Zwiedzanie odbywa się tylko z przewodnikiem, warto więc przedzwonić przed planowaną wizytą i dowiedzieć się o dostępne godziny dla angielskojęzycznej grupy. Wstęp to 2200 rubli, za możliwość fotografowania trzeba dopłacić 200 rubli. Na miejscu należy być 10 minut przed czasem, gdyż nie ma możliwości późniejszego dołączenia do grupy.        


Zwiedzaniem objęty jest Blok Czwarty. Znajduje się on na głębokości 65 metrów pod ziemią (nad nim między innymi 6 metrów betonu i linia metra), objęty był tak wielką tajemnicą, że nawet pracownicy z innych bloków nie wiedzieli o jego istnieniu. W czasach największego zagrożenia nuklearnego, na powierzchni całkowitej - 7000 metrów kwadratowych, pracowało tu 600 osób. Bloki mają swój własny system pomp i klimatyzacji, były samowystarczalne przez 30 dni, po tym czasie dzięki połączeniu ze stacją metra - specjalny pociąg miał dowieźć zapasy na kolejny miesiąc. 


korytarz łączący bloki

Aby rozpocząć zwiedzanie, trzeba pokonać 18 pięter schodami, co nie stanowi większego problemu dla przeciętnego turysty. Gorzej, że na koniec zwiedzania trzeba pokonać ponownie 18 pięter - w górę! Dla dygnitarzy zamontowano małą windę, niestety zabiera ona maksymalnie trzy osoby, więc jest używana tylko przez przewodnika w drodze powrotnej, reszcie pozostaje mozolna wspinaczka.
W dawnych czasach, gdy żarówki wytwarzały nie tylko światło, ale i ciepło, temperatura pod ziemią sięgała 25 stopni. Dla spragnionych postawiono automaty z wodą sodową (bezpłatną - co podkreślił nasz przewodnik). Pracownikom należał się też dodatkowy przydział mleka za pracę w ciężkich warunkach.

 Automaty z wodą stały dawniej w wielu miejscach.

Jeden z wielu punktów sprawdzania przepustek.

 Sala poświęcona Stalinowi, chociaż nie dożył on ukończenia budowy bunkra (zajęło to 3 lata).

 Okrągły stół przy którym obradowano i nasz przewodnik.

Warte podkreślenia jest to, że bunkry te nie miały za zadanie udzielenie schronienia ludności. Jedynym celem przebywających tutaj 24 godziny na dobę osób było oddanie lub wymierzenie ciosu nuklearnego, gdyby padł taki rozkaz.

 Przykładowe centrum dowodzenia - atrapa, nasz przewodnik nie chciał zdradzić lokalizacji aktualnego.

 pierwszy rosyjski pocisk nuklearny 

 propaganda w Związku Radzieckim

Wycieczka zajmuje około 1,5 godziny. Jeżeli będziecie w Moskwie i zostanie Wam wolny czas, zachęcam do odwiedzin. Naprawdę warto! 
   


















czwartek, 11 lutego 2016

Syberia - artykuł



Poniżej mam dla Was artykuł, który napisałam dwa lata temu. Dotyczy on mojej pierwszej wizyty na Syberii. 

Czasami moja praca zabiera mnie w bardzo dziwne miejsca. Do miast, do których w innych okolicznościach nie byłoby mi dane dotrzeć.

Tym razem firma zapewniła mi możliwość zwiedzenia jednego z największych miast Syberii, dokładnie mówiąc – Krasnojarska. Moja mama na wieść o tym, spytała z przejęciem, czy zapakowałam ciepłe ubrania. To prawda, że temperatura w zimie w tej części świata może osiągnąć rekordowo niskie 50 stopni, ale będąc w czerwcu skarżyłam się raczej z powodu upału, niż odczuwanego chłodu.

Nie wiedziałam, czego się spodziewać po tym wyjeździe. Syberia do tej pory kojarzyła mi się z gułagami i zsyłkami, o których się naczytałam w książkach. Zastanawiałam się, jak żyją ludzie, jak mieszkają i czy uda mi się gdzieś wypić kawę. Widok popularnych Fast Foodów rozwiał moje obawy. 

W czasie spaceru - w jednej z lokalnych kawiarni, spotkałam się z taką oto niespodzianką. Niestety upał zmusił mnie do wzięcia kawy mrożonej i do tej pory nie rozwiązałam tej zagadki.

Czechow nazwał Krasnojarsk najpiękniejszym miastem Syberii. Nie wiem jak wyglądało ono w jego czasach, obecnie  ta prawie milionowa aglomeracja posiada kilka perełek architektonicznych, których nie udało się zniszczyć następnemu reżimowi. Spacerując ulicą Lenina można dostrzec pozostałe drewniane domy, a wspinając się na wzgórze odwiedzić kaplicę uwiecznioną na dziesięciorublowym banknocie.


piękne, stare budownictwo



 Jednak większość turystów przyciąga rozciągający się wokół park narodowy ze swoimi niezwykłymi skalnymi formacjami, na które często wspinają się odważni .

Mnie przyszło spacerować po tym mieście w trzydziestostopniowym upale i nie w głowie była mi jakakolwiek wspinaczka. Sam spacer był udręką, a to ze względu na różnice czasu. Tego dnia przyszło mi jeść śniadanie w hotelu o godzinie drugiej w nocy czasu polskiego. Tylko fakt serwowania tradycyjnych ciepłych placuszków serowych osłodził mi gorycz poranka.

Ale w drogę! Rozklekotanym autobusem, w którym kontrolerem biletów są panie ubrane w kelnerskie fartuszki siedzące obok kierowcy, dotarłam do ulicy noszącej imię wielkiego przywódcy – Lenina ( z pomnikiem uprzednio wspomnianego). 



Doprowadziła mnie ona do kilku bogato zdobionych drewnianych domków. Były one budowane jako tymczasowe miejsca zamieszkania w połowie XX wieku. Część z nich pomimo złego stanu nadal jest zamieszkała, przez dziury w płocie można zajrzeć do ich ogródków, a przez źle zasłonięte okna, znajdujące się tuż nad poziomem ziemi,  do cudzych pokoi. Idąc dalej ujrzałam rzekę Jenisej, najbogatszą w wodę rzekę Syberii,  na której znajduje się piąta na świecie pod względem wielkości hydroelektrownia. Ponieważ był późny czerwiec nad brzegami rzeki w mieście spacerowały tłumy odświętnie ubranej młodzieży, która właśnie skończyła rok szkolny. Wybrzeże w centrum miasta jest odnowione i dobrze utrzymane, znajduje się tu wiele kawiarni na świeżym powietrzu, gdzie serwują nieodłączny schłodzony kwas, świetny na taką pogodę. W samym centrum znajduje się też Central Park, czyli Park Centralny. Jak widać nie tylko Nowy Jork może się nim poszczycić. W środku wiele atrakcji dla najmłodszych i tych trochę starszych. Przez chwilę kusiło mnie, żeby dać sobie postawić tarota, albo powróżyć z ręki, ale zniechęciła mnie moja ograniczona znajomość języka. Nie mówiąc już, o tym, że gdyby wywróżono mi, że jeszcze nie wracam do domu, pewnie uznałabym to za dobry żart....

Już myślałam, że pożegnam się na pewien czas z daleką Rosją, kiedy okazało się, że nie wracam jeszcze do Europy, tylko udaję się dalej, do obwodu tiumeńskiego. Ktoś może zapytać po co jechać do Niżniewartowska? I będzie miał racje. Dwustupięćdziesięciotysięczne miasto zawdzięcza swój rozkwit odkryciu złóż ropy naftowej w latach sześćdziesiątych. Przedtem było ono ważnym portem rzecznym nad Obem, ale to czarne złoto spowodowało jego gigantyczny rozwój i uzyskanie praw miejskich. 

Ob - druga największa rzeka Rosji

Wszystko w tym mieście jest nowe. Jedyny pomnik, który udało mi się znaleźć, był wzniesiony na tydzień przed moimi odwiedzinami. Może to i lepiej, bo tym razem nie przedstawiał on Lenina, ale Anioła Pokoju.

bardzo nowy i bardzo błyszczący Anioł Pokoju

 I tu brzegi rzeki stanowiły główną atrakcję turystyczną (trudno tu mówić o jakiekolwiek turystyce, nie licząc mnie tego dnia), a miejscowym dawały miejsce spotkań. Nie było tu jednak kawiarni serwujących kwas i zielonych parków. W mieście oprócz nowo wybudowanych imponujących bloków nie ma nic.

Z powodu braku innych rozrywek w Niżniewartowsku postanowiłam odespać zgubione godziny, hałas za oknem i nieustająca jasność utrudniały mi to zadanie. Hotel w którym przyszło mi nocować, był jednym z nielicznych i oprócz braku windy mógł się też pochwalić kremowymi zasłonami, zupełnie nieodpowiednimi na Białe Noce. Fascynujące zjawisko, do którego nigdy nie uda mi się przywyknąć. Pamiętam jak dziś swoje pierwsze spotkanie z nim w Saint Petersburgu. Pamiętam również minę mojego rozmówcy, kiedy zapytany dlaczego jest jasno, skoro jest noc, odpowiedział, bo są BIAŁE NOCE. Niby oczywiste, ale jednak kiedy doświadcza się samemu nieustającego światła, naturalny rytm doby staje się pojęciem abstrakcyjnym.

Tymczasem w Niżniewartowsku schowałam głowę pod kołdrę, co okazało się dobrą metodą, a już następnego dnia wracałam do domu z niezapomnianymi wspomnieniami z pierwszych odwiedzin na Syberii.




niedziela, 7 lutego 2016

Z życia stewardessy wzięte na Facebook'u!

Mała rewolucja - od dziś mój blog ma swoją stronę na Facebook'u (wiem, trochę mi to zajęło, dziękuję R. za motywację).
Jak to zwykle bywa początki są trudne, z góry przepraszam. Wiecie już, że jestem trochę na bakier z obróbką zdjęć i obsługą bloga, ale obiecuję się poprawić. A tymczasem, zapraszam do polubienia profilu na FB!

internet

Strona na FB


środa, 3 lutego 2016

Sławne stewardessy

Polecam artykuł:  Siedem sławnych kobiet, o których nie wiedziałeś, że były stewardessami
Na tej liście między innymi eksżona Prezydenta Putina, Królowa Sylwia ze Szwecji i matka Kate Middleton.
A z rodzinnego podwórka Jolanta Pieńkowska podobno kiedyś pracowała dla amerykańskich linii lotniczych.

foto: internet