Ostatnio w Nicei miała ambitny plan dnia. Po pierwsze zepsuła mi go pogoda. Po drugie zepsuł mi go Dział Sprzedaży Lotów.
Wiecie już, że pracuję w prywatnym lotnictwie, bez stałego kontraktu. Pisałam już też kiedyś o tym, że lotnictwo biznesowe w niczym nie przypomina komercyjnych linii lotniczych. Będąc na rotacji, na dyżurze, on duty, na misji, czy po prostu ON, jestem w pracy 24 godziny na dobę. Dlatego można mieć plany.....
Po śniadaniu chciałam się udać do pobliskiego muzeum, zjeść obiad w restauracji przy promenadzie, a następnie poćwiczyć w siłowni. Wieczorem tradycyjnie spotykać się mieliśmy z pilotami na drinki i kolację.
Zeszłam rano, czyli tak o dziewiątej 😉, na śniadanie i zorientowałam się, że leje. No nic, nie na darmo wożę ze sobą parasolkę. Po posiłku zaczęłam się zbierać do wyjścia w swoim pokoju, gdy jeden z pilotów wysłał wiadomość na naszym grupowym czacie.
-"Malpensa tam i z powrotem, bleh" - było napisane.
Czytam i myślę, o czym on mówi?
Szybko sprawdziłam grafik online, a tam opcja na lot. Start za cztery godziny, trzy godziny czekania na lotnisku i powrót do Francji.
Dla każdego człowieka cztery godziny to masa czasu. Dla stewardessy na prywatnym jecie oznacza to popłoch.
Po pierwsze: zawartość mojej walizki była rozwalona po całym pokoju, ja byłam w jeansach i bez makijażu.
Po drugie: hotel był w centrum miasta, a my meldujemy się na dwie godziny przed lotem w samolocie.
Po trzecie: to ja odpowiadam za jedzenie na pokładzie w czasie lotu.
Nie pozostało mi nic innego, jak rzucić wszystko w kąt, spakować walizkę i przygotować wstępne zamówienie na katering.
Teraz słowo o "opcji" na lot. Oznacza to mniej więcej tyle, że lot nie jest do końca potwierdzony. Normalnie bym się specjalnie tym nie przejęła, bo opcje pojawiają się cały czas, ale dostaliśmy mail od działu sprzedaży, że jest to "strong option" - a to już robi się bardziej prawdopodobne.
I tak siedziałam jak na szpilkach przez kolejne dwie godziny. Dopiero po tym czasie "opcja" została anulowana. I miej tu plany! 😂
Wiecie już, że pracuję w prywatnym lotnictwie, bez stałego kontraktu. Pisałam już też kiedyś o tym, że lotnictwo biznesowe w niczym nie przypomina komercyjnych linii lotniczych. Będąc na rotacji, na dyżurze, on duty, na misji, czy po prostu ON, jestem w pracy 24 godziny na dobę. Dlatego można mieć plany.....
Po śniadaniu chciałam się udać do pobliskiego muzeum, zjeść obiad w restauracji przy promenadzie, a następnie poćwiczyć w siłowni. Wieczorem tradycyjnie spotykać się mieliśmy z pilotami na drinki i kolację.
Zeszłam rano, czyli tak o dziewiątej 😉, na śniadanie i zorientowałam się, że leje. No nic, nie na darmo wożę ze sobą parasolkę. Po posiłku zaczęłam się zbierać do wyjścia w swoim pokoju, gdy jeden z pilotów wysłał wiadomość na naszym grupowym czacie.
-"Malpensa tam i z powrotem, bleh" - było napisane.
Czytam i myślę, o czym on mówi?
Szybko sprawdziłam grafik online, a tam opcja na lot. Start za cztery godziny, trzy godziny czekania na lotnisku i powrót do Francji.
Dla każdego człowieka cztery godziny to masa czasu. Dla stewardessy na prywatnym jecie oznacza to popłoch.
Po pierwsze: zawartość mojej walizki była rozwalona po całym pokoju, ja byłam w jeansach i bez makijażu.
Po drugie: hotel był w centrum miasta, a my meldujemy się na dwie godziny przed lotem w samolocie.
Po trzecie: to ja odpowiadam za jedzenie na pokładzie w czasie lotu.
Nie pozostało mi nic innego, jak rzucić wszystko w kąt, spakować walizkę i przygotować wstępne zamówienie na katering.
Teraz słowo o "opcji" na lot. Oznacza to mniej więcej tyle, że lot nie jest do końca potwierdzony. Normalnie bym się specjalnie tym nie przejęła, bo opcje pojawiają się cały czas, ale dostaliśmy mail od działu sprzedaży, że jest to "strong option" - a to już robi się bardziej prawdopodobne.
I tak siedziałam jak na szpilkach przez kolejne dwie godziny. Dopiero po tym czasie "opcja" została anulowana. I miej tu plany! 😂
foto: internet |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz