wtorek, 29 sierpnia 2017

Plaża Waikiki

Po chłodnym i deszczowym Melbourne czekała mnie prawdziwa gratka. (Chociaż na pobyt w Australii też narzekać nie mogę.) Przyleciałam na Hawaje. Kiedyś już miałam przyjemność nocować w Honolulu, ale tym razem trafił mi się całodzienny pobyt!

Tradycyjne powitanie odbite w płytach chodnikowych.
A do tego zarzucono mi na szyję naszyjnik ze storczyków.
Nasz hotel położony był bardzo blisko Plaży Waikiki - jednej z najsłynniejszych plaż świata. Po krótkiej drzemce wybraliśmy się z moimi pilotami na spacer i posiłek.
Czy można się oprzeć takiej pokusie?
Hawaje to raj dla surferów.
Najsłynniejszy surfer świata? Duke Kahanamoku uważany za wynalazcę nowoczesnego surfingu.
Parasole i leżaki należą do hoteli. W kilku miejscach można je też wynająć za opłatą.


Ciekawostka, przy plaży znajdują się nie jeden, a dwa całoroczne sklepy Bożonarodzeniowe! Żeby mi się jeszcze tylko choinka w mieszkaniu mieściła, to bym tu zaszalała! - Ku uciesze swoich kolegów z samolotu, którzy i tak już mieli ze mnie ubaw, gdy podziwiałam te wszystkie cudeńka.

 




piątek, 25 sierpnia 2017

City Tram w Melbourne

W końcu zawitałam ponownie do Australii! Poprzednim razem byłam tu jeszcze z liniami lotniczymi z Półwyspu Arabskiego, a było to już ponad 10 lat temu. Była to moja pierwsza wizyta w stolicy stanu Wiktorii (ale nie całego kontynentu, chociaż w latach dwudziestych ubiegłego wieku miasto to pełniło taką funkcję).
W Melbourne mieszka ponad 4 miliony mieszkańców i jest to druga co do wielkości metropolia (po Sydney). A co jest stolicą kontynentu? Canberra. Wiedzieliście o tym? Ile osób myślało, że Sydney, Melbourne ewentualnie Perth? Nie byliście w tym przekonaniu sami. ;)
Ale wróćmy do mojego dnia tutaj.

Sierpień to środek zimy na Antypodach, jak widać nie są one zbyt ostre.
Ponieważ walczyłam z jet lagiem i zmianą klimatu (padało i wiało), to postanowiłam zapoznać się z miastem korzystając z darmowego City Tram.

Zabytkowe tramwaje linii 35 zabiorą nas do najważniejszych punktów miasta. Dzięki nagranemu komentarzowi wiadomo gdzie wysiąść.
Warto podkreślić, że wszystkie tramwaje w "zielonej strefie", czyli w ścisłym centrum są bezpłatne.

Podjechałam pod stadium o jakże znanej nazwie,
do portu
i pod parlament.
W mieście jest sporo atrakcji między innymi: zoo, ogród botaniczny, SeaLife, park rozrywki, skarbiec i kilka muzeów które chętnie bym odwiedziła. Na ten wieczór miałam jednak już inne plany.

Sto dolarów australijskich i magiczny wieczór był mój!
I jak Wam się podoba taki dzień?

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Widoki z okna

Przeglądając zdjęcia na telefonie trafiłam na takie chmury. I zabijcie mnie, nie wiem gdzie i kiedy były one zrobione. Ponieważ jednak uważam je za bardzo udane, to postanowiłam się nimi z Wami podzielić.
Życzę Wam udanego tygodnia!

   




To jest 301 wpis na moim blogu!
Trzeba będzie to jakoś uczcić! ;)

czwartek, 17 sierpnia 2017

Pasażerowie zadają pytania

Ostatnio trafiłam na taki artykuł: Oto 5 pytań których stewardesy nienawidzą najbardziej.

Pytanie 5: "Czy mogłaby Pani pożyczyć coś do pisania?"
A oto moja hotelowa kolekcja.


Jakie było najbardziej znienawidzone przeze mnie pytanie? "Gdzie jesteśmy?" Czy naprawdę uważacie, że załoga siedzi z nosem przyklejonym do okna, zegarkiem w ręku i mapą na kolanach przez cały lot? Żeby mogła wiedzieć w którym miejscu lotu gdzie się aktualnie znajdujemy? Jasne, można zapytać pilotów. Pod warunkiem, że ci nie są zajęci, a my nie jesteśmy w środku serwisu.

-"Ale proszę pani! Ja mam prawo wiedzieć gdzie się znajduję!" - powiedziała do mnie podniesionym głosem kiedyś pasażerka.
-"Ale my nie mamy takich informacji na bieżąco, a piloci nie chcą robić zapowiedzi" - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, bo te dwa typy w kokpicie jeszcze przed lotem nam zapowiedziały, żeby im bzdurami nie zawracać głowy.
-"Ja płacę za bilet i ja wymagam!" - nalegała pasażerka.
-"I co ja mam zrobić?" - zapytałam kolegi w bufecie.
-"Powiedz, że jesteśmy nad Hiszpanią i za dwadzieścia minut będziemy mijać Madryt" - odpowiedział bardziej zaprawiony w bojach steward.
-"I widzi pani! Jak się chce to można!" - powiedziała usatysfakcjonowana turystka po tym jak przekazałam jej wiadomość.
Siedzę później w galley i myślę na głos:
-"A to nie bardziej Barcelona powinna być?"
-"A ch... go wie! W geografa się bawisz?!" - przerwał ze śmiechem moje wątpliwości kolega.


piątek, 11 sierpnia 2017

Wielka Trójka

Nie wiem, czy Wam kiedyś wspominałam o mojej dobrej koleżance ze Słowacji? Otóż poznałam Dankę gdy obie pracowałyśmy na Półwyspie Arabskim. Ona miała za sobą już wakacyjne podlatywanie w czarterach w swoim kraju, ja natomiast byłam całkowitą świeżynką. W mojej grupie szkoleniowej były głównie Filipinki - które trzymały się razem. W jej głównie Australijczycy, którzy też trzymali się razem. Dlatego my szybko się zaprzyjaźniłyśmy - i ta przyjaźń trwa już 10 lat.
Co ciekawe, to to, że kiedy ja postanowiłam wrócić do Europy, ona postanowiła dalej pracować na Bliskim Wschodzie, zmieniła tylko pracodawcę. I tak pracowała dla EtihadGulf Air i dla Emirates.


Gulf Air z Bahrajnu jest najstarszą linią w tym regionie. Założona została w 1950 roku. Przed powstaniem Etihadu należała do "Wielkiej Trójki". Obecnie jej renoma bardzo spadła.
Czego się dowiedziałam z pierwszej ręki? Cytując Dankę: "W Bahrajnie najlepiej mi się mieszkało. Ludzie są tam dużo bardziej otwarci, niż w Emiratach Arabskich. Jest dużo mniej obcokrajowców i dużo mniej pośpiechu. Jeżeli chodzi o latanie, to atmosfera na pokładzie wśród załogi jest dużo milsza niż gdzie indziej. Serwis jest mniej skomplikowany, nie ma takiego wyścigu szczurów i donoszenia na siebie jak np. w Emirates. Dużym minusem były destynacje - Gulf Air ma bardzo ograniczony zasięg, głównie lataliśmy turnaroundy. Dodatkowo większość samolotów jest stara i nie lata się na wielkich maszynach. (Linia posiada Airbusy 330 i 320.) Nie ma dwóch klas premium, jest tylko FalconGold - coś pomiędzy klasą biznes i pierwszą."



W 1985 roku w Dubaju została założona linia Emirates, największa w tym regionie. "Dubaj jest szalony" - zaczyna Danka - " życie załogi tutaj toczy się w niesamowitym tempie. Nigdy tyle nie latałam. Fakt, że mamy tak wiele destynacji sprawia, że świetnie można wykorzystać bilety zniżkowe; ale z drugiej strony latamy na bardzo długich odcinkach i zmiany stref czasowych bardzo nam się dają we znaki. Wszyscy chcą jak najprędzej dostać się do klas premium, bo w ekonomicznej serwis nigdy się nie kończy. Większość pasażerów jest bardzo roszczeniowych. Jest duża presja na seniorów, aby pisali raporty na młodszych pracowników, więc atmosfera na pokładzie zazwyczaj jest niezbyt miła. Każdy chce się wykazać, a nawet małe niedociągnięcie sprawia, że awans się opóźnia. Ponieważ jest nas tyle, to jesteśmy tylko numerami. W Gulf Air gdy szło się do biura, to pracownicy cię kojarzyli i witali. Tutaj nie ma czegoś takiego. Dużym plusem są możliwości rozwoju. Jest sporo kursów, po których można zostać trenerem, czy pracować w HR."





Qatar Airways słynie z dyscypliny. Ta założona w 1993 roku w Doha linia lotnicza ma opinię jednej z najlepszych na świecie. Danka nigdy tam nie postawiła stopy, ale latała tam moja inna znajoma. Opowiadała mi ona (zresztą takie historie możecie znaleźć w internecie), że firma ma prawo zawsze wejść do mieszkania i je przeszukać (szukają narkotyków, alkoholu, pornografii). Dodatkowo przed każdym lotem trzeba mieć odpowiednio długi odpoczynek, więc trzeba siedzieć w domu (nawet w dzień).
Kiedyś mieszkałam w Dosze i miasto to nie przypadło mi do gustu.


W stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich w 2003 roku powstała konkurencja dla linii w tym regionie. Z czasem Etihad wygryzł Gulf Air z "Wielkiej Trójki". Co mówi Danka? "Reasumując wydaje mi się, że najlepiej mi było w Etihad. Linia ma nowe samoloty, sporo destynacji, a jednocześnie nie jest takim kolosem jak Emirates. W czasie gdy tam latałam łatwo było o awans do klasy premium, nie było czegoś takiego jak raportowanie swoich kolegów. Życie w Abu Zabi jest też spokojniejsze i tańsze niż w Dubaju."

A Wy o której firmie marzycie?

wtorek, 8 sierpnia 2017

Lublin

Dziś mam dla Was propozycję na kolejny wypad weekendowy. Tym razem wybrałam się do Lublina.

Archikatedra - warto do niej wstąpić, żeby zobaczyć barokowe polichromie.
Początkowo sceptycznie byłam nastawiona do tego pomysłu, bo niby co jest tam do zwiedzania? No i zostałam przyjemnie zaskoczona.

Dziedziniec zamku.  Jeśli śledzicie moje konto na Instagramie, to widzieliście podobne ujęcie.
Zamku całego nie zwiedzałam, ale Kaplicę Trójcy Świętej mogę Wam polecić.

wstęp 15zł
Kaplica Zamkowa jest jednym z najcenniejszych zabytków średniowiecza w Polsce i Europie. Jest wyjątkowa, gdyż w typowo gotyckiej świątyni wykonano malowidła bizantyjsko - ruskie.
Inną atrakcją polecaną w internecie są podziemia pod Starym Miastem. Oprowadzanie z przewodnikiem odbywa się tylko o określonych godzinach i kosztuje 10zł. Moim zdaniem można sobie ten punkt darować. Znacznie ciekawsze jest bezpłatne muzeum na Majdanku.

Staliśmy dłuższą chwilę i zastanawialiśmy się, co tu jest napisane? Okazało się, że nic.
Tereny byłego nazistowskiego obozu są rozległe, w wielu barakach znajdują się ciekawe wystawy. Zarezerwujcie sobie tutaj minimum trzy godziny!
A gdzie jeść w Lublinie?

Jedno z polecanych miejsc - Magia. Kaczka 53zł i niestety nie była to najlepsza opcja, choć miejsce miało klimat.
Arbuzowy chłodnik i zupa z zielonego groszku w 16 Stołach okazały się strzałem w dziesiątkę.
Naszym faworytem została żydowska restauracja Mandragora. Jedyny minus - na dania dość długo się czeka, ale wierzcie mi! Warto!
Wszystkie te restauracje znajdują się na Rynku, znajdziecie je bez trudu. A jak już się posilicie, to koniecznie zostawcie miejsce na lody w Bosko. Kolejka może zniechęcić, ale lody w Bosko są po prostu boskie.
Miasto ma swój urok.
Polecam Lublin!

P.S. Od koleżanki dowiedziałam się, że 15go sierpnia odbywa się w mieście jarmark. Podobno jest to najwspanialszy jarmark na jakim była - a ma ich już za sobą sporo.

 

piątek, 4 sierpnia 2017

Widoki z okna - Bahamy

Jeżeli pamiętacie ten post, to zdajecie sobie sprawę z tego, że podejście do lądowania na wyspach dostarcza wspaniałych zdjęć.
Poniżej przedstawiam Wam parę fotek z góry na Bahamy.



Ach, zanurzyć się w tej wodzie.
A to już Nassau  - stolica i cel naszej podróży.
I jak Wam się podoba?

wtorek, 1 sierpnia 2017

Nassau

Pamiętacie mój post o pierwszej wizycie na Bahamach? Wtedy nie udało mi się nic zobaczyć, bo nasz hotel był na uboczu. Tym razem dostaliśmy nocleg w centrum stolicy wysp - w Nassau.

piękne, kolorowe plaże
Pasaż handlowy - na miejscu można płacić w dolarach amerykańskich. Przelicznik jeden do jednego.
Bahamy słynęły z obecności piratów. O tym przypomina miejscowe muzeum - do obejrzenia następnym razem.
A teraz to raj dla turystów. Codziennie zawijają tu ogromne statki pasażerskie. Wiele sklepów prowadzi sprzedaż bezcłową.
Miejscowy ratusz; to wyspiarskie państwo akurat przygotowywało się do obchodów Dnia Niepodległości.
przeszłość kolonialna - mundury miejscowej policji
Atlantis - hotel, kasyno, resort - oryginalny powstał właśnie tu, dopiero drugi w Dubaju.
I jak podoba Wam się taka stolica? Mi całkiem, całkiem. Przed przylotem tutaj czytałam, żeby w nocy nie zapuszczać się w dzielnice nieodwiedzane przez turystów. W nocy to ja śpię, więc nie miałam takiego problemu. W ciągu dnia natomiast czułam się całkowicie bezpieczna. Miejscowa ludność mówi "hello" wszystkim białym, a na publicznej plaży co jakiś czas pojawiają się patrole policyjne.