środa, 13 lutego 2019

El Al

Jeżeli spojrzycie na ten post, to zobaczycie, że kiedyś już byłam w Tel Avivie. Dla odmiany musiałam wtedy odpowiedzieć na sporo pytań przed wylotem z kraju. No i nie leciałam izraelskimi liniami lotniczymi, tylko polskimi.
Tym razem leciałam do Izraela El Al'em. Jeżeli wybieracie się na wycieczkę, czy wakacje w te strony, to przygotujcie się na długą odprawę. Zawsze staram się być przed lotem na godzinę i czterdzieści pięć minut - już na miejscu w terminalu. Całe szczęście, że tym razem byłam wcześniej.....
Jeżeli nie wiecie, gdzie odbywa się odprawa na lot do Izraela, to poszukajcie uzbrojonych po zęby pracowników ochrony granicznej. Na ten lot nie odprawicie się też online, ani w automatach w terminalu. Musicie odstać swoje i odpowiedzieć na serię pytań. Mnie trzymano trzydzieści minut i przeszłam przez trzy osoby. Następnie wywrócono mi wszystko w torbie do góry nogami, a to było jeszcze przed tradycyjną kontrolą bezpieczeństwa. W Warszawie maglowano mnie dłużej niż w Izraelu, ale czytałam, że może być na odwrót. Mogą Was puścić w Polsce bez problemu, a później przetrzymać przy wlocie do kraju. Doświadczenie mało sympatyczne. Pytania dotyczą tego dlaczego lecę sama, bez bagażu (leciałam na jeden dzień, tylko z podręcznym), kogo znam na miejscu, dlaczego byłam w Malezji (służbowo), czy znam Arabów w Polsce itp. Tłumaczenie, że jestem stewardessą mało uspokoiło sytuację. W zagłębienia o freelancing'u nawet się nie wdawałam. Musiałam pokazać paszport, ID, mundur i telefon ze służbowymi mailami 🙈

Wróćmy jednak do tematu samych linii lotniczych.

El Al znaczy "do nieba" lub "do góry"
Co ciekawe, na pokładzie dostaniecie tylko koszerne jedzenie. A linie nie obsługują lotów w żydowskie święta religijne, w tym w Szabat-  czyli od zachodu słońca w piątek do soboty wieczór.

Serwis na pokładzie - woda i gorąca kanapka. Byłą wersja wegetariańska i z kurczakiem. Dobra.
Nie wiem, jak wygląda sprawa z kawą, bo wypiłam dwie na lotnisku. Widziałam, że część pasażerów przynosi sobie z pokładowej kuchni, czyli galley'a.
Miejsca są numerowane, samolot w miarę czysty, załoga na moim locie chyba miała ciężki dzień, bo mało przyjazna była...

Duży plus lotu: wyświetlają film. Na małych telewizorkach (zbiorczych). Obejrzałam"Instant Family". Przynajmniej czas leci szybciej.
Co mi się najbardziej podobało? Ich safety demo, do którego zatrudnili iluzjonistę.

Z Warszawy lata B737 nie Dreamliner, ale koncept filmiku jest taki sam.

Ogólnie jestem zadowolona z przebiegu lotu, a po wylądowaniu nikt mi nie zadawał już tylu pytań.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz