niedziela, 9 marca 2025

Mediolan - po raz enty.

Moja lutowa rotacja zawierała jeden dłuższy pobyt. Był nim Mediolan.
Dzisiaj mam dla Was sporo zdjęć z tego layovera.

W tym mieście byłam już sześć razy, z tym krótkim pobytem dało to siedem odwiedzin.

Fajny hotel mieliśmy. Centrum miasta i wpadły punkty. 😉

Śniadanie przy takim oknie? Wyobrażacie sobie, jak pięknie tu musi być wiosną?
Po śniadaniu udałam się na spacer z jednym z pilotów. Drugi dołączył do nas później. Pogoda nas nie rozpieszczała. Było zimno i wietrznie.
Dużo psiaków tutaj mają. Jak widać, życie towarzyskie na ulicy kwitnie. Nikt się nie spieszy, a wszyscy są bardzo stylowo ubrani.
Wszędzie skutery. Zablokowane, z łańcuchami - taksówkarz ostrzegał nas przed złodziejami.
Znana Katedra Narodzin Św. Marii z klocków Lego robi wrażenie.
W mieście jest dużo budynków do fotografowania. I dużo turystów - tutaj akurat tych drugich nie widać.

Chroniąc nosy w szalikach (przed wiatrem) dotarliśmy do jednej z najstarszych galerii handlowych świata.

Galeria Vittorio Emanuele II.

Tutaj było już bardzo dużo ludzi, dlatego robiłam zdjęcia sklepień. ;) Raz byłam tutaj na kawie. Jest drogo, ale warto.
Katedra (tym razem ta prawdziwa) jak zwykle zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Kolejka do wejścia - oczywiście stała. Myśmy tym razem tylko oglądali z zewnątrz. Wewnątrz widziałam już kilka razy. Jeżeli nigdy tam nie byliście, to polecam odwiedziny i koniecznie wdrapcie się na dach!

Pospacerowaliśmy dosłownie chwilę i uciekliśmy do ciepłego hotelu.

Wieczorem całą załogą, to znaczy we trójkę, udaliśmy się do pizzerii. Wybrałam nam taki stolik. Nie wiem, dlaczego restauracja miała ogromnego pluszowego misia, ale musicie przyznać, że jest on bardzo fotograficzny!
Co do cen, pizza kosztowała 19 euro. Kieliszek domowego wina 6. Kawa 1,40 euro. 
Czekam na więcej pobytów!

niedziela, 2 marca 2025

Luty '25 w pracy, czyli w końcu poleciałam.

JAK DOBRZE BYŁO ZNOWU LATAĆ!💖💖💖💖💖💖

Zaczęłam pracę w lutym od przebazowania się do Budapesztu.
Wiele lat temu spędziłam z siostrą w tym mieście kilka dni i to był bardzo fajny pobyt. Jeżeli kiedyś będziecie mieć czas, to polecam Wam odwiedziny w stolicy Węgier.
Wracając jednak do tematu postu - praca w lutym.

Firma przerzuciła mnie LOTem do Budapesztu. Muszę powiedzieć, że cieszyłam się bardzo, już stęskniłam się za lataniem i za życiem na walizkach. Stęskniłam się nawet za lotniskiem!

Gdy o lotnisku mowa, dlaczego warto przeczytać moją książkę? Możecie ją zakupić na portalach aukcyjnych lub w antykwariatach. W bieżącej sprzedaży jest natomiast moja ostatnia pozycja "Hotelowy zawrót głowy", w niej znajdziecie podobne triki i sztuczki, ale dotyczą one pobytów hotelowych.

Oto dlaczego warto przeczytać moją poprzednią książkę. 😉

Na lotnisku w Budapeszcie czekał na mnie kierowca i zawiózł mnie do Terminalu GAT (General Aviation Terminal), czyli budynku, z którego latają prywatne samoloty.

Zjadłam swoje śniadanie i wypiłam ich kawę. Później przebrałam się w mundur w ciasnej toalecie. Leciałam w "cywilnych" ciuchach. Sukienkę i buty miałam w torbie podręcznej - małą walizkę nadałam jako bagaż. A wiecie, jak to jest. Jak masz przy sobie, to masz. 😉

Odczekałam swoje. Okazało się, że pilot jest mi znany z poprzedniej firmy. Jaki ten świat mały! Spotkaliśmy się w Singapurze.
(O moim pobycie tam możecie przeczytać w "Z chmur do Azji".)

Nowy pachnący Challenger 350.

Pierwszy lot mieliśmy do Mediolanu. Tam spędziliśmy dwie noce.

O tym mieście jest sporo wpisów na moim blogu - kolejny już za tydzień! 

Taką piękną owsiankę dostałam na śniadanie. Firma kateringowa, w której zamówiłam jedzenie na lot, należy do mojej eks koleżanki z pracy! Beatrice jest Włoszką i kiedyś ze mną latała w Moskwie. Teraz założyła swoją własną działalność i zajmuje się dostarczaniem jedzenia na pokłady prywatnych jetów.
"Welcome table" - jogurt sojowy (pasażer nie tolerował laktozy) i granola bez glutenu (gluten też nie jadł).
Zrobiłam sobie selfie na pokładzie.

Po krótkim locie do Mediolanu mieliśmy pół dnia w Londynie. W tej firmie (to jest inny operator od tego, z którym zazwyczaj współpracuję) piloci sami rezerwują hotele. 😊
I dlatego mieliśmy same fajne w centrum miasta.

Po krótkim locie lubię udać się na siłownię. I tak muszę wziąć prysznic, więc przed mogę trochę bardziej się spocić.😉 Odrobina cardio, trochę ćwiczeń z hantlami i najważniejsze - stretching. Po kilku godzinach w mundurze na pokładzie dobrze robi ruch.
Po długim locie idę spać.
Londyn lubię bardzo. Tym razem nie mieliśmy czasu na zwiedzanie. Tyle, żeby odpocząć, zorganizować katering na kolejny lot oraz zrobić zakupy na pokład.
Hotel mieliśmy w ładnej, ale mało turystycznej okolicy. Mam nadzieję, że niedługo tu wrócę i będę miała więcej czasu na zwiedzanie.
Kolejny dzień i kolejny lot. Na mniejszych jetach lotów jest zazwyczaj więcej. Mniej się lata na długich odcinkach (do tego używane są większe samoloty), natomiast robi się więcej skoków po Europie.
Rano, po śniadaniu, wychodzimy z hotelu. Jak zwykle obładowana.
Pasażerom na poprzednich lotach najbardziej smakowały owoce. Do tego, ponieważ było to poranny rejs, zaproponowałam shoty wellness. I nowe magazyny zakupione w supermarkecie w Londynie.

Kolejny krótki lot i kończę pracę w miejscu, gdzie zaczęłam - w Budapeszcie.

Taki widok! Naprawdę, dawno nie miałam rotacji z tak ładnymi hotelami.

Wieczorem spotkałam się z polską kapitan na Tokaju. Na drugi dzień rano zjadłyśmy jeszcze śniadanie i LOT zabrał mnie do Warszawy.

Piękny i niespodziewany był ten luty. Już myślałam, że nigdzie znowu nie polecę, a tu taka niespodzianka! Oby było ich więcej!