niedziela, 2 października 2016

Z życia stewardessy wzięte: opuszczanie pokoju w hotelu

Nie wiem jak Wy, ale ja mam bardzo dziwne zwyczaje jeżeli chodzi o opuszczanie mojego pokoju przed zbiórką. Zacznę od tego, że nigdy nie wypakowuję się do końca w hotelu. Wyciągam tylko niezbędne rzeczy na noc i na następny dzień. Nawet gdy wiem, że zostaję gdzieś przez tydzień (co rzadko się zdarza, ale już tak kiedyś było), to wyciągam rzeczy po trochu. Nigdy nie wiem, czy plany się nie zmienią i nie będę musiała szybko się spakować.
Wyciągam więc rzeczy po trochu, ale gorzej z ich ponownym wkładaniem do walizy. Po paru dniach mój pokój wygląda jakby przeszedł przez niego huragan.
Pakowanie zawsze zaczynam poprzedniego wieczoru. Wrzucam do walizki rzeczy, które już mi nie będą potrzebna; do kosmetyczki chowam kosmetyki, których już nie będę używać. Dzięki temu przed wyjściem na lot zostaje mi zabranie z pokoju tylko kilku drobiazgów. Jeżeli lot mam bardzo wcześnie, to układam wszystko w określonych miejscach. Mundur wisi w szafie, przed szafą stoją buty, na biurku leży biżuteria, apaszka, ID i klucze do pokoju. Na kanapie, czy też krześle leży spakowana torebka, bielizna i rajstopy; obok na podłodze leży spakowana walizka. W łazience kosmetyki leżą w kolejności ich użycia. To wszystko bardzo ułatwia wyszykowanie się na wczesny lot.
A teraz ta dziwna część: wiem, że wszystko zabrałam (bo wszystko było od razu chowane po użyciu), ale i tak muszę zrobić OBCHODY pokoju. Nie, nie jeden OBCHÓD. OBCHODY. Ponownie sprawdzam łazienkę (w kabinie prysznicowej, przy zlewie, haczyki); pokój (wszystkie gniazdka, których używałam do ładownia telefonów), łóżko, biurko, krzesło, szafę, okolice walizki (bo może coś wypadło, gdy wrzucałam do niej rzeczy). Następnie stawiam walizkę i torebkę przy drzwiach i raz jeszcze robię taki sam obchód! Do niedawna myślałam, że tylko ja tak mam.

Kolacja w Toronto z załogą:
-"Ja to zawsze sprawdzam pokój siedem razy przed wyjściem" - powiedział pierwszy oficer - "a i tak zapomniałem już ładowarki i koszuli."
-"Koszuli?" - trochę mnie to zdziwiło.
-"Tak położyłem na łóżku, a że biała była to się zlała z otoczeniem"
-"Też mi się to zdarzyło"- wtrącił się kapitan - "a też zawsze sprawdzam pokój kilka razy. Raz zapomniałem swój paszport, to był dramat."
-"Ja też wszystko sprawdzam" - wtrącił się drugi kapitan, bo mieliśmy nadkomplet - "i Biblię sprawdzam."
-"Biblię?!" - wykrzyknęliśmy we trójkę.
-"Kiedyś mój kumpel tak 400 dolarów znalazł, w hotelowej Biblii w Las Vegas" - wyjaśnił.
Hmmm, chyba też zacznę sprawdzać Biblię.

internet


3 komentarze:

  1. Masz dokladnie tak jak ja. Skonczylam wlasnie Twoja ksiazke. Dziekuje za Azje... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że książka Ci się podobała ( i że nie jestem sama w swoim dziwactwie). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie dziwactwo tylko dobra organizacja przed wyjazdem. Gdy jest wszystko przygotowane jak należy - nie ma pochopnego pakowania i sytuacji, że się czegoś zapomni. Obchód pokoju hotelowego przed wyjazdem, to nic dziwnego a raczej normalna czynność. Pozdrawiam 😉

    OdpowiedzUsuń