niedziela, 19 października 2025

Coffee, Tea or Me?

W ostatnim wpisie obiecałam Wam recenzję kolejnej lektury lotniczej. 

"Coffee, Tea or Me" - to bardzo dobre czytadło. Czy ma dużo wspólnego z prawdziwym lotnictwem? Oceńcie to sami na podstawie poniższych fragmentów. 😉

Sama okładka definiuje rodzaj literatury. Mnie się podoba, ale z góry wiemy, jaka będzie zawartość. 
(I wiem, że "nie ocenia się książki po okładce", ale....)

Autorki to dwie stewardessy z pewnych linii lotniczych (nie dowiadujemy się nazwy) ze Stanów Zjednoczonych. Ponieważ nie są zawodowymi pisarzami, to mają do pomocy profesjonalnego autora. 

"Ghostwriter"- czyli ktoś, kto za Ciebie pisze książkę.

Podoba mi się format tej książki, mieści się w torebkę i ma bardzo ładne ilustracje. (Chociaż to jest pewnie dyskusyjne. 😉) 

Ilustracje typu "pinups". Bardzo seksualizujące zawód stewardessy. Zresztą cała książka utrzymana jest w tym stylu. Seks się sprzedaje - to stara prawda.

Akcja toczy się w złotej erze lotnictwa, czyli lata 60te, w Nowym Jorku. Jeśli lubcie ten czas w historii i to miasto, to polecam Wam "Coffee, Tea or Me". 
Czytajcie jednak te wspomnienia stewardess z przymrużeniem oka. Nie latałam w tamtych latach, ale nie chce mi się we wszystko wierzyć.

Zresztą sam autor przyznaje, że miał za mało materiału na książkę i dołożył sporo od siebie. I mam wrażenie, że dołożył sensację -  wiadomo, co się dobrze sprzedaje.
Jak to dawniej bywało.

Dziewczyny spotkały się podczas szkolenia. O tym jest pierwszy rozdział, o początkach w pracy i o realiach tego zawodu w tamtym czasie.

"(...) there's so much that is sweet about being an airline stewardess." 


Każdy rozdział zaczyna się tego typu ilustracją.😂

Między wierszami można się sporo dowiedzieć o minionych czasach awiacji. (Tylko podkreślam raz jeszcze, czytajcie z przymrużeniem oka, nie jako suche fakty.)

Przy odprawie na lot dziewczyny musiały pobierać z biura różne ciekawe rzeczy. Obecnie "ostrza" (zakładam, że chodzi o brzytwę do golenia) nie są udostępniane pasażerom na pokładzie, a wręcz są zabierane z ich bagażu podręcznego.
 Nie pobieramy też raportów pogodowych, tym zajmują się piloci.


W czasie szkolenia obowiązywała godzina, kiedy wszyscy musieli być w łóżku. Kiedyś była taka zasada w Qatar Airways.  

Pasażerowie w półce na bagaże? Słyszałam, że matka włożyła tam dziecko, ale o dwójce dorosłych nigdy. 

W książce jest wiele fragmentów o przyjęciach, randkach (często z pasażerami) oraz o życiu w "Stew ZOO", czyli budynku, gdzie wszystkie dziewczyny razem mieszkały. Te rozdziały bardzo dobrze się czyta i moim zdaniem są bardzo interesujące.
Natomiast rozdziały o pasażerach, jak poznać, który jest żonaty, który jest jakiej narodowości i jaki ma zawód - jak dla mnie to już wymysł autora.

I jest też rozdział ze słowniczkiem lotniczym. Przydatny, jeśli ktoś z Was wybiera się na rozmowę o pracę.
(Aby przygotować się do rozmowy o pracę polecam mojego e-booka. 😉)
 
 
Polecam Wam tę książkę, jako lekką rozrywkę mającą niewiele wspólnego z prawdziwym lataniem.
 
Za tydzień zaczynam serię wpisów z Korei Południowej. Będą się one ukazywać dwa razy w tygodniu, więc będzie tu bardzo turystycznie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz