Tym razem poleciałam! Ale od początku.
Jak wiecie, październik zaczęłam od jednodniowego szkolenia w Madrycie. Takie wyjazd liczy się jako praca. 😉Nie dostaję licencji, ale odświeżam procedury, poznaję ludzi z równych działów firmy i mi płacą.
W połowie miesiąca wyleciałam tradycyjnie już do Bazylei. Tutaj możecie obejrzeć zdjęcia z lokalnego ZOO.
W Bazylei na dyżurze mam już swoją rutynę. Tym razem była ona trochę zakłócona, siłownia odpadła przez kaszel, który męczył mnie od tygodnia. Zwyczajowo były spacery i czytanie książek 😄.
Pogoda, oprócz jednego dnia - spędzonego w ZOO nie rozpieszczała. Już myślałam, że spędzę kolejny dzień w pokoju, a tu... telefon. Za trzy godziny mieliśmy wylecieć. Zadzwoniłam do pilota, z którym byłam na Majorce, żeby po mnie podjechał. W liniach lotniczych to firma organizuje "pick up" dla załogi. Na prywatnym jecie trzeba być bardziej samodzielnym i troszczyć się o takie rzeczy. Zazwyczaj, gdy załoga jest w jednym hotelu, piloci zamawiają taksówkę, ale w tej firmie, tylko ja jestem w hotelu. Na szczęście, mój kolega ma mój hotel po drodze na lotnisko i mógł mnie zabrać.
Nasz samolot na dziś. |
Kabina wymagała dopieszczenia. Trzeba było raz jeszcze ją wysprzątać, załadować pranie i naczynia. Miałam cały lot na to, bo lecieliśmy na pusto. |
Szybka kąpiel w morzu i chwila na kamienistej plaży. Powrót do pokoju - drzemka była już bardzo potrzebna i już do pracy. Wracaliśmy do Berlina w nocy. |
Na locie powrotnym postawiłam na "Welcome Table" w kolorach żółci i zieleni. Trzymanie się jednej gamy kolorystycznej dodaje elegancji wystroju kabiny. |
Po długim odpoczynku w Berlinie, po "split duty" musimy go mieć, wracaliśmy do Bazylei. Lądowanie wieczorem i zatłoczony parking widać na zdjęciu. |
Po tym locie spędziłam kolejne cztery dni tradycyjnie na dyżurze, ale to już znacie.
Następny post opublikuję z opóźnieniem- wędruję po górach. 🙈
Fajnie, że udało Ci się polatać tym razem.
OdpowiedzUsuńDobrze widzieć lotnicze tematy
OdpowiedzUsuń