piątek, 2 czerwca 2017

Z życia stewardessy wzięte .... spotkanie w Mediolanie

Po czterech dniach spędzonych w Rzymie, firma przerzuciła mnie ponownie Alitalią do Mediolanu. Tutaj spotkałam się z załogą, która przyprowadziła samolot z Chin. Na wspólnym śniadaniu okazało się, że w mieście jest jeszcze jedna załoga, która nocowała w innym hotelu. W czwórkę wybraliśmy się do centrum, aby się z nimi spotkać.

Piękna katedra, ale deszcz zrujnował nasze plany.
W planach miałam zjedzenie z nimi obiadu, a później odłączenie się od grupy i zwiedzenie Castello Sforzesco. Niestety kiepska pogoda pokrzyżowała mi plany. Z obiadu też nic nie wyszło, bo kapitan drugiej załogi zaspał poprzez jet lag

Jak wiecie, pracuję na prywatnych jetach, gdzie system pracy jest dość skomplikowany. Otóż:
Moja koleżanka tego dnia kończyła rotację i miała lot do domu, więc musiała wracać do hotelu. Jeden kapitan spotykał się ze znajomymi z linii lotniczej, drugi miał wieczorem lot do Londynu, aby dalej kontynuować do Stanów. We trójkę więc postanowiliśmy złapać taksówkę i udać się w drogę powrotną. Po dwudziestu minutach w samochodzie kierowca przeprosił nas, ale okazało się, że miasto jest zamknięte przez maraton. Włoch udzielił nam wskazówek jak dojechać metrem do naszego hotelu i zażądał dwadzieścia euro zapłaty.
-"Za co?!" - zastanawiałam się na głos, ale koleżanka już bardzo się spieszyła i nie chciała przedłużać.
Wskoczyliśmy w metro, zmieniliśmy linię i okazało się, że nie przybliża nas to do hotelu. Po telefonie na recepcję i otrzymaniu dokładnych kierunków, udało nam się dojechać na miejsce. Włoski kierowca wysłał nas w złą stronę! Pożegnaliśmy szybko dziewczynę, na którą samochód już czekał od ponad dwudziestu minut. Razem z kapitanem weszliśmy do windy, gdzie ten otrzymał wiadomość, że ma natychmiast zbierać się na lot.
Wysłałam wiadomość więc do drugiego kapitana, który został w hotelu. Po paru minutach dostałam odpowiedź, że jest w pociągu do Wenecji, bo ma zabrać stamtąd inny samolot do Nairobi. Hmmm..... Sprawdziłam w grafiku i okazało się, że przydzielono mi dwóch nowych pilotów. Ponieważ nie chciałam jeść kolacji w pojedynkę w hotelu, to napisałam krótkiego maila do panów. Kolejne kilka minut: jeden jest w Nowym Jorku, a drugi właśnie wylądował w Mediolanie, ale ponieważ hotel był przepełniony, to zarezerwowano mu inny.

Do końca roku już nie zjem pizzy!
I tak właśnie, pomimo tego, że w mieście były trzy załogi, zjadłam kolację sama w hotelowym barze. :(

2 komentarze:

  1. Jednym słowem okoliczności się rozbiegły, ale smak włoskiej pizzy na pewno zaspokoił i spragnioną towarzystwa duszę :) Mniam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pizza faktycznie była pyszna.

    OdpowiedzUsuń