czwartek, 29 grudnia 2016

Podsumowanie roku

Nadszedł czas małego podsumowania roku 2016. Muszę powiedzieć, że był on dla mnie łaskawy.

Na moim blogu doszło do małej rewolucji i od lutego ma on swoją stronę na FB.

W marcu udało mi się wylecieć na krótkie wakacje do przepięknej Lizbony.

W kwietniu ukazała się moja druga książka!

W czerwcu dokonałam wielkiej zmiany w swoim życiu zawodowym i zmieniłam pracodawcę.

W listopadzie zaznaczyłam nowe państwo na mapie - Tahiti.

A w grudniu mój licznik pokazał 75 dzięki Bahamom.

I teraz moja mapa wygląda tak:

Ameryka Południowa nadal do zdobycia. Może w 2017 uda mi się ją odwiedzić?


internet

Czego mogę sobie i Wam życzyć w 2017 roku? Spełnienia kolejnych planów zawodowych, zdrowia, podróży i miłości!

wtorek, 27 grudnia 2016

Wyspy nie dla samotnych - wspomnienie Malediwów

Pamiętacie jak w zeszłym roku świętowałam Boże Narodzenie na Malediwach?

Stół dla jednej osoby poproszę.
W tamtym czasie powstał poniższy tekst, który nie załapał się jeszcze na publikację. Zapraszam do lektury.



           W mojej firmie panuje zwyczaj, że pracownicy wymieniają się dyżurami w Święta Bożego Narodzenia oraz w Sylwestra. W zeszłym roku wypadło na mnie. Musiałam spędzić Wigilię w pracy. Na pocieszenie zobaczyłam w grafiku Malediwy. Jeszcze próbowałam się z kimś wymienić na wolne, ale niestety choć wszyscy zazdrościli tygodnia spędzonego na plaży, to nikt dyżuru ode mnie wziąć nie chciał. Nie pozostało mi nic innego jak spakować krem do opalania i kostium kąpielowy w walizkę, złożyć życzenia z tygodniowym wyprzedzeniem i udać się na lot.
            Przylecieliśmy na wyspę Hulhulę, na której znajduje się międzynarodowe lotnisko. Było późne popołudnie i niemiłosierny upał. Po sprzątnięciu samolotu po całonocnym rejsie udaliśmy się do przystani, gdzie cumują wszelkich gabarytów łódki. Na Hulhule znajduje się tylko pas startowy i lotnisko. Wszystkie hotele rozsiane są na jednej z tysiąca dwustu wysp. Najbliżej położona i zarazem największa wyspa – Male, na szczęście nie była naszą bazą noclegową. Niewiele ludzi zdaje sobie z tego sprawę, ale Malediwy są krajem muzułmańskim. Obowiązuje tu prawo religijne: zakazany jest alkohol, pornografia, narkotyki oraz wwożenie symboli religijnych (tak przynajmniej przeczytałam na karcie imigracyjnej). Oczywiście alkohol leje się strumieniami w kurortach turystycznych, ale w stolicy –Male – obowiązują rygorystyczne przepisy. Zawsze w takich momentach przechodzą mnie dreszcze. Tak popularna w lekach na przeziębienie kodeina, czy dostępna bez recepty melatonina, w niektórych krajach uznawane są za substancje nielegalne. Osobiście nigdy do końca nie wiem co znajduje się w mojej walizce, jak na wiecznie podróżującą stewardessę przystało mam ze sobą zapas medykamentów na każdą dolegliwość.
          Nasze walizki znalazły się w małej łodzi. Zaraz po nich zostaliśmy i my  poproszeni o wejście na pokład. Dano nam również kamizelki ratunkowe i poinstruowano, aby ich nie zdejmować przed końcem podróży. We trójkę usiedliśmy z tyłu, tuż przy silnikach. W czasie przeprawy dokuczał nam trochę hałas, ale przynajmniej mieliśmy przewiew. Dopłynięcie do naszego hotelu zajęło nam czterdzieści pięć minut. Mieliśmy szczęście, morze było spokojne. (Dużo gorzej było przy mojej przeprawie w drodze powrotnej. Wytrząsło mną tak, że momentami modliłam się w duchu, aby w końcu zobaczyć wysokie budynki stolicy na horyzoncie.) Po zameldowaniu się w bajecznym resorcie - gdzie między innymi trzeba zaznaczyć na karcie jak dobrze się pływa - udałam się na pierwszy spacer.
            Hotel zajmował całą wyspę. Nie ma na niej prywatnych domów. Wszystkie budynki są w tradycyjnym lokalnym stylu. Zbudowane z drewna ze spiczastymi dachami najdroższe wille stoją na wysokich palach w wodzie. Prowadzą do nich drewniane pomosty łączące je z lądem. Najlepiej płacący turyści mogą prosto ze swoich domków wskoczyć do ciepłych wód Oceanu Indyjskiego. Mój bungalow stał na plaży. Zaraz po przybyciu z balkonowego okna popatrzyłam na niesamowity turkusowy kolor wody oraz biały piasek plaży. Ten widok cieszył moje oczy przez następny tydzień. Na terenie resortu znajdowały się też trzy sklepy. W poszukiwaniu bikini udałam się do jedynego, który oferuje odzież. Oczywiście wszystko tam jest kilkakrotnie droższe niż na stałym lądzie. Tylko, że przeprawa łódką w jedną stronę kosztuje dwieście pięćdziesiąt dolarów amerykańskich. Lokalne rupie nie są akceptowane przez hotel; obowiązuje również inna strefa czasowa. Należy dodać jedną godzinę do czasu w Male. I alkoholu jest w bród. Słowem państwo w państwie.
         - „Dzień dobry” – mówię wchodząc do sklepu – „szukam kostiumu kąpielowego”
Lokalny sprzedawca wywleka skądś pudło z kolorowymi bikini i razem w nich grzebiemy. Wybrane komplety mogę przymierzyć z tyłu na zapleczy sklepu. Później już tylko podpisuję rachunek i mój zakup zostaje doliczony do rachunku hotelowego, który ureguluję przy wyjeździe.
-„Skąd jesteś” – zagaduje chłopak w czasie transakcji.
-„Z Polski (Poland)”
-„Ah Holland” – przeinacza nazwę kraju sprzedawca.
Jestem zbyt zmęczona, żeby reagować i tylko potakuję głową.
-„Z mężem jesteś?” – pada kolejne pytanie.
-„Nie. Ja jestem w pracy. Jestem stewardessą”
-„Ah”- widzę zdziwienie w oczach rozmówcy –„to sama jesteś?” -  pyta z niedowierzaniem.
-„Sama” – mówię, podpisuję rachunek i się pospiesznie żegnam.
              Wieczorem siedzę w restauracji i czekam na dwóch moich współpracowników. Ponieważ się spóźniają mam czas aby rozejrzeć się wokół. Jest kilka rodzin z dziećmi, ale większość stanowią pary. No tak. Malediwy to wymarzone miejsce na romantyczną podróż. „Jestem w piekle dla samotnych” – myślę. Na szczęście moi dwaj piloci zjawiają się i kelner przestaje mi się dziwnie przyglądać. Powiedziałabym, że teraz patrzy się na nas z nieskrywanym zainteresowaniem. Chyba nie podlegamy pod żadną z możliwych dla niego kombinacji. Jemy kolację i rozchodzimy się do swoich pokoi. Następnego dnia rano znowu jestem pierwsza w jadalni.
-„Stolik dla jednej osoby?”- pyta kelnerka.
-„Nie, dla trzech poproszę. Moi współpracownicy przyjdą później”
-„Współpracownicy?”
-„Jesteśmy załogą lotniczą” – tłumaczę zaciekawionej Azjatce.
Co ciekawe zatrudnienie tu mężczyźni to miejscowi z okolicznych wysp. (Mają cztery dni wolnego w miesiącu i mogą płynąć do domu, ale to może zając nawet trzynaście godzin – jak powiedział mi kelner Arisz.) Panie natomiast to cudzoziemki. Spotykam tutaj Japonki, Koreanki, Włoszkę i Rosjankę. (Te pracują na dwuletnich kontraktach i mogą w tym czasie wziąć dwa urlopy.)
Siadam przy wskazanym stoliku i zamawiam kawę. Znowu słyszę pytanie czy dla jednej osoby. Nigdy nigdzie indziej na świecie nie usłyszałam tego tak często jak na Malediwach w ciągu tego tygodnia. Każdy napotkany pracownik w hotelu dopytywał się, czy jestem sama. Ci odważniejsi dopytywali się też czy mam męża w domu (po tym jak im tłumaczyłam, że ja tu służbowo). Jeden nawet posunął się do stwierdzenia, że „może jeszcze będę miała męża”. Przy moim wyjeździe z wyspy te same pytania zadała obsługa łodzi i celnicy na lotnisku. Najwyraźniej Malediwy nie są dozwolone dla samotnych.


wtorek, 20 grudnia 2016

Wesołych Świąt

Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia
życzę Wam
cudownego czasu spędzonego z Rodziną i Bliskimi!


internet

P.S. Do usłyszenia po Świętach!

sobota, 17 grudnia 2016

Bahamy

Jak już wspominałam w ostatnim poście, mój niespodziewany wylot z Antwerpii miał swoje dobre strony. Z Londynu trafił nam się lot na Bahamy!

Ta piosenka prześladowała mnie przez cały lot w tamtą stronę.
youtube

Wylądowaliśmy nad ranem, więc aby zobaczyć takie widoki musiałam zaczekać kilka godzin.

widok z mojego balkonu
na plaży
Nie wiem, czy pamiętacie moje posty o Malediwach, czy też o Tahiti? Problem z wyspami jest taki, że tak naprawdę nie ma co tam robić. Oczywiście piękne plaże i ciepła pogoda, to świetna alternatywa do zimy w Europie, ale na dłuższą metę jest tam dość nudno. Jednak gdy jest się w pracy i firma postanawia zafundować nam parę dni "plażingu, smażingu i nicnierobingu", to czy ktoś by się z taką decyzją kłócił?!


Dzień drugi: pusta plaża i stado rozwydrzonych mew.
świąteczna kawa nad basenem
Wszystko co dobre kiedyś się kończy (podobno) i tak z Bahamów trafiłam do.....(o tym już niedługo).

wtorek, 13 grudnia 2016

Antwerpia

Po tygodniowym szkoleniu w Lozannie udałam się pociągiem do Genewy, aby stamtąd złapać samolot do Brukseli. W stolicy Belgii miałam dołączyć do swojej nowej załogi. Po wylądowaniu okazało się, że mój kapitan (i samolot) jest w Antwerpii, a nie tam gdzie miał być. Szybko zawiadomiłam firmę i wsiadłam w pociąg do nowego miejsca na mapie.

Wysiadłam na tym przepięknym dworcu centralnym i się oczywiście zgubiłam na jego wielu poziomach.
Już w czasie podróży zaczęłam googlować, co muszę zobaczyć. Pierwszy obowiązkowy punkt zaliczyłam mimochodem - Antwerpia Centralna zbudowana w 1905 roku.

gmach z zewnątrz
Po zameldowaniu się w hotelu (kilka kroków od dworca), zostawiłam rzeczy w pokoju i w drogę. Sama, bo pilotom się nie chciało ruszać z ciepła.

Miasto słynie z diamentów.
kolejny punkt - gotycka Katedra Najświętszej Marii Panny
i jej wnętrze
ratusz
zachód słońca w porcie
Zamek Het Steen
Wracając zjadłam gofra i zrobiłam małe zakupy - krem do twarzy, nie brylanty. I całe szczęście, że tak wybiegłam z hotelu, bo jeszcze tej samej nocy dostaliśmy lot. Zamiast więc napawać się świąteczną atmosferą Belgii, padłam ze zmęczenia późną nocą w Londynie (ale to też miało swoje dobre strony - o tym następnym razem).

grająca latarnia przed sklepem w Antwerpii
Pięć miast, trzy państwa w jeden dzień? Życie Stewardessy!

piątek, 9 grudnia 2016

Widoki z okna

Dziś mam dla Was zdjęcia wykonane na locie na Tahiti. Poniżej sąsiednia wyspa - Morrea - w całej swej krasie. Podziwiajcie!


wschód słońca





 Pięknie?

niedziela, 4 grudnia 2016

Virgin America

Kolejna rotacja za mną i kolejna poznana linia lotnicza w moim dorobku. Tym razem miałam przyjemność lecieć z Virgin America z Orlando do Los Angeles.

youtube

Ich Safety Video mnie zafascynowało!
-"Tobie się to podoba, bo możesz do tego tańczyć siedząc w samolocie" - stwierdził kolega, który wraz ze mną się pozycjonował.
I miał rację! Nie jestem do końca przekonana, czy tego typu prezentacje zasad bezpieczeństwa są najlepszym wyborem. Ludzie skupiają się bardziej na muzyce i choreografii, niż na przekazie - przynajmniej ja tak mam. Chociaż z drugiej strony, przynajmniej oglądają z zainteresowaniem.

bywa i tak
Po obejrzeniu prezentacji sięgnęłam po ich "kartę bezpieczeństwa na pokładzie" - to chyba największa jaką w życiu widziałam i do tego w moim ulubionym kolorze. Przestudiowałam ją uważnie (zboczenie zawodowe) i....

...... na ich karcie występuje siostra zakonna!

Sam lot przebiegł nam sprawnie, za darmo dostaje się napój. Można zakupić jedzenie, filmy, słuchawki (lub też użyć własnych). Część filmów jest bezpłatnych, innych cena waha się od pięciu do ośmiu dolarów. Na pokładzie jest też internet (nie wiem jak działa) oraz ogólnodostępne kanały telewizyjne. Mnie się podoba!