Po tygodniowym szkoleniu w Lozannie udałam się pociągiem do Genewy, aby stamtąd złapać samolot do
Brukseli. W stolicy Belgii miałam dołączyć do swojej nowej załogi. Po wylądowaniu okazało się, że mój kapitan (i samolot) jest w Antwerpii, a nie tam gdzie miał być. Szybko zawiadomiłam firmę i wsiadłam w pociąg do nowego miejsca na mapie.
|
Wysiadłam na tym przepięknym dworcu centralnym i się oczywiście zgubiłam na jego wielu poziomach. |
Już w czasie podróży zaczęłam googlować, co muszę zobaczyć. Pierwszy obowiązkowy punkt zaliczyłam mimochodem - Antwerpia Centralna zbudowana w 1905 roku.
|
gmach z zewnątrz |
Po zameldowaniu się w hotelu (kilka kroków od dworca), zostawiłam rzeczy w pokoju i w drogę. Sama, bo pilotom się nie chciało ruszać z ciepła.
|
Miasto słynie z diamentów. |
|
kolejny punkt - gotycka Katedra Najświętszej Marii Panny |
|
i jej wnętrze |
|
ratusz |
|
zachód słońca w porcie |
|
Zamek Het Steen |
Wracając zjadłam gofra i zrobiłam małe zakupy - krem do twarzy, nie brylanty. I całe szczęście, że tak wybiegłam z hotelu, bo jeszcze tej samej nocy dostaliśmy lot. Zamiast więc napawać się świąteczną atmosferą Belgii, padłam ze zmęczenia późną nocą w Londynie (ale to też miało swoje dobre strony - o tym następnym razem).
|
grająca latarnia przed sklepem w Antwerpii |
Pięć miast, trzy państwa w jeden dzień? Życie Stewardessy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz