wtorek, 13 grudnia 2016

Antwerpia

Po tygodniowym szkoleniu w Lozannie udałam się pociągiem do Genewy, aby stamtąd złapać samolot do Brukseli. W stolicy Belgii miałam dołączyć do swojej nowej załogi. Po wylądowaniu okazało się, że mój kapitan (i samolot) jest w Antwerpii, a nie tam gdzie miał być. Szybko zawiadomiłam firmę i wsiadłam w pociąg do nowego miejsca na mapie.

Wysiadłam na tym przepięknym dworcu centralnym i się oczywiście zgubiłam na jego wielu poziomach.
Już w czasie podróży zaczęłam googlować, co muszę zobaczyć. Pierwszy obowiązkowy punkt zaliczyłam mimochodem - Antwerpia Centralna zbudowana w 1905 roku.

gmach z zewnątrz
Po zameldowaniu się w hotelu (kilka kroków od dworca), zostawiłam rzeczy w pokoju i w drogę. Sama, bo pilotom się nie chciało ruszać z ciepła.

Miasto słynie z diamentów.
kolejny punkt - gotycka Katedra Najświętszej Marii Panny
i jej wnętrze
ratusz
zachód słońca w porcie
Zamek Het Steen
Wracając zjadłam gofra i zrobiłam małe zakupy - krem do twarzy, nie brylanty. I całe szczęście, że tak wybiegłam z hotelu, bo jeszcze tej samej nocy dostaliśmy lot. Zamiast więc napawać się świąteczną atmosferą Belgii, padłam ze zmęczenia późną nocą w Londynie (ale to też miało swoje dobre strony - o tym następnym razem).

grająca latarnia przed sklepem w Antwerpii
Pięć miast, trzy państwa w jeden dzień? Życie Stewardessy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz