Pierwszym naszym prawdziwie azjatyckim przystankiem w tej rotacji był Bangkok, niestety mieliśmy tam tylko kilka godzin snu.
W Rangunie natomiast, stolicy Mjanmy - Birmy, mieliśmy cały dzień.
|
ulica i panowie noszący lundżi |
Przed wylotem sprawdziłam jak zwykle co chcę zobaczyć i okazało się, że główną atrakcją miasta jest Złota Pagoda, czyli Szwedagon. Po przylocie i małej drzemce wybraliśmy się tam na piechotę, spacer zajął nam jakieś 20 minut.
|
słonie w pobliskim parku |
|
mniejsza świątynia, którą minęliśmy po drodze |
|
|
uliczni sprzedawcy kokosów |
|
uliczna kuchnia na ruchliwej ulicy |
Tuż przy schodach do Pagody zostaliśmy otoczeni przez dzieci sprzedające - plastikowe woreczki. Jak się okazało, są one używane do przechowywania butów, które należy zdjąć przed wejściem do każdej buddyjskiej świątyni. Za 1000 kyatów (1 dolar) udało mi się kupić spokój i zdjęcie dziewczynki z tradycyjną tanaką na buzi (pasta uzyskiwana z drzewa, ma chronić przed promieniami słonecznymi, stosowana również jako makijaż).
|
wspinamy się po schodach i taki widok |
Przy wejściu zapłaciliśmy po 8000 kyatów i kolejne 8000 za usługi lokalnego przewodnika.
Spędziliśmy ponad 2 godziny na bosaka i w słońcu poznając historię i architekturę Pagody jak i również dzieje kraju, sytuację polityczną i prywatną naszego przewodnika. Dostaliśmy też praktyczną lekcję buddyzmu - dobrze wydane pieniądze.
|
W Birmie każdy musi choć przez chwilę stać się mnichem, na zdjęciu chłopiec tuż przed inicjacją. | |
|
Mnisi są wszędzie. Dolar za zdjęcie i życzenie powodzenia w życiu. |
|
|
Teren świątyni jest ogromny. | |
|
|
główna złota kopuła po zachodzie słońca |
To był wspaniały i bardzo męczący dzień. Przekonałam się jak ciężko chodzi się na bosaka, podeszwy stóp bolały mnie przez następne 24 godziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz