środa, 15 października 2014

Rangun

Pierwszym naszym prawdziwie azjatyckim przystankiem w tej rotacji był Bangkok, niestety mieliśmy tam tylko kilka godzin snu.
W Rangunie natomiast, stolicy Mjanmy - Birmy, mieliśmy cały dzień.

ulica i panowie noszący lundżi

Przed wylotem sprawdziłam jak zwykle co chcę zobaczyć i okazało się, że główną atrakcją miasta jest Złota Pagoda, czyli Szwedagon. Po przylocie i małej drzemce wybraliśmy się tam na piechotę, spacer zajął nam jakieś 20 minut.

słonie w pobliskim parku

mniejsza świątynia, którą minęliśmy po drodze

uliczni sprzedawcy kokosów

uliczna kuchnia na ruchliwej ulicy

Tuż przy schodach do Pagody zostaliśmy otoczeni przez dzieci sprzedające - plastikowe woreczki. Jak się okazało, są one używane do przechowywania butów, które należy zdjąć przed wejściem do każdej buddyjskiej świątyni. Za 1000 kyatów (1 dolar) udało mi się kupić spokój i zdjęcie dziewczynki z tradycyjną tanaką na buzi (pasta uzyskiwana z drzewa, ma chronić przed promieniami słonecznymi, stosowana również jako makijaż).


wspinamy się po schodach i taki widok

Przy wejściu zapłaciliśmy po 8000 kyatów i kolejne 8000 za usługi lokalnego przewodnika.


Spędziliśmy ponad 2 godziny na bosaka i w słońcu poznając historię i architekturę Pagody jak i również dzieje kraju, sytuację polityczną i prywatną naszego przewodnika. Dostaliśmy też praktyczną lekcję buddyzmu - dobrze wydane pieniądze.

W Birmie każdy musi choć przez chwilę stać się mnichem, na zdjęciu chłopiec tuż przed inicjacją.

Mnisi są wszędzie. Dolar za zdjęcie i życzenie powodzenia w życiu.

Teren świątyni jest ogromny.

główna złota kopuła po zachodzie słońca

To był wspaniały i bardzo męczący dzień. Przekonałam się jak ciężko chodzi się na bosaka, podeszwy stóp bolały mnie przez następne 24 godziny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz