środa, 4 grudnia 2024

Vang Vieng

 Po dniu spędzonym w Vientian ruszyliśmy dalej - do Mekki laotańskie turystyki - Vang Vieng.

 
Plecak na plecy i minibusem w drogę. Koszt 140 00 kip, czas ok 2 godzin.

Nocleg znaleźliśmy znowu budżetowo. Za dwie noce 21 dolarów, ale tym razem mieliśmy odrobinę lepszy (chociaż nadal turystyczny) standard. Molina Bungelows znajdują się w samym centrum miasta.

Taki standard nam odpowiada. Możecie wynająć też łóżko w pokoju wieloosobowym i wspólną łazienką. My raczej nie decydujemy się na takie rozwiązania. Zależy nam na prywatności i własnym prysznicu. (Chyba, że taka opcja jest niedostępna, jak np. w Nepalu.)
Po zostawieniu bagażu od razu udaliśmy się do biura wynajmu skuterów. Za dzień to koszt 170 000. W niektórych miejscach będziecie musieli zostawić paszport w depozycie. Nam udało się znaleźć taką agencję, w której zgodzili się na pozostawienie dowodu.
Widoki są niesamowite. Drogi w kiepskim stanie, jeden most się praktycznie sypał. Do tego jest duży ruch ciężarówek - trwają budowy. Wzbijają tumany kurzu i nie zwalniają przy wymijaniu skuterów. Ostrożnie też na drogach, które wydają się dobre - tam jest dużo nieoznakowanych dziur i wyrw w asfalcie. 
Wzięliśmy skuter na dwa dni. Pierwszego postanowiliśmy wykąpać się w Błękitnego Lagunie 1 i zwiedzić tamtejszą jaskinię. 

Wejście do Blue Lagoon kosztuje 20 000, w tym jest wejście do jaskini. Aby się tam wspiąć potrzebujecie dobre buty i latarki. Te w telefonie sprawdzają się tak do połowy drogi.

Trochę nas to miejsce rozczarowało. Było pełne Chińczyków, którzy zresztą zalewają ten kraj (a ich komunistyczne partie ze sobą współpracują). Jaskinia natomiast jest godna polecenia.

Po wspinaczce można się ochłodzić. A rybki podrgyzają. Chińscy turyście siedzą na brzegu, dopingują skaczących do wody i jedzą. Sami się nie kąpią.

W drodze powrotnej skręciliśmy na punkt widokowy Nam Xay, żeby zrobić sobie słynne zdjęcie na motorze.
Wstęp kosztuje 20 000 i tutaj potrzebujecie bardzo dobrych butów. Widziałam ludzi wspinających się do jaskini w klapkach, ale tutaj jest to niemożliwe. Dobra wiadomość jest taka, że można je na dole wypożyczyć 😉. Ale ja polecam własne sportowe sandały z mocną podeszwą.

30 minut w górę. Jest gorąco, więc szybciej traci się werwę.


Widok jest warty tego trudu.

Drugi dzień zaczęliśmy od przejażdżki po okolicy. Mieliśmy w planach wodospady, ale okazały się zamknięte.
Wylądowaliśmy nad rzeką, a później pojechaliśmy do Blue Lagoon 4.

Wpierw płaci się 10 000 za przejazd przez most. Wstęp kosztuje kolejne 10 000. Zdecydowanie jest tu spokojniej niż w większej Blue Lagoon 1. I tak, te naturalne kąpieliska są ponumerowane. 😁


A wieczorem polataliśmy. 😍 przelot trwa ok 30min i kosztuje 110 $. W koszu znajduje się 10 osób, dlatego warto rezerwować z wyprzedzeniem (poprzedniego dnia przy naszej rezerwacji okazało się, że na poranny lot nie ma już miejsc). I jest tam bardzo gorąco!
Vang Vieng ma wiele atrakcji. Spokojnie jeszcze znalazły by się inne miejsca do odwiedzenia i inne atrakcje. Jest to też laotańska stolica rozrywki i backpackersów - dużo młodych ludzi się tędy przewija. Jeżeli jesteście zainteresowani imprezami i popalaniem, to jesteście w dobrym miejscu.

Miasto położone jest na rzeką. Możecie popływać takimi łodźmi z napędem, kajakami albo zrobić "drunk tubing".


Trzeciego dnia zajrzeliśmy nad rzekę, do świątyni, zjedliśmy mango sticky rice na śniadanie i popiliśmy to avocado shake.

I przyszedł czas pożegnać się z Vang Vieng. Tuk- tukiem udaliśmy się na chiński dworzec kolejowy (60 000 kip) i dalej pociągiem. 

Za tydzień poczytacie o kolejnym etapie naszej podróży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz