Zarezerwowałam nam Phousi Guesthouse 2 nad rzeką, ale tym razem zaliczyłam wpadkę. Pokój okazał się czysty, ale bez okna. 🫣 Cóż, podobno człowiek uczy się na błędach.
Dalej poszliśmy na spacer. I tak jak wiele lat temu, tak i tym razem to miasto mnie urzekło. Nie jest to jednak typowa, azjatycki miejscowość.
Świątynie i postkolonialne bydynki były pięknie oświetlone. |
Jest tu zdecydowanie bardziej europejsko. Ceny też są wyższe. |
Jest dużo stoisk z ubraniami i rękodziełem (chociaż chyba część pochodzi z Chin), to i tak najwięcej jest jedzenia. Ja jem w takich miejscach, dla mnie to część kultury kraju. Przed wyjazdem zaczęliśmy brać probiotyki, które kontynuowaliśmy przez całą podróż. Mamy też ważne wszystkie szczepienia - dużą ich część odnowiliśmy przed wyjazdem do Nepalu. |
Drugi dzień rozpoczęliśmy od zwiedzania głównej świątyni miasta (wstęp 20 000kip).
Dużo posągów Buddy mieli. Przed wejściem do świątyni trzeba zdjąć buty. W Laosie nawet do guesthousów i części restauracji (tych tradycyjnych) zdejmuje się buty. 😅 |
Koniecznie zwróćcie uwagę na duży portret króla w przedostatniej sali. Namalowany przez rosyjskiego artystę w taki sposób, aby władca obracał się przez prawe ramię spoglądając z góry na zwiedzających, którzy przechodzą z jednej strony pokoju na drugą. Nie wiem, jak zostało to namalowane🤔.
Obok Pałacu znajduje się świątynia, do której możecie zajrzeć. |
Po takim spacerze wypożyczyliśmy skuter i w drogę - do wodospadów Kuang Si. Droga zajmuje ok 50min. Na wszystkie wyprawy skuterowe polecam długie spodnie, koszule i pełne buty. Lokalsi się zawsze zakrywają przed słońcem, a turyści odkrywają. Pamiętajcie, że tutaj słońce inaczej operuje. Krem z UV 50 warto mieć pod ręką (te do kupienia na miejscu mogą mieć składnik wybielający).
Po tak wspaniałym miejscu (serio, jedźcie i to na dłużej) jeszcze rzutem na taśmę poszliśmy do lokalnego teatru.
Trzeci i ostatni dzień w Luang Prabang to przepłynięcie slow boat (bilety możecie kupić na nabrzeżu i tam są najtańsze). Są różne warianty wycieczki. Myśmy wzięli jaskinię Pak Ou Caves i Whiskey Village.
Przepłynięcie zajmuje ok 4- 5 godzin. Warto mieć dużo wody ze sobą i wybierać miejsce w cieniu. Łódkę pakują na maksa. Dostawiają krzesła w przejściu. Po negocjacjach udało nam się zapłacić 300 000 kip za dwie osoby.
Wioska nas rozczarowała, ale jaskinie są interesujące. Wstęp kosztuje 30 000kip. |
Całkiem wieczorem udaliśmy się na lokalne wzgórze na zachód słońca. Wejście kosztuje 30 000kip i są dzikie tłumy.
Widok natomiast bardzo ładny. |
Jeszcze słowo o pieniądzach. Jak już mogliście się doliczyć, byliśmy lokalnymi milionerami. W mieście są bankomaty, ale w sezonie turystycznymi zdarzają się braki gotówki w nich. Jest też kilka kantorów. Można je znaleźć na mapie offline - Mapsme, którą się cały czas posługiwaliśmy. Punkty wymiany są słabo oznaczone i ciężko jest wypatrzeć (chyba, że traficie na bank).
Za trzy dni zapraszam na wpis o narodowym przewoźniku Laosu. 😁
Pięknie
OdpowiedzUsuń