Laos nie ma dostępu do morza, ale ma 4000 Wysp. 😁Znajdują się one na południu kraju na Mekongu. Rozmawialiśmy z kilkoma osobami i wszyscy bardzo polecali nam Don Det.
Aby się tam dostać z Pakse kupiliśmy bilety u Ms Noy. Rano o 8:30 minivan zabrał nas sprzed biura. W cenie biletu - 150000kip od osoby wliczony jest też prom. Przejazd zajmuje ok 3 godzin.
|
Promy, a raczej łódki kursują non stop do zachodu słońca. Jeżeli chcecie dostać się na inną wyspę, to możecie przesiąść się tutaj na wybrany kierunek. W sumie trzy wyspy są zamieszkałe. Don Det z Don Khon połączone są dodatkowo mostem. |
Pierwszą noc mieliśmy zarezerwowaną przez Booking (zresztą jak wszystkie dotychczas). Radzę wziąć pokój z klimatyzacją, sam wiatrak tutaj się nie sprawdzi. Dodatkowo płaci się za widok. Moim zdaniem, na tym akurat możecie zaoszczędzić. Na zachód słońca usiądziecie sobie w restauracji po zachodniej stronie wyspy i też będziecie mogli go podziwiać.
|
Zachód słońca jest piękny, ale krótki. Lepiej podziwiać go z łodzi lub kajaku. |
Na pierwszy dzień zostaliśmy na Don Det. Nie są to duże wyspy. Od jednego do drugiego końca możecie przejechać na rowerze w 15 minut. Koszt wynajmu jednośladu to 30 000kip / dzień.
|
W całym Laosie pamiętajcie o zdejmowaniu butów przed wejściem do hoteli, restauracji i oczywiście świątyń! |
Drugiego dnia rano po śniadaniu udaliśmy się na wycieczkę rowerową. Zabraliśmy ze sobą mały plecak, a duże zostawiliśmy w hostelu.
|
Jeżeli zaczniecie jechać na południe najbardziej zewnętrzną drogą, to trasa wiedzie obok kilku prywatnych plaż. Szlak jest piaszczysty, ale ubity. Teoretycznie całą trasę możecie pokonać też pieszo, ale przy takim upale, to nie jest dobre rozwiązanie. Jak nie chcecie pedałować, to weźcie tuk-tuka lub skuter. |
Rowery pozostawiacie wszędzie bez zabezpieczenia, pytaliśmy się o zapięcia, ale są one zbędne. Wszystkie są podpisane, a zresztą jedyną metodą wywiezienia ich z wyspy jest załadowanie ich na prom. Przy tej okazji kradzież wyjdzie na jaw.
|
Po drodze możecie zatrzymać się w kilku świątyniach, na kokosa lub kawę. Wodę też wszędzie kupicie. Nie zapomnijcie o okularach słonecznych, kremie UV i nakryciu głowy. |
Po przejechaniu mostu na Don Khon zaraz po prawej macie niesamowite wodospady - Li Phi. Wstęp kosztuje 30000kip od osoby.
|
Za dodatkowe 200000kip możecie przejść po zawieszonych mostach. Za 700000kip pojechać tyrolką. Jak miniecie punkt sprzedaży tych atrakcji, to dalej są super miejsca widokowe i plaża.
|
|
Jest zakaz pływania (mocny nurt), ale pomoczyć się można. |
Jadąc dalej na południe dotrzecie do kilku plaż, gdzie można pływać. Miniecie też wodospady Mija, ale są one tak zarośnięte, że nic nie widać.
Nocleg mieliśmy zarezerwowany na samym krańcu wyspy. Ponieważ było jeszcze wcześni, to udaliśmy się wpierw do wodospadów na przeciwległym brzegu.
Tad Khone Pa Soi to najrozleglejszy wodospad w Azji.
|
Punkt widokowy jest słaby. Miejscami możecie się tu pomoczyć. Uważajcie na nurt. I raczej potrzebujecie butów do tych kąpieli. |
Po dwóch wodospadach dotarliśmy na południowy kraniec wyspy do naszego hotelu. Pomelo Restaurant and Guesthause Fishermen (nie wiem, kto wymyślił im tę nazwę) prowadzone jest przez parę Tajów.
Okolica rozczarowuje, ale wnętrze bungalowu już nie. Jedzenie w restauracji jest PRZEPYSZNE (menu bardzo ograniczone).
|
Śpi się pod moskitierą, bo inaczej mogą Wam gekony, żaby i nietoperze w nocy spaść na głowę. To jest nocleg w dżungli - nie dla wszystkich. |
|
Prysznic z duszą, gdzie rano przywitała nas żaba i gekon. |
|
Budynek z zewnątrz - miejsce jest słabo oznaczone, ale Mapsme i ludzie w wiosce wskażą drogę. Jest to bardzo spokojna okolica. Nie ma barów ani restauracji. Dla nas noc była super, ale na dłużej tego miejsca bym nie polecała. |
Jeszcze raz to podkreślam, to nie jest miejsce dla każdego. Cena też jest wyższa niż na Don Det. Za nocleg trzeba zapłacić 35$, w tym jest śniadanie.
|
Takie piękne gekony były w restauracji/lobby.
|
Rano ruszyliśmy w drogę powrotną. Przejechanie całości zajęło nam ok godziny. Po drodze kilka razy zatrzymywaliśmy się na zdjęcia.
|
Krowy, pola ryżowe, wieś. |
W sumie objechaliśmy obydwie wyspy z każdej strony w ciągu dwóch dni.
Ostatnie popołudnie i wieczór spędziliśmy leniwie włócząc się po mieście.
Polecam Wam restaurację Crazy Gecko. Jest drożej, ale przepysznie.
Ceny na Don Det są niższe niż na stałym lądzie, dopłaca się do klimatyzacji i lodówki.
Pranie można zrobić już od 15000kip za kg.
Sok wypić za 20000kip. Zupa, czy ryż to 30- 40 000 kip.
(Chyba, że pójdziecie do lepszego miejsca, jak np. Crazy Gecko- tam 70 000kip.)
4000 Wysp było ostatnim miejscem w czasie naszej wędrówki po Laosie.
I było to piękne zakończenie tej niesamowitej podróży.
Kolejnego dnia udaliśmy się w drogę powrotną do Bangkoku. Bilety ze wszystkimi przesiadkami kupicie w każdym kiosku na wyspie.
Koszt 840 000kip od osoby. Przy każdej przesiadce podchodzicie do okienka biletowego i zmieniacie bilet.
|
Miał być VIP tajski autobus, przyjechał stary laotański. 🫣 Czas jazdy to 12- 14 godzin. Zależy od przejścia i warunków na drodze. Dostaliśmy koce, wodę, soczki, ciastka i nawet ryż z omletem na ciepło. Przed granicą zebrano po 5 bathów lub 5000 kip od osoby. W autobusie można też było wymienić gotówkę i kupić kartę sim. 🤣 |
Granicę przekracza się na nogach, bagaże zostają w autobusie. Przy granicy możecie kupić sobie więcej jedzenia lub kawę. Jest tam też toaleta. Nasz autobus miał WC na pokładzie, ale nie korzystałam. Siedzenia rozkładały się odrobinę. Ogólnie ciężka i długa noc. A w Bangkoku na dworcu wylądowaliśmy o 4:30 rano (po 11 godzinach drogi).
Oczywiście nasz pokój w hotelu nie było gotowy....
Dalszy ciąg opowieści za 3 dni.😎
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz