Do Tallinna polecieliśmy bezpośrednim LOTem. Co ciekawe w rejsie powrotnym na pokładzie było 10 osób.... czasy Covidu.
Hotel w stolicy mieliśmy dzięki nazbieranym punktom w programie Marriotta. Na drugi dzień wynajęliśmy samochód w National. Najtaniej wychodzi wzięcie samochodu przez internet i ubezpieczenie go na miejscu (my wybraliśmy pełne ubezpieczenie na dwa dni - 58 euro). Trzeba też pamiętać o wyborze samochodu bez limitu kilometrów - jeżeli zamierzacie jechać na wyspy lub gdziekolwiek dalej. Na wyspie spaliśmy w takim domku. Na jedną noc super sprawa. Łazienka była w osobnym baraczku. Właściciel przyszedł wieczorem na pogawędki. Jedyny minus, we wrześniu - po sezonie turystycznym, lokalne restauracje są zamknięte. Trzeba zaopatrzyć się w jedzenie na kolację i śniadanie w supermarkecie. W Estonii są bardzo ostre przepisy drogowe. Poza terenem zabudowanym można jechać 90, w mieście 50, a miejscami nawet 30. Jest dużo radarów, a mandaty bardzo wysokie i podobno przychodzą do Polski bardzo szybko. We wrześniu pogoda nas nie rozpieszczała, ale od czego są kurtki przeciwdeszczowe? Bluza i kurtka. Wszystko spakowane w bagaż podręczny, dzięki temu bilet lotniczy jest tańszy (400 zł od osoby).Po mieście poruszaliśmy się tramwajem lub na piechotę. Obecnie nie można kupić biletu u sprzedawcy. Na lotnisku jest automat, zakupiony tam bilet należy zeskanować wchodząc pierwszym wejściem. W mieście można zakupić w kioskach kartę (depozyty 2 euro do odebrania przy zwrocie), którą doładowuję się wielokrotnością 1,5 euro. Przy wejściu do transportu należy ją przystawić do czytnika, strzałkami można wybrać ilość biletów. We dwójkę korzystaliśmy z jednej karty. Ceny w Tallinnie są europejskie. Zjedzenie obiadu poniżej 20 euro udało się nam tylko w kafeterii i w średniowiecznym bistro znajdującym się w ratuszu. Jedna zupa, kiełbaski, paszteciki - wszystko podawane bez sztućców. Razem z piwem i winem 15 euro.Pierre - kawa, herbata i kawałek tortu - 13 euro. Tort warty swej ceny, a samo miejsce jest bardzo urocze. Tradycyjna kuchnia, to śledzie, kasze, smażony chleb (pycha), kapusta, wieprzowina - czyli wszystko co ciężkie i zapychające. Ich ciemny chleb tak nam posmakował, że zabraliśmy go ze sobą do domu. Oprócz tego kupiliśmy drobne pamiątki wykonane z drewna. Ogólnie bardzo udany wypad i serdecznie Wam polecam Estonię na spokojny weekend. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz