niedziela, 27 lutego 2022

Uganda po raz drugi, tym razem na dłużej i z dużą ilością zdjęć :)

 Po moim ostatnim blogu wiecie, że zrobiłam mały tour po Entebbe. Dziś mam dla Was dużo zdjęć, które nie załapały się do poprzedniego wpisu.

Gotowi? Zaczynamy!

Po raz pierwszy w życiu zobaczyłam marabuty. Były przed hotelem. To ogromne ptaki, należą do rodziny bocianów. Mój kenijski pilot ich bardzo nie lubi, podobno potrafią nawet małą antylopę zjeść.

A to na ziemi to muszki jeziorne. Wieczorami uprzykrzają życie. Nie gryzą, ale włażą wszędzie. Jedno z lokalnych plemion (a jest ich w Ugandzie 54) robi z nich ciasto.

Entebbe leży nad Jeziorem Wiktorii. W mieście są plaże, ale nie zaleca się kąpieli ze względu na zanieczyszczenie wody przy brzegu. Poza miejscami zamieszkałymi w jeziorze występują krokodyle i hipopotamy.

Jestem, a raczej byłam, bogata! Zazwyczaj nie wymieniam pieniędzy na lokalną walutę, ale tym razem potrzebowałam gotówki na kartki pocztowe i magnes na lodówkę. Tuż przed wylotem do pracy spotkałam największego ich kolekcjonera w Polsce. Ma ich 18tys!

Lokalna potrawa - kurczak luwombo. Potrawka z mięsem i warzywami gotowana w liściach bananowca.

Z innych ciekawostek: w Ugandzie piękni są ludzie grubi. Gruby oznacza bogaty. A idealny mężczyzna to jeszcze powinien być łysy.
A gdzie iść na Walentynki? Do KFC! Bardzo modne miejsce i zadziwiająco drogie.
I jeszcze, wiecie jak w Polsce czasami widzi się przejechane zwierzęta? Tutaj widziałam taką małpkę.

Tutaj nie nosi się rolexów, tutaj się je zjada. Przekąska z ulicy: chleb chapati (indyjski placek) zrolowany z omletem.

Nie tylko chleb chapati jest popularną tuta przekąską o indyjskich korzeniach. Innym przysmakiem jest samosa. Skąd w Ugandzie takie potrawy? Pozostałość po brytyjskiej kolonii.
A takie jaszczury biegały przed siłownią.

I jak Wam się podoba Uganda?

Za tydzień zapraszam na kolejną część mojej afrykańskiej przygody.

1 komentarz: