czwartek, 20 kwietnia 2017

Nowa Zelandia

Nowa Zelandia nigdy nie była na mojej mapie miejsc do zobaczenia. Przed przylotem tutaj nic nie wiedziałam o tym wyspiarskim państwie położonym na południowo - zachodnim Pacyfiku. Zdawałam sobie sprawę tylko z jednego : "Władca Pierścieni" był tutaj kręcony.

Wylądowaliśmy w stolicy - Wellington późnym wieczorem. Następnego dnia po fiasku z wioską Hobbitów udaliśmy się na spacer i zwiedzanie.

Pogoda nam nie dopisywała. Spacer po nabrzeżu odbyliśmy w deszczu.
Temperatura powietrza 17 stopni, temperatura wody nieznana; a twardzi mieszkańcy i tak pływają.
nowoczesna architektura stolicy widziana przez mgłę
Ponieważ padało, najrozsądniej było zwiedzić muzeum.

Na drugi dzień polecieliśmy do Auckland. Miasto to jest największym w kraju, przypomina bardziej Nowy Jork, niż spokojne Wellington.

Dzień należy zacząć od porządnego śniadania. Mój wybór - francuski tost - zjedzony w porcie.
Sky Tower - symbol miasta, z którego można skoczyć. Piloci mnie powstrzymali, podobno zabrania tego polityka firmy!
Odnowione silosy w hip dzielnicy Wynyard.
40 minut = 200 dolarów, może innym razem
Gra polega na przewróceniu przeciwnika.
Po takim spacerze udaliśmy się na w pełni zasłużoną drzemkę przed następnym lotem.

2 komentarze:

  1. Jak ładnie! Bardzo lubię czytać Twojego bloga!
    Mam takie pytanie: czy wiesz jaki jest stosunek linii lotniczych do osób z aparatem ortodontycznym? Czy spotkałaś kiedyś stewardessy/stewardów z aparatami?
    Gorące pozdrowienia z zimnego Krakowa! :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Zależy od linii, te z Bliskiego Wschodu nie zatrudniają z widocznym aparatem. Te europejskie są bardziej tolerancyjne. Pozdrawiam

      Usuń