Nowa Zelandia nigdy nie była na mojej mapie miejsc do zobaczenia. Przed przylotem tutaj nic nie wiedziałam o tym wyspiarskim państwie położonym na południowo - zachodnim Pacyfiku. Zdawałam sobie sprawę tylko z jednego : "Władca Pierścieni" był tutaj kręcony.
Wylądowaliśmy w stolicy - Wellington późnym wieczorem. Następnego dnia po fiasku z wioską Hobbitów udaliśmy się na spacer i zwiedzanie.
|
Pogoda nam nie dopisywała. Spacer po nabrzeżu odbyliśmy w deszczu. |
|
Temperatura powietrza 17 stopni, temperatura wody nieznana; a twardzi mieszkańcy i tak pływają. |
|
nowoczesna architektura stolicy widziana przez mgłę |
Ponieważ padało, najrozsądniej było zwiedzić
muzeum.
Na drugi dzień polecieliśmy do Auckland. Miasto to jest największym w kraju, przypomina bardziej
Nowy Jork, niż spokojne Wellington.
|
Dzień należy zacząć od porządnego śniadania. Mój wybór - francuski tost - zjedzony w porcie. |
|
Sky Tower - symbol miasta, z którego można skoczyć. Piloci mnie powstrzymali, podobno zabrania tego polityka firmy! |
|
Odnowione silosy w hip dzielnicy Wynyard. |
|
40 minut = 200 dolarów, może innym razem |
|
Gra polega na przewróceniu przeciwnika. |
Po takim spacerze udaliśmy się na w pełni zasłużoną drzemkę przed następnym lotem.
Jak ładnie! Bardzo lubię czytać Twojego bloga!
OdpowiedzUsuńMam takie pytanie: czy wiesz jaki jest stosunek linii lotniczych do osób z aparatem ortodontycznym? Czy spotkałaś kiedyś stewardessy/stewardów z aparatami?
Gorące pozdrowienia z zimnego Krakowa! :>
Dziękuję za komentarz. Zależy od linii, te z Bliskiego Wschodu nie zatrudniają z widocznym aparatem. Te europejskie są bardziej tolerancyjne. Pozdrawiam
Usuń