poniedziałek, 21 września 2015

Z życia stewardessy wzięte...

Dziś o nieprzewidywalności mojej pracy.

Przylecieliśmy do Moskwy późnym wieczorem. Do hotelu dotarliśmy dobrze po północy. Zameldowaliśmy się, umówiliśmy się na następny dzień na późne śniadanie i szybko każdy pobiegł do łóżka. Zmęczenie dawało się nam wszystkim we znaki.
Tutaj muszę wspomnieć, że ponieważ robimy często loty "ad hoc" - nieplanowane i wykupywane w ostatniej chwili, to firma zamawia nam hotele po jednej nocy. Jeżeli nie uda im się nic sprzedać, to przedłuża rezerwację. Oczywiście, jak możecie się domyśleć, często okazuje się, że nie ma miejsc w danym hotelu i musimy pakować manatki i jak włóczędzy przenosić się do następnego.
I tak właśnie było i tym razem. Po jakże krótkiej nocy i śniadaniu musieliśmy zmienić nasze lokum. Został nam zarezerwowany inny hotel - luksusowy, położony w centrum stolicy Rosji, z pełnowymiarowym, olimpijskim basenem w podziemiach. Aż nie mogłam uwierzyć we własne szczęście, a jeszcze gdy zobaczyłam swój pokój!

łóżko dla księżniczki

Na stoliku czekają na mnie powitalne smakołyki.

Już widziałam siebie pławiącą się w tych luksusach, gdy zadzwonił telefon. Lot. Nawet nie zdążyłam zjeść przygotowanych czekoladek!
Trzeba było ubrać mundur i robić dobrą minę do złej gry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz