środa, 20 sierpnia 2025

Piękny layover w Genewie.

Tak jak pisałam w poście o lipcu '25, miałam przepiękny pobyt w Genewie. 

Od samego rana, dzięki bezpłatnemu biletowi na komunikację miejską, ruszyłam nad jezioro. 

Było gorąco, ale przy wodzie dało się wytrzymać.

Lipcowa rotacja była bardzo pracowita. Taki dzień na spokojny spacer i złapanie oddechu bardzo nam się wszystkim przydał. Moi piloci pozostali w tyle, ale akurat w tym mieście mi to nie przeszkadza. Mogę sama spacerować tutejszymi ulicami. I cieszyć się letnią atmosferą Szwajcarii.

Zobaczycie dziś tutaj dużo niebieskiego.

Pewnie znowu się powtórzę, ale Genewa była jednym z moich pierwszych pobytów w Etihadzie.

I wtedy z koleżanką popłynęłyśmy takim statkiem.

Tym razem tylko spacerowałam, do ogrodu nie doszłam. (Jeżeli śledzicie mojego bloga, to wiecie, że swojego czasu często bywałam w tych okolicach.)

Fontanna była. Żeby podejść bliżej na pomost trzeba obecnie zapłacić. Nie pamiętam, czy tak było cztery lata temu, kiedy spędzałam tu duuuużo czasu.


Port, jak zwykle urokliwy i fotogeniczny. 

Bardzo fajne jest to, że jezioro jest wykorzystywane przez mieszkańców. Woda jest czysta i można śmiało w niej pływać.

Postawiono przebieralnie.

Rodziny spacerują, urządzają pikniki, dzieci bawią się na trawnikach, ludzie biegają i jeżdżą na rolkach. W przejrzystych wodach jeziora pływają, pływają na deskach, w kajakach. Wszyscy cieszą się latem.
Ja również zdecydowanie przyjemny dzień miałam.

Zrobiłam w sumie pięć kilometrów, aż do ogrodu angielskiego.

Później było dużo latania i jeszcze jeden, ale bardzo krótki, pobyt w Genewie.

Tym razem mieliśmy "crew dinner" w bardzo fajnej włoskiej pizzerii. A rano pobiegłam na ten oto placyk, by spojrzeć, co za książki mają w punkcie wymiany. Udało mi się upolować dwa ciekawe tytuły po francusku.

Zapraszam już w niedzielę na kolejny wpis turystyczny.


1 komentarz: