Dzisiaj mam dla Was jeszcze jeden wpis z lipcowej rotacji.
Po pięknym layoverze w Genewie przyszedł czas na...
Ciekawostką było to, że lataliśmy ze stolicy Węgier dla pewnej piosenkarki. Codziennie w nocy zabieraliśmy ją do innego miasta na kolejny koncert. Czekaliśmy na nią w samolocie i nad ranem wracaliśmy do Budapesztu.
 |
Dzielnie walcząc ze zmęczeniem, spacerowałam po tym pięknym mieście. |
Musiałam codziennie chodzić na zakupy. Na pokładzie prywatnego samolotu to stewardesa odpowiada za uzupełnianie braków. A jak lata się codziennie z kompletem pasażerów, to wiecznie czegoś brakuje.
 |
Parlament miałam przyjemność zwiedzić kilka lat wcześniej. Bardzo Wam polecam oprowadzanie z przewodnikiem. |
Szukając różnych rzeczy na pokład odkrywałam nowe miejsca. I zawsze zahaczałam o Dunaj. W czasie mojego pobytu było ponad 30 stopni. Przy rzece dało się wytrzymać.
 |
Pomnik upamiętniający ofiary terroru w czasie II Wojny Światowej. |
 |
W mieście jest bardzo dużo pięknych kamienic. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte, zadartą głowę i telefon gotowy do zdjęć. |
 |
Przypadkiem trafiłam na uliczkę ze sklepami z antykami. Było ich kilka obok siebie. A ten miał wygodny fotel dla pupila właściciela. |
 |
Inny widok na parlament. |
 |
Przepiękna perfumeria. |
 |
I okazja do zrobienia sobie artystycznego portretu. |
 |
H&M w innym wydaniu. |
 |
Inny sklep, inny pies. Musiałam przejść przez ulicę luksusowych sklepów, aby znaleźć francuskie wino. |
Chciałam jeszcze wypić kawę w podobno najpiękniejszej kawiarni świata - New York Cafe, ale okazało się, że kolejka jest na godzinę stania. Ja, wiadomo, zawsze pod telefonem, nie mogłam niestety dokonać wcześniej rezerwacji. Takie uroki latania prywatnego. Nic to! Zapisuję na swoja listę marzeń kawę w tym miejscu.
 |
Za to trafiłam wpierw na meczet, a później do dawnej dzielnicy żydowskiej. |
No to gdzie dalej mnie zaniesie ta praca?
P.S. Jeszcze raz zapraszam Was za trzy dni na bloga na wpis lotniczy! Na pokład Air France!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz