niedziela, 8 stycznia 2023

Meksyk cz.I

Z nowym rokiem wracam do grudnia 2022. Mam dla Was jeszcze trzy wpisy odnośnie Meksyku. Dziś zapraszam na pierwszy.

Po Cozumelu postanowiliśmy wynająć samochód w Playa Del Carmen i udać się na wyprawę. Co do wynajmu, to przed wylotem przeszukaliśmy internet i zdecydowaliśmy się na America Car Rental. I to był zły wybór. Niestety, nie będę wchodzić tu w szczegóły, jednak chcę Was ostrzec. Nie wiem, jaką firmę Wam doradzić, bo sami mieliśmy z tym trudności.

Pierwszy przystanek - Cenoty Dos Ojos.

W założeniach mieliśmy odwiedzić sześć cenot i pięć świątyń. Ze względów finansowych i czasowych zrezygnowaliśmy z części tych planów. Wszystkie miejsca w Meksyku są płatne. Nawet plaże, chociaż teoretycznie są publiczne, ale żeby się do nich dostać trzeba przejść przez klub lub hotel, a tam są już opłaty. Parkingi płatne, część dróg płatnych, toalety płatne....

Wracając do Dos Ojos, zapłaciliśmy po 700 pesos (lepiej płacić w lokalnej walucie, bo mają słaby kurs dolara, a na kartę dodatkową opłatę) za snorkling z przewodnikiem. I to był strzał w dziesiątkę. Dostajecie cały sprzęt (lepiej wziąć piankę, bo woda zimna), szafkę i zwiedzacie miejsca, do których samemu nie można wpłynąć. Obowiązkowe są kamizelki, więc aktywność jest dostępna dla wszystkich. Druga opcja - nurkowanie jest dużo droższa, wymaga rezerwacji i certyfikatu advanced. Trzecia opcja - pływanie w miejscach ogólnodostępnych- jest o połowę tańsze (nadal obowiązują kamizelki).

Drugi przystanek tego dnia to pięknie położone ruiny Tulum
Na Jukatanie jest bardzo wiele pozostałości po miastach Majów. Tulum wyróżnia się położeniem nad morzem. Wstęp jest wyjątkowo tani - 85 pesos, ale zapłaciliśmy za parking 100. Do tej pory nie wiemy, czy taka była opłata. Niestety wielu autochtonów próbuje nabrać turystów, to jeden z minusów Meksyku.

Po drodze z parkingu można spotkać coati, bardzo krzykliwe ostronosy. A przy samych ruinach grasują iguany.

Na nocleg zajechaliśmy do Bacalaru. Zarezerwowałam go przez booking, ale nie był to dobry wybór, więc nie podaję adresu.

W Bacalarze rozpoczęliśmy od wynajmu kajaku na Lagunie Siedmiu Kolorów. Za dwie godziny udało nam się zbić cenę do 350 pesos (pamiętajcie tylko, że byliśmy poza sezonem, więc chętnych nie mieli). Zarówno w cenotach, jak i w lagunie, jest zakaz używania kremów z filtrem (ochrona fauny i flory), a słońce pali. Zaopatrzcie się w nakrycia głowy i długie rękawy.

Teoretycznie dostęp do laguny jest bezpłatny, ale żeby się tam dostać trzeba przejść przez klub. Jak wynajmiecie kajak (lub zapłacicie za wycieczkę łódką), to możecie sfotografować się w hamaku.
Następnie przejechaliśmy do Los Rapidos. Rzeki (w lagunie), którą można spływać (dają kamizelki), można też wynająć ponownie kajaki (400 pesos za godz), ale nam wystarczyło leniwe dryfowanie. Za dostęp płaci się 150 pesos, za szafkę 50, za leżak minimalne zamówienie 300 pesos, parking był bezpłatny. Po rzece nie wolno chodzić- ochrona stromatolitów skał utworzonych przez bakterie, które produkują tlen. 

Na nocleg wróciliśmy w to samo miejsce, ale zmieniliśmy pokój. Było ciszej, a gekon też był. :) 

Ważne informacje: w Meksyku nie wolno pić wody z kranu (nawet lokale piją oczyszczaną) i nie wolno wrzucać papieru do toalet. I wszędzie dopominają się o napiwki, to trochę tak jak w Stanach. Prowadząc samochód uważajcie na wysokie progi zwalniające, które często pojawiają się bez zapowiedzi. Na ciężarówki, wymuszające pierwszeństwo, światła (które są za skrzyżowaniem, nie przed) oraz kontrole policyjne i wojskowe. Patrole mogą Was zatrzymać i pytać o cel podróży, dokumenty, a raz nawet chyba chcieli nas naciąć na łapówkę (ale graliśmy nieświadomych i nas puścili). Patroli jest bardzo dużo, po pewnym czasie stają się częścią krajobrazu, ale pierwsze dni były dla nas dziwne. W pełni umundurowani ludzie z długą bronią chodzą również po plaży wśród turystów, a ulicami jeżdżą ciężarówki z karabinami na pace.

Kolejnego dnia ruszyliśmy w długą trasę do Ciudad Del Carmen. Zatrzymaliśmy się tam na nocleg (Hilton za punkty) w drodze do Palenque. 

W czasie wyprawy jedliśmy głównie w takich lokalnych miejscach. Tacos kosztują ok 70 pesos, piwo ok 30. Im bardziej turystyczna miejscowość i lepszy lokal, tym wyższa cena. 

 Benzyna ok 25 pesos za litr. Tankując trzeba bardzo uważać. Pracownicy próbują oszukać, nie zerują dystrybutora i podmieniają banknoty (udając, że dostali 50, a nie 500). Na wielu stacjach można płacić kartą.

Tutaj i tylko tutaj, można się wspinać na kilka świątyń. Dobrze mieć wysoki filtr, wodę, dobre buty, czapkę, sprej na komary!

Palenque znajduje się w dżungli w parku narodowym, dlatego kupuje się dwa bilety. 97 wjazd do parku i 85 wejście do ruin. Czy warto tak daleko jechać? Hmmm. Teraz chyba bym się na to nie decydowała. Jadąc na południe mieliśmy nadzieję na większą różnorodność przyrody. Widzieliśmy wprawdzie małpy, ale to wszystko. A same ruiny są pięknie położone, jednak mi bardziej podobają się te w Uxmal. 

Jeżeli możecie, to zdecydujcie się na nocleg w hostelu blisko ruin. Takie spanie w dżungli :)

Za tydzień zapraszam na dalszą część podróży po Meksyku.

4 komentarze:

  1. Piękna wyprawa. Super wpis.
    Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne wakacje i ciekawie opisane.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna ta woda.
    America Car Rental to najgorszy wybór!

    OdpowiedzUsuń