Tegoroczne urodziny postanowiłam spędzić w jakimś europejskim mieście. Żeby nie było za daleko i za drogo, a jednocześnie żeby było ono dla mnie nowe (prawie się to udało). Nasz wybór padł na Istambuł.
Do Turcji wystarczy mieć pełne szczepienie - to też przemawiało za tym miastem. |
Do Istambułu lecieliśmy z Turkish Airlines - lot trwał dwie godziny i podano ciepły posiłek! To teraz rzadkość.
Hotelu nie mogę Wam polecić, bo mieliśmy go za punkty. Bilet lotniczy też był za punkty i tylko zapłaciliśmy podatek i opłaty lotniskowe - 431zł od osoby.
Taksówka z lotniska do centrum miasta to ok 200 lirów, część kierowców nie akceptuje kart kredytowych. Tureckie liry udało mi się kupić w kantorze w Warszawie (1PLN=2liry) W drodze powrotnej, korzystając z hotelowego WiFi, zamówiliśmy Ubera.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od spaceru po naszej dzielnicy i po okolicznych bazarach. Zostawcie sobie miejsce w bagażu na zakupy!
Oliwki, oliwki, oliwki. Najtaniej zrobicie zakupy na małych lokalnych bazarach, a nie na Grand Bazar, czy Bazarze Egipskim. |
Drugi dzień od rana był typowo turystyczny, wpierw Aya Sofia - wstęp bezpłatny, ale w piątek otwarte dopiero od 14:00. Pamiętajcie, że do meczetu trzeba się ubrać, panie zakrywają też włosy; a wszyscy muszą mieć długie spodnie (lub spódnice) i zakryte ramiona. Przed wejściem zdejmuje się buty i chodzi na boso - warto mieć skarpetki.
Hagia Sophia, cz też Aya Sofia to dawny kościół bizantyjski przerobiony na meczet. Zdecydowanie polecam. |
Jeżeli chodzi o pobliski Błękitny Meczet, to niestety jest on w remoncie i nie ma sensu stać w kolejce, bo w środku wszystko jest zastawione. W sumie nie wiem, po co wpuszczają turystów...
Następnie udaliśmy się na Bazar Egipski. Polecam Wam wizytę na tym i na Grand Bazar, ze względu na atmosferę i architekturę, ale zakupy zróbcie gdzie indziej. |
Ten wieczór spędziliśmy w lokalnej restauracji z tradycyjną muzyką i tańcem brzucha - w końcu urodziny ma się raz w roku!
Ciąg dalszy w następnym wpisie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz