czwartek, 7 listopada 2019

Friedrichshafen

Czasami moja praca zabiera mnie do bardzo dziwnych miejsc. Do państw i miast, do których normalnie bym się nie wybrała. Mówiłam Wam już, że byłam w Pakistanie? Wiele lat temu. Z pracą oczywiście.
Tym razem znalazłam się dużo bliżej, bo u naszych zachodnich sąsiadów. Dokładnie mówiąc w Friedrichshafen nad Jeziorem Bodeńskim.

Jezioro Bodeńskie w języku niemieckim nazywane jest "Morzem Bodeńskim", jest tak duże, że często nie widać drugiego brzegu.
Po jeziorze pływają promy, ale oczywiście my będąc na wiecznym standby'u (dyżurze) nie możemy wsiąść na łódkę. Za to z całą resztą emerytów możemy wędrować nabrzeżem ciesząc się ciepłą jesienią i pięknymi widokami.

Piękny park położony tuż przy promenadzie.

W lecie w jeziorze można pływać. Można też wynająć kajaki i rowery wodne. Jesienią można gonić łabędzie i straszyć mewy.
Nie żartuję, jeżeli chodzi o tych emerytów. O godzinie 20 miasto już śpi.

Ciekawe instalacje i spokojna tafla wody.
W mieście znajduje się również pałac, którego nie można zwiedzać.
Zgadnijcie na ile dni tu ugrzęźliśmy? 4! Zawsze to lepiej niż w Luton. W następnym poście przedstawię Wam ciekawą historię z tego miejsca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz